27.02.2014

Rozdział 2. "Ulga"

 Przeczytaj notkę pod rozdziałem.

Obudziły mnie szczekania jakiegoś psa. Wydałam z siebie pomruki niezadowolenia i nałożyłam poduszkę na głowę. Pies nie dawał za wygraną. Nieźle zapowiada się ten dzień. Zdjęłam poduszkę z głowy i usiadłam na łóżku. Dłonią delikatnie przeczesałam swoje włosy. Wzięłam telefon z szafki nocnej, by zorientować się, która jest godzina, 9:10. Zauważyłam jeszcze, że mam jedną nieodebraną wiadomość. Przeciągnęłam palcem po ekranie, żeby odblokować i odczytać wiadomość

"Dziś wieczorem jest impreza u Hope, idziemy. Nie ma wymówki"

Kochana Pearl, zawsze podejmuje za mnie decyzje. Pearl jest moją najlepszą przyjaciółką, poznałam ją kiedy miałyśmy jakieś 6. lat. To było na placu zabaw. Przyszłam tam z tatą. Jakiś chłopiec zajął moją ulubioną huśtawkę, którą zawsze zajmowałam ja, Pearl siedziała obok, nie znałyśmy się jeszcze. Nawet jej wtedy na oczy nigdy nie widziałam. Nakrzyczałam na chłopca, że zajął moją ulubioną huśtawkę i że ona jest moja. On tylko wypiął w moją stronę swój język. W tamtym momencie miałam ochotę mu go odciąć. Byłam nieźle zdenerwowana i wyprowadzona z równowagi. Pearl zauważyła to, zeszła ze swojego miejsca i zepchnęła go. Jak to zauważyłam moje usta przypominały literkę "o". W duchu cieszyłam się. On zaczął płakać i odbiegł gdzieś, pewnie do rodziców. Zdziwiłam się jej zachowaniem, ale po chwili obydwie zaczęłyśmy się razem huśtać. Wkrótce ten chłopiec wrócił ze swoim tatą, miałyśmy nieźle przerąbane.

"Dobra, już nie mogę się doczekać"

Odpisałam pośpiesznie i zeszłam na dół. Mama i Jason siedzieli akurat w kuchni i jedli swoje śniadanie. Dlaczego nie nazywam Jason'a tatą ? Chciał kiedyś, żebym tak do niego mówiła, ale już nigdy nie chcę używać tego słowa, to zawsze przypomina mi o zmarłym biologicznym ojcu. Wolę po prostu nazywać go po imieniu, przyzwyczaiłam się już do tego i trudno mi się odzwyczaić
- Dzień dobry. - przywitałam się z nimi
- Dzień dobry, wyspana ? - zapytał Jason. To było miłe z jego strony, może próbuje się podlizać ?
- Obudził mnie jakiś pies, ale tak to w porządku. - cholera! Zapomniałam o drzwiach! Co jak coś zniknęło albo co gorsza nadal tu jest albo najgorsze był u mnie w pokoju i ... dobra poniosło mnie. Momentalnie zaczęłam szybciej oddychać, moje ciało zaczęło się trząść. Boję się go jak cholera. Przełknęłam głośno ślinę, jeszcze uznają mnie za psychopatkę.
Muszę po śniadaniu dokładnie wszystko posprawdzać. Nie chcę przecież zemdleć z głodu. Przełknęłam swój strach i wyjęłam z szafki płatki bananowe. Zauważyłam, że mama zdążyła już zagotować mleko. Płatki wsypałam do miski i zalałam je jeszcze gorącą białą cieczą. Usiadłam obok swoich towarzyszy przy stole. Mama zajmowała się piciem kawy i jedzeniem kanapek a Jason czytał gazetę i jednocześnie pił swoją czarną kawę.
- Dzisiaj zaczynamy pracę później i nie będzie nas całą noc. Może zaproś Pearl do domu na noc ? Nie będziesz sama siedziała. - oznajmiła mi mama. Nie będę im musiała mówić o imprezie, tylko, że razem z Pearl będziemy siedziały w domu. Jak rano wrócą wcześnie, to powiem, że poszłam odprowadzić ją do domu. Gdybym powiedziała im o imprezie nie zgodzili by się. To dlatego, że nie przepadają za Hope, uważają, że to nie jest odpowiednią dla mnie znajomą. Oni jej po prostu nie znają.
- Dobra, zadzwonię do niej. - odpowiedziałam. Powoli zaczęłam jeść swoje śniadanie. Zapanowała między nami niezręczna cisza. Chociaż zawsze tak jest, każdy jest zajęty swoimi myślami. Cholera! Znowu zapomniałam o tych kluczykach! Kiedy ja pójdę na imprezę, to nikogo nie będzie w domu. Co jeśli on wpadnie tutaj, może zostawię zapalone światło. Pomyśli, że ktoś jest w domu albo po prostu nie pójdę. Nie mogę tak po prostu zostawić domu.
- Rosalie ? - uniosłam głowę i popatrzyłam na Jason'a - Tak się wczoraj zastanawiałem nad tymi kluczykami, które zgubiłaś. Wczoraj zgubiłem swoje i te zapasowe, więc nie tylko ty nie masz kluczy od domu. Tak w zasadzie już dawno mieliśmy wymienić te stare drzwi na nowe. Dzwoniłem rano tam gdzie trzeba i dziś wstawią nowe, dostaniesz swoje nowe klucze. Nie musisz się martwić. - kamień spadł mi z serca. Teraz w duchu skakałam z radości. Mogę iść na tę imprezę!
- A i jeszcze jedno. - Jason upił łyk swojej kawy - Kiedy oni przyjadą, nas już nie będzie, więc zostawiamy na twojej głowie, żebyś przypilnowała ich. - masz to u mnie jak w banku!

Po skończonym śniadaniu zajęłam się dokładnym przeszukaniem domu. Kto wie czy nie był tu w nocy ? Jason i mama wyszli już. Pierwszym zajęłam się salonem. Najpierw obróciłam się wokół własnej osi. Na moje oko wszystko było na miejscu. Może dramatyzuję? Może źle go oceniłam? Trudno, sprawdzam dalej. Sprawdziłam dokładnie każdy kąt. Każdą szufladę. Chyba przesadziłam. Czasami tak mam i .. dobra koniec. W kuchni, w sypialni mamy i Jason'a to samo. W moim pokoju wszystko pozostało na swoim położeniu. Może tylko dramatyzowałam ? Niepotrzebnie czasami przejmuję się jakimiś bzdurami. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie przyjechali ludzie, po których dzwonił Jason. Szybkim krokiem podbiegłam, by je otworzyć
- Dzień dobry. Czy tu mieszka Jason Williams? - przede mną ustał mężczyzna, a za nim jeszcze jeden. Obydwaj są wyżsi ode mnie. Są ubrani w czarny strój roboczy. Na ich twarzach gościł kilkudniowy zarost.
- Tak, ale w tej chwili nie ma go w domu, ale powiedział, żeby panowie zajęli się swoją pracą. - mężczyzna przede mną skinął głową i podszedł do furgonetki, w której zapewne są nowe drzwi. Oddaliłam się w głąb korytarza i oparłam o ścianę. Mężczyźni zajęli się wykonywaniem swojej pracy, a ja w tym czasie "pilnowałam ich". Czasami wydaje mi się, że Jason potrafi czytać w myślach. Niby gdzie zgubił kluczyki? Czy to przypadek, że zgubił obydwie pary? Zresztą, nie muszę się martwić o to, że ktoś włamie się tutaj. Tak w zasadzie, to dlaczego nikt nie wie, dlaczego ten chłopak był w więzieniu? Przecież takie rzeczy szybko się rozchodzą. Może to tylko plotki? Sama nie wiem, ale i tak budzi we mnie strach samym spojrzeniem. Czy to możliwe, że boję się kogoś, kogo nawet nie znam? Gdyby zabijał wzrokiem, to pewnie wąchałabym teraz kwiatki od spodu. Chociaż, jest bardzo przystojny, ale też niebezpieczny i przerażający. Zabójcza mieszanka. Ciekawe ile dziewczyn wlazło mu już do łóżka? Pewnie nie jedna. Co one w nim widzą? Nie boją się go? Przecież w więzieniu siedział. Szczerze, to na sam widok jego oczu robi mi się słabo ze strachu
- Przepraszam. Skończyliśmy. - starszy mężczyzna podszedł do mnie. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nie zauważyłam, kiedy skończyli
- A tak. Przepraszam, zamyśliłam się. - posłałam mu przepraszające spojrzenie, mężczyzna odwzajemnił to uśmiechem
- O koszty się nie martw. Jason o wszystko się postarał. To kluczyki. Do widzenia. - pożegnaliśmy się i obydwaj mężczyźni zniknęli. Dobra, jedne biorę dla siebie.

Dochodziła godzina 18:10. Mama i Jason wrócą pewnie rano albo przed południem. Zastanawiałam się nad tym, co mam założyć. Co chwilę z szafy wyrzucałam ubrania, które lądowały na podłodze, ale i tak nie znalazłam nic sensownego. Lada chwila może przyjść Pearl. Stoję tak przed szafą i zastanawiam się. Może wezmę coś od mamy ? Ona zawsze ma coś ładnego. Porozrzucanymi ubraniami zajmę się później. Jak najszybciej pobiegłam do jej sypialni. Otworzyłam szeroko szafę i wypatrywałam czegoś odpowiedniego. Zauważyłam dość ładną sukienkę. Cała górna część jest czarna, zakończona rękawami na ramiączka, od pasa w dół cała biała. Ma też srebrny pasek zapięty w pasie. Jeszcze nigdy jej u niej nie widziałam. Pożyczę, może nie będzie zła, że wzięłam bez pozwolenia. Zdjęłam ją z wieszaka, zamknęłam dobrze drzwi szafy i skierowałam się do pokoju, by ubrać kreację. Musiałam udać się do łazienki, żeby doprowadzić twarz do porządku. Włosy pozostawiłam rozpuszczone a makijaż jak zawsze pozostał delikatny. Nigdy nie lubiłam nosić tony tapety na twarzy, jak niektóre dziewczyny. Wolałam być naturalna, podkreślałam tylko swoje atuty. Ostatnie poprawki i jestem gotowa. Wzięłam jeszcze białą kopertówkę, po czym zeszłam na dół do salonu. Pogasiłam wszędzie światła i wyszłam z domu, uprzednio zamknęłam drzwi na klucz. Tym razem muszę go dobrze pilnować, nie chcę znowu go zgubić. Sprawdziłam jeszcze czy nie mam jakiejś nieodebranej wiadomości, zupełnie nic. Nie musiałam czekać długo, zanim pojawi się Pearl. Ubrana w czarną sukienkę bez ramiączek wesoła szła w moją stronę
- Cześć, gotowa na zabawę ? - uśmiechnęłam się do niej i pokiwałam twierdząco głową. Jeszcze raz sprawdziłam czy dobrze zamknęłam drzwi i ruszyłyśmy na imprezę.
Hope nie mieszkała zbyt daleko od mojego domu, więc dotarcie tam nie zajęło nam zbyt dużo czasu. Nawet na zewnątrz jest słychać głośno muzykę i krzyki nastolatków. Pearl weszła jako pierwsza a zaraz za nią podążałam ja. Po wejściu do środka od razu uderzyła mnie woń alkoholu i papierosów. Zaraz zwymiotuję.  W środku znajduje się wiele już prawie pijanych nastolatków. Niektórzy całkowicie wstawieni, niektórzy chyba jeszcze nawet nie wzięli ani kropli alkoholu do ust. Kierowałam się za przyjaciółką, która zapewne szuka Hope. Musiałyśmy się nieźle przepychać, żeby znaleźć dziewczynę. Zauważyłam ją stojącą z jakimś chłopakiem. Typowa Hope, zawsze miała nosa do tych przystojnych. Pociągnęłam Pearl za rękę, by ta odwróciła się w moją stronę
- Może lepiej jej nie przeszkadzajmy ? - zaproponowałam unosząc ramiona. Pearl przytaknęła mi z uśmiechem i udałyśmy się po coś do picia. Nie chciałam wychodzić stąd o suchym gardle. Blondynka wybrała nam dwa niebieskie drinki - Za udaną imprezę ? - zaproponowałam toast. Razem lekko stuknęłyśmy o swoje kieliszki i wzięłyśmy pierwszy łyk. Niebieska ciecz otuliła w całości moje gardło, poczułam piekące uczucie, ale teraz liczyła się tylko impreza. Razem pośpiesznie ruszyłyśmy na parkiet. Obydwie poruszałyśmy się w rytm muzyki, jakby cały świat przestał nagle istnieć. Liczyła się tylko impreza, muzyka i dobra zabawa. Nigdy nie byłam jakąś wielką fanką imprez, ale też ich nie nienawidziłam. Lubiłam czasami odciąć się od rzeczywistości przy pomocy odrobiny alkoholu. Ostatnio zaczęłam się przejmować głupstwami, więc taka impreza na pewno dobrze mi zrobi. Pearl od czasu do czasu znikała z jakimiś przystojnymi chłopakami, ale po chwili zawsze wracała do mnie. Wkrótce dołączyła do nas Hope.
Po kilku przetańczonych piosenkach postanowiłam odpocząć. Pearl i Hope jeszcze miały siłę, zatem zostawiłam je same na parkiecie. Usiadłam na jednej z kanap. Uprzednio wzięłam jeszcze jednego drinka. Mój organizm całkiem dobrze przyjmował kolejne dawki alkoholu. Z uśmiechem patrzyłam jak dziewczyny bawią się w tańcu. Podeszło do nich nawet dwóch chłopaków. Zaczęłam nawet chichotać. Alkohol sprawiał, że zawsze dobrze się bawiłam. Hope pod wpływem alkoholu robiła się bardziej odważna.  Rozejrzałam się trochę po pomieszczeniu. Muzyka nadal głośno dudniła w uszach, ale zdążyłam się już przyzwyczaić do tej muzyki i woni alkoholu jak i papierosów. Wokół mnie tańczyło wiele już na pewno pijanych nastolatków, niektórzy od nadmiaru alkoholu prawie się przewracali. Mój wzrok utkwił na pewnym zielonych tęczówkach, które od pewnego czasu nie odstępują mnie na krok. Chłopak z burzą brązowych loków zaciekle się we mnie wpatrywał. Stał z drinkiem oparty o ścianę. Jego spojrzenie niemal hipnotyzowało moje. Poczułam się trochę niezręcznie od jego natarczywego wzroku. Wstałam ze swojego miejsca, po czym skierowałam się na zewnątrz. Tam też znajdowało się wiele osób, ale już mniej pijanych. Przyjemne, chłodne i świeże powietrze rozniosło się po moich nozdrzach. Na środku znajduje się duży basen z piękną błękitną wodą. Usiadłam na jednym z leżaków i powoli kończyłam swojego drinka. Po chwili zauważyłam idącą Pearl w moim kierunku. Wstałam ze swojego dotychczasowego miejsca i również podążyłam w jej stronę
- Chodź, kolejka czeka. - w jej głosie można było usłyszeć entuzjazm. Taniec się skończył? Przechodząc obok krawędzi basenu niechcący poślizgnęłam się na kałuży wody i kompletnie przez przypadek popchnęłam stojącego obok chłopaka, który po chwili wpadł do wody. Od razu wszystkie pary oczu zwrócone zostały w naszym kierunku. Moje oczy przypominały teraz kształt piłeczki do ping-ponga, dłonią zasłoniłam usta
- Czy ciebie kompletnie powaliło ?! - krzyknął, kiedy wyszedł w końcu cały mokry z basenu, kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć, zamurowało mnie
- Przepraszam, to było niechcący. - próbowałam się jakoś obronić, ale chłopak tylko bardziej się wściekł
- Niechcący ?! Zrobiłaś to pewnie specjalnie! - widać było, że jest nieźle pijany, zawsze bałam się takich gości, pijani, wściekli ..
- Skoro powiedziała, że to niechcący, to znaczy, że niechcący! Zrozumiałeś ?! - do akcji wkroczył ten sam chłopak z brązowymi lokami i zielonymi oczami. Dopiero teraz przypomniałam sobie kto to, to był ON. Pearl nerwowo złapała mnie za rękę i zaczęła prowadzić do środka. Musiałam nieźle przebierać nogami, żeby nadążyć za nią. Prowadziła mnie zapewne do łazienki. Jak burza obydwie wbiegłyśmy do niej, dziewczyna zdawała się nerwowa i nieźle wystraszona
- Cholera! To Styles! Co on tu robi? - Pearl nerwowo chodziła w tą i z powrotem. Sama też się przestraszyłam. Przecież on siedział w więzieniu, kto wie, może nawet za zabójstwo!
- Zaraz, a jak on się nazywa? - musiałam to wiedzieć
- Harry. Harry Styles. - odparła.
- Pearl, może Hope go zaprosiła, może sam przyszedł? - próbowałam znaleźć jakieś rozwiązanie. Skąd niby Hope miałaby go znać? Zaraz, przecież ona zna tylko takich.
- Hope zna różnych niebezpiecznych ludzi, więc ... - nie dokończyła, bo drzwi od łazienki otworzył się a w ich progu ustał Harry
- Nie przeszkadzam ? - zapytał, uniósł jedną brew i oparł się ręką o futrynę drzwi
- N..nie skąd. - wyjąkała nerwowo Pearl, ja stałam jak wryta i patrzyłam na obrót całej tej sytuacji
- To dobrze, bo chciałbym zamienić słówko. - przekręcił głowę w bok. Patrzył cały czas na mnie, więc Pearl posłusznie wyszła. Kiedy zniknęła za drewnianą powłoką moje serce natychmiastowo przyspieszyło jeszcze bardziej swoje tępo. Zbliżył się do jednej z szafek i wyjął z niej jakiś kluczyk. Cholera, on zamyka drzwi! Skąd on wie, gdzie Hope trzyma swoje kluczyki od łazienki? Stałam jak słup soli, żadnego ruchu, żadnej ucieczki, żadnej możliwości, by uciec od jego osoby
- Wiesz, nie wiedziałem, że od razu podkulisz ogonek i uciekniesz. - zbliżył się do mnie, ale instynktownie odsunęłam się od niego. Cały czas podążał za mną. Straciłam jakąkolwiek możliwość ucieczki. Każdy jego krok w przód oznaczał mój jeden w tył. W końcu poczułam zimną ścianę, to koniec, nie mam już nawet gdzie się cofnąć
- Czego chcesz ? - nie chciałam okazywać mojego strachu, na pewno to wyczuje, zbliżył się do mnie na tyle, że nasze klatki piersiowe niemal się stykały ze sobą
- Wiesz, mogę sprawić, że każdej nocy będziesz krzyczała moje imię albo mogę być twoim największym koszmarem. - niemal zachłysnęłam się powietrzem. Co on niby chce mi zrobić ? Nagle chwycił mnie za talię i posadził na pralce. Rozszerzył moje nogi i sam znalazł się pomiędzy nimi
- Dlaczego mi to robisz? - zaśmiał się. Cholera! Niech mnie stąd wypuści i nie dotyka!
- Niektórzy wolą ostre dziewczyny. Niektórzy wolą takie słodkie i delikatne jak ty. - zmarszczyłam brwi
- Więc dlaczego nie wyjdziesz stąd i nie poszukasz sobie 'ostrej' dziewczyny? Na pewno któraś chętnie wskoczy ci do łóżka. - w moich oczach zaczynały się zbierać łzy, łzy spowodowane strachem i bezsilnością
- Bo chciałbym ... - nie dokończył, bo ktoś zaczął walić w drzwi. Ten ruch chyba wyprowadził go z równowagi. Nie zamierzał mnie zostawiać. Stał przy mnie i ani myślał, żeby się oddalić. Zapewne ktoś był tak spity, że jego żołądek zaczął robić fikołki. Cóż, będzie musiał znaleźć sobie inną łazienkę do zwrócenia zawartości alkoholu
- To na czym stanęło? - zamyślił się na chwilę - A tak. Mam dosyć tych natarczywych lasek. Ty bardziej mnie pociągasz, bo muszę się o ciebie postarać. Podoba mi się ta zabawa w kotka i myszkę. - puścił do mnie oczko, nie mam zamiaru się z nim w nic bawić
- Wypuść mnie stąd. - wyjęczałam błagalnie
- Co ? Niby dlaczego ? Dopiero zaczynamy a ty chcesz już iść ?
- Niby co zaczynamy ? - mój głos załamywał się z każdym słowem, każdy wyraz sprawiał mi trudności
- Boisz się mnie ? - przechylił głowę nieco w prawo, nie chciałam mu okazywać mojego strachu, więc pokiwałam przecząco głową - Wydaje mi się, że tak. - ponownie pokiwałam przecząco głową
- Chcę, żebyś mnie wypuścił.
- To weź kluczyk i idź. - oparł obydwie ręce o pralkę, tym samym uniemożliwiając mi ruch. Zaczęłam się powoli zsuwać, sukienka lekko podwinęła mi się do góry, ale szybko ją opuściłam. Jakoś wyślizgnęłam się i skierowałam do drzwi. Wzrokiem próbowałam odnaleźć kluczyki do mojej wolności - Tego szukasz ? - odwróciłam się w jego stronę, trzymał je w dłoni, wyciągnęłam rękę w jego stronę
- Oddaj mi je. - zażądałam. To był nagły przypływ adrenaliny. Zaśmiał się z mojego komentarza. Kluczyki, które przed chwilą trzymał w dłoni schował do kieszeni
- Chcesz, to bierz - zawahałam się. Hope na pewno ma jeszcze jeden zapasowy kluczyk na wszelki wypadek. Otworzyłam którąkolwiek szafkę i zaczęłam szukać jakiś kluczyków. Biżuteria, kosmetyki, papierki, kurz i inne takie rzeczy. Znalazłam jakieś, może to te. Harry przypatrywał się wszystkim moim ruchom. Czułam się przy nim niepewnie. Wypalał dziurę w moim ciele. Podeszłam do drzwi i włożyłam w zamek kluczyk. Pasuje! Przekręciłam go, a drzwi ustąpiły. W duchu uśmiechnęłam się do siebie. Entuzjazm nie trwał jednak długo. Nagle poczułam czyjeś dłonie na mojej talii
- Wybierasz się gdzieś ? Nie wydaje mi się, żebyśmy skończyli. - strzepnęłam jego ręce z mojej talii, stał tuż za mną, czułam jego oddech na swojej delikatnej skórze. Odwróciłam się w jego stronę
- Chcę tylko stąd wyjść. Proszę. - wybełkotałam.  Nacisnęłam na klamkę i tym samym uwolniłam się od niego. Nie zatrzymał mnie. Wybiegłam prosto do wyjścia. Nie patrzyłam czy za mną jest czy nie. Muszę jeszcze zawiadomić Pearl. Wzrokiem znalazłam zdenerwowaną dziewczynę. Stała przy ścianie, dłońmi masowała swoją szyję. Chciałam do niej podbiec, ale zauważyłam Harry'ego siedzącego mi na ogonie. Szedł w moją stronę. Wyślę jej SMS-a później. Ruszyłam do mojego - w tym momencie - upragnionego wyjścia. Pchnęłam drewnianą powłokę. Od razu uderzyło we mnie nieprzyjemne zimno, które jest spowodowane wiatrem i niską temperaturą. Nie dość, że ciemno to jeszcze mam swój własny osobisty cień. Odwróciłam się, by ocenić sytuację, nie było już go za mną. Dzięki Bogu. Odetchnęłam z ulgą. Wyjęłam telefon i napisałam wiadomość do - zapewne jeszcze bardziej zdenerwowanej - Pearl

"Nic mi nie jest, wracam do domu"

- Myślałaś, że dam ci tak po prostu odejść ? - od razu rozpoznałam ten zachrypnięty głos. Odwróciłam się do tyłu, zobaczyłam idącego w moją stronę Harry'ego. Uśmiechał się. Tym razem był to bardziej przyjazny uśmiech. Wyglądał teraz naprawdę pociągająco. Każdy krok wykonywał z taką gracją. Założyłam pasemko włosów za ucho, uciekaj Rosalie na co czekasz !?
- Czego chcesz ? - zapytałam. Zdążył już podejść do mnie, przełknęłam głośno ślinę. Był tak blisko, że czuję jego perfumy
- Ciebie.


 Um, cześć :) Chciałam tylko powiedzieć, że nie chcę ciągnąć czegoś, co nie ma sensu, więc jeśli nie znajdę czytelników do tego bloga, to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko go zamknąć. Nie chcę pisać tylko np. dla dwóch osób i chcę żeby ta moja praca była doceniana. Cóż, także tego, to tyle :)

26.02.2014

Rozdział 1. "Wrócił"

Właśnie kierowałam się do domu. Spotkanie u mojej przyjaciółki Pearl troszeczkę się przedłużyło. Od kiedy tylko pamiętam, przesiadywałam u niej długie godziny, więc to normalne, że wracam o tej porze. Na moją niekorzyść zaczął padać deszcz. Kolejnym przejawem mojego nieszczęścia było to, że nie miałam przy sobie parasola. Początkowo małe kropelki deszczu zmieniły się w duże kulki wody, które z dużą siłą spadały na chodnik powodując głośne chlapnięcia. Połowa ludzi, którzy przemierzali teraz miasto pędzili w kierunku swoich domów. Z dachów spływała woda, do kanałów także. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej ulewy. W Londynie często padało, ale nie aż tak. Założyłam kaptur na głowę w nadziei, że moje włosy nie będą takie mokre i nie będę musiała ich suszyć. Spuściłam swój wzrok na chodnik. Nie patrzyłam przed siebie. Może ten deszcz był spowodowany tym, że dzisiaj było wyjątkowo duszno? Nie wiem. Mogłam obejrzeć pogodę na dzisiejszy wieczór, przynajmniej zabrałabym parasolkę. Nie chciałam się użalać nad sobą, chciałam jak najszybciej znaleźć się w ciepłym i przyjemnym domu. Teraz najbardziej potrzebowałam jakiegoś ciepłego, puchatego koca i gorącej czekolady. Uwielbiam ją. Zawsze, kiedy tylko jest zimno, albo źle się czuję, potrafię wypić kilka kubków. Często udawałam, że jestem zbyt zmęczona i ktoś mnie w tym wyręczał. Podobnie było jak miałam jakieś 5. lat, udawałam, że śpię, żeby rodzice zanieśli mnie do łóżka. Wszystko wtedy wydawało się takie proste. Wystarczyło, że udawałam śpiącą i już mnie nie budzono. Teraz, gdy zasnę w samochodzie, to sama muszę dotaszczyć się do domu. Teraz jestem za ciężka. Mimo, że uwielbiam wrzesień, to czasami mam go dosyć. Przez moją nieuwagę wpadłam na kogoś. Woda na chodniku spowodowałam, że upadłabym, gdyby nie czyjeś silne ręce. Osoba stojąca przede mną w porę mnie złapała, inaczej leżałabym teraz mokra i potłuczona na ziemi. Coś chyba wypadło z mojej kieszeni i odbiło się o chodnik z charakterystycznym dźwiękiem. Popatrzyłam na twarz wybawcy. Trzymał mnie w swoich objęciach jakiś chłopak o nieskazitelnych zielonych tęczówkach. Jego brązowe, kręcone włosy pod wpływem wody stały się mokre i lekko opadały na jego twarz. Policzki zostały zaatakowane przez jasny odcień czerwieni, zapewne przez niską temperaturę. Pełne, malinowe usta zachęcały do wspólnej bliskości. Wpatrzony był we mnie, jakbym zahipnotyzowała go swoimi oczami. Przez chwilę poczułam, że i ja zatracam się w jego zielonych oczach
- Przepraszam, zagapiłam się i .. - chłopak, który trzymał mnie w swoich objęciach zachichotał. Zrobiło mi się trochę głupio. Chłopak wyprostował się przez co ustałam o własnych nogach. Teraz mogłam się mu lepiej przyjrzeć. To nie był zwykły chłopak. Głośno przełknęłam ślinę, a moje oczy powiększyły swoje rozmiary. Na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. Doskonale wiem, kim on jest. Ten chłopak siedział w więzieniu. Teraz wrócił. Nikt nigdy nie wiedział za co. Może właśnie przede mną stoi morderca, albo co gorsza gwałciciel, który zostawia swoje ofiary porzucone na chodniku? Powoli i z przerażeniem zaczęłam się cofać. Oblizał swoje wargi, jakby zaraz miał coś powiedzieć, jednak nie zrobił tego. Kiedy tylko uformowałam między nami duży dystans, odwróciłam się i szybko odbiegłam. Nie musiałam się odwracać, żeby zorientować się, że na jego twarzy zagościł większy uśmiech, spowodowany moim strachem wobec jego osoby.

Jestem wyczerpana, ale biegnę dalej. Znajduję się już na ulicy, w której mieszkam. Nie jestem tak bardzo sprawna fizycznie w efekcie czego zabrakło mi powietrza w płucach, zatrzymałam się i  dłońmi oparłam się o swoje uda. Zaraz oddech rozerwie mi płuca, przy okazji gardło. Wdech, wydech, wdech i wydech. Dasz radę, Rosalie. Muszę się uspokoić. Po dłuższej chwili wyprostowałam swój kręgosłup. Przymknęłam swoje oczy, żeby jakoś spróbować uformować rozszalały oddech. Otaczała mnie całkowita cisza, ani żywej duszy. Deszcz nadal padał, ale powoli słabł. Spokój przerwał mi znajomy dźwięk silnika samochodowego. Otworzyłam oczy, by zobaczyć skąd on dochodzi. Mama wróciła z pracy, właśnie parkuje samochód na podjeździe. Wzięłam się w garść, nie mogę tak stać jak słup i moknąć jeszcze w dodatku. Mama powoli wysiadła z auta, nie kierowała się od razu do domu tylko do bagażnika, pewnie zrobiła zakupy. Weszłam przez furtkę, szczerze mówiąc nie chcę mi się nosić zakupów, więc pójdę od razu do domu, wiem, cudowna ze mnie córka. Chciałam już wyjmować kluczyki, ale szybko zorientowałam się, że ich nie mam. Dłońmi szukałam ich po wszystkich kieszeniach. Posprawdzałam wszystkie, tylne, przednie, kieszenie od bluzy. Cholera nie mam ich! Co jak wypadły mi z kieszeni? Co jeżeli on je wziął sobie?! Ponownie zaczęłam ciężko oddychać. W każdej chwili może tu przyjść i wyczyścić cały dom do zera. Może mnie nie zna, może okaże się tak dobroduszny, że odda kluczyki do biura rzeczy znalezionych? Nie, to głupi pomysł, na pewno tego nie zrobi, na pewno nie on. Bezsilnie opadłam na ziemię, ręką nerwowo przeczesywałam włosy. Obydwie dłonie trzęsły mi się, jakbym przed chwilą dostała ataku padaczki albo gdybym została tak przestraszona, jakbym uciekała z więzienia i ktoś by mnie gonił.
- Rosalie ? Rosalie stało się coś ? - moja rodzicielka zdążyła już przyjść, w dłoniach miała dwie reklamówki z zakupami i swoją torebkę. Ustała przede mną. Moja mama jest dość wysoką brunetką, trochę wyższa ode mnie, zawsze górowała nade mną wzrostem. Często na jej ustach pojawia się krwisto czerwona lub malinowa szminka. Oczy zazwyczaj podkreśla tuszem do rzęs, kredką i cieniem. Patrzyła na mnie z troską przepełnioną bólem, kiedy patrzyła na swoją cierpiącą córkę
- Tak, wszystko w porządku. - wyjąkałam. Nic nie jest w porządku, właśnie zgubiłam kluczyki od domu i może je mieć chłopak, który mógłby mnie w każdej chwili okraść, zabić czy zgwałcić. Podniosłam się w końcu z ziemi, przecież nie mogę tak tutaj siedzieć jak jakaś idiotka. Wzięłam od niej jedną reklamówkę, ona w tym czasie wyjęła swoje kluczyki i otworzyła drzwi. Nadal nie mogłam opanować emocji, w mojej głowie pojawiały się coraz to nowe czarne scenariusze. Może przyjść w nocy, pozabijać nas, okraść. Chciałabym je mieć znów z powrotem. Weszłam zaraz za nią do domu, nogą zamknęłam drewnianą powłokę i szybkim krokiem poszłam za mamą do kuchni. Odłożyłam reklamówkę z zakupami i poszłam do salonu po jakąś gazetę. Mama od zawsze uwielbiała jasne kolory i duże przestrzenie wypełnione meblami i innymi takimi pierdołami. Nasza kuchnia nie jest taka duża jak salon, ale mieściły się w niej wszystkie sprzęty kuchenne potrzebne do codziennego użytku. Salon od zawsze pozostawał jej ulubioną częścią i to właśnie on zajął jej najwięcej czasu. Na środku stoi wielka biała kanapa, niedaleko niej dwa fotele tego samego koloru, pod nimi rozciąga się również biały puchaty dywan, na którym lubię czasem posiedzieć. Na ścianach mieści się wiele naszych rodzinnych zdjęć, obrazów. Kominek zajmował swoje miejsce na bocznej ścianie niedaleko kanapy. Zawsze kocham usiąść na przeciwko niego, patrzeć w ogień i przy okazji się ogrzać. Nie mogło się też obyć bez telewizora, który swoje miejsce zajął przed kanapą. Sypialnia mojej mamy ulokowała się niedaleko salonu, korytarzem prosto i drzwi na lewo. Los tak chciał, że teraz dzieli ją ze swoim partnerem. Za często tam nie bywam, nawet nie miałabym co tam robić. Czasami tylko przychodzę tam, żeby z nią porozmawiać. Górę zajmuje łazienka, moja sypialnia i pomieszczenie, w którym mamy stół bilardowy. To tata od niepamiętnych czasów lubił grać w bilard, ale czas nie pozwolił, by w pełni się nim nacieszył. Zginął w wypadku samochodowym, ale nie mam zbytniej ochoty rozdrapywać starych ran.  Brakuje mi go, ale wiem, że nigdy go już nie odzyskam. Chciałabym, żeby tu był, jednak czasu nie cofnę. Teraz mam ojczyma, Jason'a. Nie jest zły, całkiem do zniesienia, ale to nie to samo, co tata. Dziwi mnie to, że jest od niej o 10. lat starszy. Czy nie powinien zajmować się kobietami w swoim wieku ? Co prawda każdy ma inny gust. Czasami wolałabym, żeby zniknął z naszego życia, ale kiedy widzę jaka mama jest przy nim szczęśliwa, to przełykam ból i cieszę się z ich szczęścia. Poznali się w pracy, pracują w tej samej firmie. Z Jason'em mogę porozmawiać na różne tematy, doradza mi troszeczkę w sprawach związanych z chłopcami. Nie mam co narzeka, bo nie jest tak źle. Inni ojczymowie często nie są znośni i nie dbają o dzieci swoich partnerek. Tak jak mówiłam, nie jest źle, ale nie jest też idealnie. Zdania na ten temat są podzielone. Akceptuję go, ale ... dobra, nie ważne, bo i tak nie mam tu dużo do powiedzenia.
- Rosalie, chodź, pomożesz mi rozstawić talerze i sztućce do kolacji. - ponownie skierowałam się do kuchni. Wyjęłam z szafki trzy talerze, trzy noże i trzy widelce. Wszystko idealnie ustawiłam na stole. Jason także powinien niedługo wrócić do domu. Obydwoje wracają albo wieczorami albo jeszcze później. Czasami całymi dniami i nocami siedzę sama w domu, bo wyjeżdżają w delegacje i nie ma ich jakiś tydzień albo czasami i miesiąc. Wtedy, kiedy najbardziej potrzebuję rozmowy lub kogoś obok. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, to na pewno Jason wrócił. Zapewne zdjął buty, płaszcza, swoją podręczną walizkę zostawił w korytarzu, a kluczyki odłożył na półkę. Zbytnio nie ucieszyłam się na jego widok, ale nie chciałam tego okazywać. Do salonu wszedł mężczyzna z brązowymi włosami i ciemną karnacją. Zawsze mu jej zazdrościłam. Był tego samego wzrostu, co mama. Czyli, że to ja jestem tutaj najniższa. Podobno małe jest piękne.
- Cześć. - przywitał się z mamą poprzez pocałunek. Jak tylko miał podejść do mnie uśmiechnęłam się drętwo i pomachałam lekko ręką. Usiadł przy stole, po czym i ja powtórzyłam jego czynność. Nasza rozmowa zbytnio się nie kleiła, nigdy nie rozmawialiśmy jak normalna rodzina. Wiem też, że na pewno nigdy tak nie będzie. Łokcie oparłam na blacie stołu, moja mina mówiła sama za siebie, nie byłam w zbytnio dobrym humorze. Martwiłam się tylko o moje kluczyki, które mogły wpaść w niepowołane ręce. Zapewne już wpadły. Zaczynam coraz bardziej się bać. Nie będę mogła zasnąć w nocy, może powiem, że zgubiłam je gdzieś w domu i wymienią zamki?
- Działo się dzisiaj coś ciekawego ? - zapytał Jason. Działo się, zgubiłam kluczyki do naszego domu! Nie chciałam nic odpowiadać, nie miałam ochoty na rozmowę. Mama zdążyła już odgrzać spaghetti, które zapewne dzisiaj kupiła. Nigdy nie ma czasu, żeby zrobić normalny obiad czy kolację, więc kupuje gotowe. Powoli mam tego dosyć, ale nie powinnam wybrzydzać.
- Dzisiaj w pracy Nathan przez nieuwagę przewrócił kubek z kawą i zalał wszystkie dokumenty. Jutro chyba też posiedzę dłużej w pracy i pomogę innym uporać się z odzyskaniem papierów. - mama podeszła do stołu z pachnącą kolacją. Kolejno nakładała na nasze talerze porcje makaronu z aromatycznym sosem
- Myślałem, że tylko u mnie dzieją się złe rzeczy. Dzisiaj Margaret wydrukowała złe papiery i wysłaliśmy je do innego biura. Teraz musimy czekać na zwrot i ponownie wysłać. Przez to opóźni się nasza praca i będziemy trochę daleko w tyle. -  zawinęłam na widelec porcje makaronu i szybko włożyłam ja do ust. Mimo, że bardziej smakowałoby mi robione, to te też nie jest takie złe.
- Jak się bawiłaś u Pearl? - zapytała mama. Przełknęłam zawartość moich ust i skierowałam swój wzrok na mamę
- Oglądałyśmy film. Rzucałyśmy się dla zabawy popcornem. - zachichotałam na samo to wspomnienie - Tak poza tym, to robiłyśmy to, co zawsze. - skłamałam. Często włóczymy się po mieście, albo bawimy się w klubach. Wiem, że to nie pasuje do mnie, ale czasami lubię dobrą zabawę i odrobinę szaleństwa przy użyciu alkoholu. Ponownie zamilkłam. Wolałam zająć się jedzeniem, niż rozmawianiem albo słuchaniem ich rozmów. Jednak zamiast jeść chyba raczej bawiłam się moim jedzeniem na talerzu
- Rosalie, wszystko w porządku ? - zapytała z troską mama
- Tak, jestem tylko trochę zmęczona. - odparłam. Jason wpatrywał się we mnie, jakby coś podejrzewał, albo starał się wykryć kłamstwo - Wiecie co ? Zgubiłam gdzieś w domu kluczyki i nie mogę ich od kilku dni znaleźć. - palnęłam największą głupotę na świecie. Przecież mogą mi dać inne kluczyki. Cholera, spojrzenie Jason'a czasami potrafi wszystko wykryć
- Ja mam dwa zapasowe, mogę ci jeden dać. - uśmiechnął się do mnie. Dziękuję bardzo, ale nie pomagasz.

Po skończonej kolacji udałam się do swojego pokoju. Dobrze zamknęłam za sobą drzwi, zawsze ceniłam swoją prywatność.  Z kieszeni wyjęłam portfel i telefon, po czym odłożyłam rzeczy na stolik nocny. Mój pokój jest duży, ale nie za bardzo. Łóżko stało naprzeciwko okna, obok niego rozciągał się sporej wielkości biały dywan. Ściany zostały pomalowane na odcień beżowy. Każdy mebel ma kolor jasnego brązu. Mam tu swoją oddzielną łazienkę połączoną z pokojem. Na ścianach powiesiłam wiele wspólnych zdjęć. Niedaleko łóżka, naprzeciwko drzwi od łazienki swoje miejsce ulokowała duża szafa z moimi ubraniami. W pobliżu okna znajdowała się nie zbyt duża komoda z bielizną, kosmetykami i innymi takimi rzeczami. Lubiłam przesiadywać tu całymi dniami samotnie i w ciszy. Lubię mieć spokój od całego świata. Chociaż więcej czasu nie ma mnie w domu. Byłam tak zmarnowana, że od razu położyłam się w ubraniach na łóżko. Chwyciłam telefon w dłonie, jest za wcześnie na sen. Chyba dawno nie wspominałam o tym chłopaku, z którym miałam dzisiaj styczność. Nie znam jego imienia ani nazwiska, nigdy o nie nie wypytywałam, nawet chyba zapomniałam. Wiele słyszałam o nim pod względem wyglądu i teraz go rozpoznałam. Moja przyjaciółka, Pearl dużo mi o nim opowiedziała. Podobno kiedyś siedział w więzieniu, ale za co, to nikt nie wie. Wszyscy się go boją, to chyba przez jego niebyt miłą aurę. Nie wygląda na porządnego, miłego i spokojnego chłopaka. Zwykle wolę się trzymać bezpieczeństwa, niż pakować w kłopoty. Jednak jest w nim coś .. coś pociągającego. Należy do tych przystojnych. Pewnie ma dziewczynę podobną do niego. Z tatuażami i kolczykami na twarzy. Chociaż on nie ma ani jednego kolczyka, pewnie ma tatuaże schowane pod ubraniami.  Postanowiłam wziąć prysznic, odświeżyć się. Wyjęłam z szafki czysty ręcznik, białą bluzkę na ramiączka i czarne szorty, po czym poszłam do łazienki. Jak zawsze zamknęłam je na klucz. Zdjęłam znoszone ubrania i wrzuciłam je do kosza na brudne rzeczy. Całkowicie naga weszłam pod prysznic. Puściłam ciepłą wodę, która po chwili otuliła mnie przyjemnym ciepłem. Chwyciłam w dłonie ulubiony żel pod prysznic, wylałam małą ilość i okrężnymi ruchami myłam swoje ciało. Resztki piany spłukałam wodą. Nienawidziłam wychodzić spod prysznica, ale nie mogę tak stać wieczność i marnować wodę. Po wyjściu przeszły mnie dreszcze spowodowane nieprzyjemnym zimnem. Wytarłam krople wody z ciała. Założyłam czyste ubrania i powróciłam do pokoju. Nadal za wcześnie na sen. Jednak położę się, może wcześniej zasnę.

Prolog

To jak przyciąganie. Przesuwa się Twój środek ciężkości, nagle to nie ziemia Cię tu trzyma. Jesteś gotów zrobić wszystko, być dla niej wszystkim. Przyjacielem, bratem, opiekunem.


Rosalie Winters.
Cóż, co mogę o sobie opowiedzieć? Należę do dziewczyn bardziej delikatnych, kruchych i spokojnych. Z reguły wydaję się grzeczną dziewczynką. Jestem dobrze wychowana, ale czasami potrafię nieźle nabroić, co z resztą uchodzi mi na sucho. Mieszkam w dużym, bogatym domu. Nigdy niczego mi nie zabrakło. Zawsze miałam najlepsze ubrania, kosmetyki czy buty. Moje życie jest w dużej mierze normalne, żyję rzeczywistością. Nigdy nie miałam problemu z nałogami, takimi jak palenie czy narkotyki. Mam grono przyjaciół, którzy w razie potrzeby skoczą za mną w ogień. Pieniądze, żadne konflikty z prawem, nałogami, przyjaciele. Życie wydaje się idealne, prawda? No, ale cóż. Każdy ma jakieś problemy czy wady. Moja rodzina, moja rodzina nie wygląda tak dobrze, nie jest zbyt kolorowa. Kiedy miałam 14. lat mój tata zginął w wypadku samochodowym. Sprawca uciekł z miejsca wypadku i do tej pory go nie znaleziono. Zrezygnowali po jakimś roku. Ból po jego stracie był nie do wytrzymania. Zawsze to z tatą byłam najbardziej związana. Był dla mnie wszystkim, zastępował mi obydwojga rodziców. Kiedy miałam jakiś problem, on zjawiał się po pierwszym telefonie czy SMS-ie. Zarówno jak i mama, tak i tata dużo pracowali. Często nie było ich w domu. Często zostawałam nawet na miesiąc czasu sama w domu. Często nie było ich przy mnie. Mama po śmierci taty znalazła sobie partnera, Jason'a. Nie akceptuję go, jako ojczyma, wolę go po prostu nazywać chłopakiem mojej mamy. Nikt nigdy nie zastąpi mi mojego taty. Jason jest o 10. lat młodszy od mojej mamy. Zawsze lubiła młodszych, chociaż tata był niewiele starszy. Czasami wolałabym, żeby zniknął z naszego życia. Nie jest zły, da się z nim pogadać, ale to nie to samo, co biologiczny ojciec. Chciałabym cofnