29.05.2014

Rozdział 53. "Absolutna samotność."

- Rosalie? - słyszę zachrypnięty głos. Powoli unoszę swoją głowę. Serce przyspiesza swoją pracę, gdy widzę jego otwarte oczy. Te piękne, zielone oczy, które tak bardzo kocham. Nie zmieniły się, są tak samo zielone, jak kiedyś. Uśmiech wkrada się na moją mokrą twarz. Unoszę się na łokciach, on unosi głowę i rozgląda się po pokoju - Gdzie jestem? - chichoczę na jego pytanie. Zaczynam się śmiać i wtulam w jego ciało
- Harry, jesteś w szpitalu. - odpowiadam po chwili ciszy, patrzę z powrotem na jego twarz, w jego oczy. Nadal rozgląda się po pokoju, jednak zatrzymuje swój wzrok na moich oczach
- Jak tu trafiłem? - uśmiech nie chce zniknąć z twarzy. Nagle do sali wchodzi lekarz z jakąś teczką, który zajmuje się Harry'm. Obraz mnie oraz przytomnego Harry'ego zszokował go i to bardzo
- Pan Styles? - zmarszczył brwi i bardziej rozszerzył oczy - Obudził się pan. - jąka się. Nie był przygotowany na to, że jego prawie martwy pacjent obudzi się. Był przekonany, że nie ma dla niego ratunku. Niemożliwe okazało się możliwe
- Ktoś mi powie, co się wydarzyło? I dlaczego tutaj jestem? - Harry podniósł się na łokciach, wydaje się być zdenerwowany. Nie powinien się cieszyć, że żyje? Zamiast tego jest zdenerwowany, wydaje się być wytrącony z równowagi, jakby ktoś przed chwilą wybudził go z najpiękniejszego snu, jaki mu się śnił
- Przedawkowałeś narkotyki. Theo znalazł cię prawie martwego w twoim domu na podłodze. Gdyby w porę się nie zjawił, umarłbyś. Byłeś w śpiączce, bo lekarze tylko tak mogli cię uratować. - zmarszczył brwi pod wpływem wypowiedzianych przeze mnie słów
- Śpiączka? - kiwam głową - Powinienem nie żyć. Ile mnie nie było?
- Długo. Dla mnie to była wieczność. - odsuwam się, by widzieć w całości jego twarz. Lekarz usiadł na krześle, przy łóżku. Odstawił teczkę, którą trzymał w dłoniach na stolik obok nas
- Nic pana nie boli? - kiwnął przecząco głową - Pamięta pan wszystko? Swoje życie, kojarzy pan tę dziewczynę. - kiwa twierdząco głową - Pamięć w normie. - stwierdził - Tak po prostu, otworzył pan oczy? Wybudził się? - kiwnął głową - To niemożliwe. Powinien pan nie żyć. Dawka jaką pan zażył, była śmiertelna. Najwidoczniej w porę został pan znaleziony. Musi pan zostać jeszcze na obserwacji i badaniach. Zaraz wrócę. - wstał nadal zszokowany ze swojego miejsca, po czym wyszedł zostawiając nas samych. Popatrzyłam na niego. Zmarszczka na jego czole jeszcze bardziej się powiększyła
- Nie cieszysz się z tego, że żyjesz? - popatrzył na mnie. Złość w jego oczach jest dobrze widoczna. Przyćmiła je ciemność, która kiedyś mnie przerażała. To nie te oczy, które tak bardzo kocham, ani nie te, w których się zakochałam
- Gdybym chciał żyć, to nie nafaszerowałbym się tym świństwem, nie rozumiesz?! - krzyknął głośniej, niż było to potrzebne
- Mogłeś umrzeć, a teraz nie doceniasz tego, że dostałeś szansę na to, by żyć? - odsunęłam się od niego. Wcale go nie poznaję. To nie ten Harry, w którym się zakochałam. Nie zmienił się, przeciwnie. Widzę go teraz tak, jakby znajduję się przed zupełnie obcym mi chłopakiem, którego nigdy na oczy nie widziałam. Zmienił się, jednak na gorsze. To wydarzenie niczego go nie nauczyło
- Gdybym chciał żyć, to nie zrobiłbym tego! Jesteś tak głupia, że nie rozumiesz tego? - do oczu napływają łzy, ale nie pozwalam im popłynąć. Wydarzenia, które miały miejsce nauczyły mnie radzenia sobie z bólem, łzami, nieśmiałością, dorosłam
- Jeśli mógłbyś, to zrobiłbyś to jeszcze raz? - ustałam obok łóżka ze splecionymi rękoma na piersi. Odkręcił głowę w przeciwną stronę, zaciska mocno usta, ma zdenerwowany wyraz twarzy
- Z pewnością. - odpowiedział nie patrząc na mnie, zaśmiałam się z jego odpowiedzi
- Uważasz, że jestem głupia, nie rozumiem tego, że chciałeś się zabić? Rozumiem to wszystko doskonale. To nie ja jestem tutaj głupia, wiń o to siebie. Twoje szczeniackie zachowanie i zazdrość doprowadziły do tego, że nie umiałeś sobie z tym wszystkim poradzić. Harry zdenerwował się, bo jego była, którą sam zostawił, znalazła sobie kogoś, a ty zostałeś z niczym? Może z chęcią teraz wrócił byś do Hayley, co? Albo do przyjaciela, którym pomiatasz? Lub jeszcze do tatusia, który zarabiał za dużo, a jego synek był nękany? - popatrzył na mnie, teraz buzuje w nim wściekłość
- Odwołaj to. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Nie mam zamiaru mu ustępować. Za dużo razy podkulałam ogon, za dużo razy nie nie mówiłam, przez co cierpiałam. Patrzymy teraz na siebie wzrokiem pełnym nienawiści, wściekłości. Wiem, że przesadzam, ale najwyższy czas, by wszystko z siebie wyrzucić
- Nigdy. - odpowiedziałam pewnym, groźnym tonem
- A może ty wolałabyś wrócić do swojego i tak spieprzonego życia? Beze mnie jesteś nikim. Nic nie znaczysz, dopóki ja nie pojawię się przy tobie. - ponownie zaśmiałam się z jego wypowiedzi
- Moje życie jest spieprzone? Popatrz na swoje. Synek bogatego tatusia był nękany, bo nie potrafił sobie poradzić z własnymi problemami. Dopiero, gdy synek trafił do więzienia, odzyskał szacunek? Nigdy go nie miałeś i nigdy nie będziesz miał. - syknęłam - Ludzie boją się ciebie, a tobie się to podoba? Gdybyś nie trafił to więzienia, to ciągle byłbyś taki sam!
- Zamknij się. - zagroził przez zaciśnięte zęby - Jeśli nie zamkniesz swojej buzi, to nie ręczę za siebie.
- Chcesz mnie uderzyć? - zakpiłam z niego - Myślisz, że się przestraszę? - nagle do sali wszedł lekarz, który wyszedł przed chwilą. Chyba zauważył, że zabijamy się wzrokiem. Gdyby były tutaj noże, to pozabijalibyśmy się nimi
- Zostanie pani? - popatrzyłam na niego, a później z powrotem na Harry'ego, który pierwszy otworzył usta
- Nie, ona wychodzi. - warknął na tyle, że lekarz sam się wzdrygnął
- Życzę panu powodzenia. - odwróciłam od niego wzrok i wyszłam z sali. Mocno trzasnęłam drzwiami, by trochę rozładować emocje. Ludzie popatrzyli na mnie, jakbym przed chwilą zabiła kogoś lub zrobiła coś złego. Moje dłonie drżą ze złości, która we mnie buzuje. Wściekłość rozlała się po żyłach. Zamiast cieszyć się z tego, że się obudził, pokłóciliśmy się. Zamiast cieszyć się, że znów mamy siebie, wytknęliśmy sobie wszystkie błędy. Mam tego wszystkiego dosyć. Jego bezczelnego charakteru i zachowania. Wini za wszystko innych, a sam nie widzi swojej winy. Moja klatka piersiowa szybko unosi się i opada. Zamykam oczy i opieram się plecami o ścianę. Czas dla mnie zatrzymuje się. Wszystko cichnie, bym mogła się uspokoić. Czuję się, jakby nikogo tutaj nie ma. Korytarz jest opustoszały, jestem sama, zupełnie sama.
 
Harry's P.O.V.
 
Kurwa! Wszystko spieprzone. Co ja jej do cholery nagadałem? Jeszcze na dodatek groziłem, że uderzę ją, jeśli się nie zamknie. Lekarz mówi coś do mnie, ale nie zbyt go słucham. Powiedziałem coś, czego nie chciałem. Prawdą jest to, że chciałem się zabić i nie żyć. Rosalie miała rację. Wszystkie jej słowa były prawdziwe. Widzę tylko czyjąś winę, a tak naprawdę jestem idiotą. Kto normalny sięga po śmiertelną truciznę, gdy jest zazdrosny? Nie chciałem żyć bez niej, a Ashton wszystko zepsuł. W zasadzie, to ja wszystko zepsułem. Zerwałem z nią, chociaż jej życiu już nic nie zagraża i możemy w końcu być razem. Gdyby miał choć trochę rozumu, to nie zerwałbym z nią. Na dodatek tamto zerwanie zniszczyło jej uczucia do mnie. Zachowałem się, jak gówniarz. Zabawiłem się jej uczuciami. Przecież kocham ją całym sercem i chcę z nią być. Nie uda mi się już tego naprawić. Wszystko zniszczone, doszczętnie zniszczone. Nadal nie widać u mnie żadnej zmiany. Miałem być tym samym lub podobnym chłopakiem, jak kiedyś. Miałem panować nad swoimi emocjami, siłą, agresją i bezczelnym zachowaniem. Dlaczego to wszystko takie trudne?
- Słucha mnie pan? - lekarz pomachał mi ręką przed oczami - Wszystko w porządku?
- Tak, w porządku. - odpowiedziałem na jednym wdechu. Szybko udało mi się uspokoić, nie wiem, jak z Rosalie. Między nami wszystko skończone. Przez tę kłótnię wszystko zniszczone. Cholera! Znowu odcinam się od niego. Patrzę w okno. Nie zwracam na niego uwagi. Teraz wszystko do mnie dociera. To wszystko moja wina. Gdybym nie zerwał z nią, wszystko byłoby dobrze. Gdybym swoim życiem nie narażał jej na niebezpieczeństwo, wszystko byłoby dobrze. Gdybym nie wplątywał jej we wszystkie moje sprawy, wszystko byłoby dobrze. Gdybym tamtej nocy opanował się, wszystko byłoby dobrze. Byłem tak zazdrosny, że nie myślałem racjonalnie
- Chodzi o tamtą dziewczynę? - tym pytaniem wyrwał mnie ze swoich myśli - Pokłóciliście się? - niepewnie skinąłem głową. Nie wiem, czy powinienem mu mówić o moich sprawach prywatnych. On jest moim lekarzem, a nie psychologiem
- Ona była tutaj, gdy ja byłem w śpiączce? - z pewnością kiwnął twierdząco głową
- Była zawsze, gdy tylko miała czas. - uśmiechnął się lekko - Zawsze pytała, czy jest szansa, żeby pan przeżył. Była zrozpaczona, otępiała, jakby wyssano z niej życie. Nigdy nie widziałem jej pobudzonej, gotowej do życia. Wyglądała jak zombie. - zaśmiał się z własnego komentarza - Wiem, że z pewnością kocha pana. Kiedy tylko ją widziałem, płakała. Wiadomość o tym, że może pana stracić, całkowicie ją załamała. Pewnego dnia urządziła jakąś awanturę, byłem w tym samym korytarzu i dokładnie wszystko słyszałem. Uderzyła jakąś dziewczynę w twarz, bo podobno tamta dziewczyna była wplątana w pański aktualny stan. - Rosalie uderzyła kogoś?!
- Jak wyglądała tamta dziewczyna? - spytałem zszokowany jego wypowiedzią
- Brunetka, szczupła, niezbyt wysoka. - cholera, ona uderzyła Hayley! To musi być Hayley. Nie miałaby powodu, by uderzać jakąś inną dziewczynę. To do niej nie podobne. Schowałem twarz w dłoniach. Niedługo zwariuję. Wszystko dzieje się tak szybko, za szybko. Hayley w zemście może wszystko zrobić. W pewnej chwili drzwi od sali otworzyły się, a do środka wbiegła moja matka z ojcem, która od razu podbiegła i przytuliła mnie
- Harry, Boże ty żyjesz. - wyszeptała cichym, drżącym głosem. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w tym stanie. Całe jej ciało drży, płacze, jest cała w nerwach. Ojciec usiadł po drugiej stronie łóżka, obok mnie. Podobnie, jak matka jego ciało drży, jednak ukrywa to pod skórą biznesmena w garniturze
- Co ci strzeliło do głowy? - popatrzyła na mnie, chwyciła moją twarz w swoje dłonie, strasznie zimne dłonie
- Miłość uderzyła mu do głowy. - odpowiedział za mnie ojciec. Lekarz bez słowa wyszedł z sali, by dać nam chwilę prywatności
- Przepraszam. Byłem tak bardzo zazdrosny o Rosalie, że najwyraźniej zwariowałem. - ponownie mocno mnie przytuliła. Popatrzyłem na ojca. Emocje zrobiły swoje. Pierwszy raz widzę go płaczącego. Pojedyncze łzy spływają po jego policzkach
- Nigdy więcej tego nie rób. Nie zostawiaj już nas. - skinąłem twierdząco głową na jego słowa. Przez jej mocny uścisk niemal tracę możliwość, do odetchnięcia. Widocznie strasznie to przeżywa. Mogła stracić swojego jedynego syna, który i tak nie zasługuje na jej miłość. Skrzywdziłem nawet ją. Nigdy nie będę zasługiwał na osoby, które mnie otaczają
- Synu, co się stało między tobą, a Rosalie? - popatrzyłem na niego - Kiedy wchodziliśmy, widzieliśmy ją niemal wrzącą ze złości. - westchnąłem głośno dając im znak, że nie wiedzą o wszystkim, co się dzieje
- Zepsułem wszystko po raz kolejny. Pokłóciliśmy się, a ja i tak o wszystko oskarżam ją. Pewnie teraz mnie nienawidzi i nie chce znać.
- Gdyby cię nienawidziła, to teraz byłaby daleko stąd. Nie przychodziłaby tutaj, by sprawdzić, czy wszystko z tobą dobrze. Wydaje mi się, że nigdy nie przestanie cię kochać. Inaczej dawno by to zrobiła ze względu na twoje życie. - powiedziała drżącym głosem - Powinieneś poważnie zastanowić się nad tym wszystkim.
- Albo dotrzymać obietnicy, której mi kiedyś obiecałeś, pamiętasz? - popatrzył na mnie z uśmiechem, na co odwzajemniłem go. Doskonale pamiętam o mojej obietnicy, którą mu obiecałem.
 
*
 
Podeszłam do butli z wodą i nalałam jej do przezroczystego kubka. Wypiłam wszystko od razu. Przyjemna, zimna woda rozlała się w moim gardle. Tego było mi trzeba. Nie wierzę w to, co stało się kilka minut temu. Jeszcze nigdy tak się nie pokłóciliśmy. Gdyby lekarz nie przeszkodził nam, to pozabijalibyśmy się tam. Może najwyższy czas odejść, ale na zawsze? Nasza miłość nie przynosi nic dobrego. Świat jej nie chce, nie akceptuje. Jednak za bardzo go kocham, by odpuścić. Nie dam rady. Nie dam rady go opuścić. Jeśli nie będziemy walczyć, to nasza miłość nigdy nie przetrwa. Psujemy wszystko za każdym razem. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Zgniotłam kubek i wyrzuciłam go do kosza. Do sali Harry'ego niedawno weszli Damian i Victoria. Na pewno zauważyli, że jest coś ze mną nie tak. Jestem strzępkiem nerwów. Powinnam się cieszyć, że znowu jest ze mną, a tymczasem pokłóciliśmy się jak dzieciaki. Powinnam z nim porozmawiać, ale bez krzyku. Chyba chcę to wszystko naprawić, prawda? Nie odpuszczę, dopóki nie powie mi, że mnie nienawidzi. Skoro kocham go, to będę walczyć. Nie poddam się tak łatwo. Muszę wziąć się w garść. Wdech, wydech, wdech, wydech. Podeszłam do jego sali, jednak gdy nacisnęłam klamkę, akurat otworzył drzwi Damian, uśmiechnął się lekko, gdy tylko mnie zauważył
- Rosalie. - otworzył mi drzwi i gestem ręki wskazał, żebym weszła do środka. Niepewnie ruszyłam. Victoria siedzi obok Harry'ego, który w skupieniu przypatruje się mi. Wygląda na zdenerwowanego, ale nie ze złości. Podchodzę bliżej. Damian ruchem dłoni przywołuje do siebie Victorię, bez słowa opuszczają pomieszczenie
- Rosalie, przepraszam. - zaczyna niepewnie, przez chwilę stoję w miejscu - Nie chciałem, przepraszam. Po prostu .. - zanim dokańcza przerywam mu
- Zamknij się. - podchodzę bliżej łóżka, siadam na nim okrakiem. Przybliżam się do jego twarzy, po czym muskam jego usta. Po chwili mocniej wbijam się w nie. Rozchylam wargi, by wpuścić jego język. Delikatny pocałunek zmienia się w namiętny, pełen miłości. Z zawahaniem wsadzam rękę w jego włosy. Przesypują się między moimi palcami, delikatnie je łaskocząc. Lekko ciągnę za końce. On łapie za moją szyję. Głaszcze mój język, podniebienie. Tak bardzo mi go brakowało. Czuję przyspieszone bicie jego serca, które idealnie komponuje się z moim własnym. Niespokojne i ciężkie oddechy wydostają się z naszych nozdrzy. W tym momencie tworzymy jedność. Czuję jak jego dłoń zsuwa się na moje plecy, chcąc zminimalizować przestrzeń między naszymi ciałami. Przyciąga mnie to siebie, przez co leżę na nim. Oplatam rękoma jego kark z zapałem przyciągając do siebie jeszcze bardziej
- Tak bardzo mi tego brakowało. - mówię szeptem i odsuwam się lekko, jednak nadal milimetry dzielą nasze usta. Otwieram oczy, on robi to samo. Widzę ich pełną zieleń, są takie same, jak kiedyś
- Przepraszam. - mówi szeptem. Nie może opanować oddechu przez pocałunek. Chichoczę cicho w odpowiedzi - Kocham cię.
- Kocham cię. - odpowiadam bez wahania
- Byłaś przy mnie? - kiwam głową na jego słowa - A co z Ashton'em? - zaciskam mocno usta, westchnęłam cicho
- Ashton był tylko osobą, którą poznałam w pracy. - chce coś powiedzieć, jednak przerywam mu - Nie, z Ashton'em nic mnie nie łączy. - muszę, a nawet powinnam mu wszystko wyjaśnić - Hayley nadal nie rozumie tego, że nie kochasz jej. Być może w zemście nasłała Ashton'a, by nas skłócić. Miał spowodować, bym się w nim zakochała. On kochał ją, a ona chciała go tylko wykorzystać. Zabawiła się nim i jego uczuciami.
- Więc to wszystko było ustawione? - kiwnęłam głową, wypuścił całe powietrze z płuc - Czyli to znaczy, że między wami nic nie ma? I nigdy nie było? - kiwnęłam głową - Byłem głupi robiąc to?
- Bardzo głupi. Dlaczego tak w ogóle to zrobiłeś? Wiesz jak mnie wystraszyłeś? Mogłeś umrzeć.
- Byłem zbyt zazdrosny, żeby myśleć racjonalnie. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że ktoś oprócz mnie, mógłby cię mieć. Wziąłem od James'a narkotyki, bo chciałem umrzeć. Wiedziałem, że są silne, więc na pewno umarłbym od nich.
- Dostałam list od James'a z więzienia. Napisał, że może teraz umierać w spokoju, bo wie, że nie żyjesz.
- Niech tak zostanie. Niech żyje z taką świadomością. Przynajmniej nie będzie uciekał z stamtąd, by ponownie się zemścić. Mamy go z głowy. - zaczesał pasemko moich włosów za ucho
- Uderzyłaś Hayley? - spytał nagle, uśmiech zniknął z jego twarzy, niepewnie skinęłam głową - Nie powinnaś była tego robić.
- Mówisz mi to, jak moja mama. - chichoczę cicho, a on ponownie uśmiecha się
- Wiem. To nie pasuje do ciebie, te zachowanie. - marszczę brwi nie wiedząc, o co mu chodzi - Nie chcę, byś się zmieniała. Chcę byś pozostała nieśmiała. To mi się w tobie najbardziej podoba. Twoja nieśmiałość i niezdarność jest słodka. Nie chcę pewnej siebie kobiety, chcę Rosalie. - na moje policzki wkradła się czerwień - Chcę takiej nieśmiałej dziewczyny, jak ty, która jest niegrzeczna tylko dla mnie. - musnęłam delikatnie jego wargi w podziękowaniu za to, że akceptuje mnie taką, jaka jestem
- Harry, ty też nie musisz się dla mnie zmieniać. Wystarczy, żebyś tylko panował nad swoją siłą i niewyparzonym językiem, wszystko będzie dobrze, na pewno. - kciukiem gładzi mój policzek - Chcę być z tobą.
- Ja też chcę być z tobą. Nie widzę swojego życia bez ciebie. To byłoby zbyt trudne. Bądźmy razem bez względu na wszystko. Nie martwy się o to, czy ktoś nie chce naszej miłości. - zamilkł na chwilę - Mam do ciebie prośbę.
- Jaką? - zapytałam zdziwiona jego nagłą wypowiedzią
- Ucieknijmy stąd. Ucieknijmy tak, żeby nikt nie wiedział, gdzie jesteśmy. Nie kontaktujmy się ze światem, z nikim. Tylko my dwoje. Chociażby jeden dzień w absolutnej samotności.
- Nie powinniśmy. Mogą się o nas martwić. Tak nagle znikamy bez żadnej wiadomości? Powinieneś być pod opieką lekarzy, by mieć pewność, że wszystko w porządku. - wyciągnął rękę w kierunku stolika, na którym leżą jakieś papiery i długopis lekarza - Co ty robisz? - zaczął coś pisać na wolnej kartce
- Wiadomość.
 
Nie szukajcie nas. Wszystko z nami w porządku. Nie martwcie się. Znikamy na chwilę.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
_____________________________________
 
Niespodzianka! Dodaję rozdział wcześniej, który jest już przedostatnim rozdziałem :')
Po tytule rozdziału można było pomyśleć, że uśmierciłam go, ale nie mogłabym tego zrobić :)
Przedostatni rozdział, jejku, a można powiedzieć, że dopiero zaczynałam. Jak ten czas szybko leci :')

7 komentarzy:

  1. Słodko ♥ :*** nie mogę uwierzyć , że już się kończy :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny! <3 Smutno mi że to już przedostatni ;c Kocham to ff ! Masz talent <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ♥
    Dobrze, że Harry w końcu się obudził ♥
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) x

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg! Błagam nie kończ już bloga, siedziałam całe 2 dni by przeczytać wszystkie rozdziały i tak mnie to wciągnęło, że nie chcę byś kończyła. Nie wiem co zrobie jak dalsze rozdziały nie będą sie pojawiać. Na pewno umrę z nudów. Boże kocham tego bloga <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej.Troche smutno.ze ju tylko 1 rozdział został.Mam nadzieje,że założysz jakis inny blog.Czekam na next
    Ania ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny! <3
    Nie mogę uwierzyć, że został tylko jeden rozdział do końca.. x

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy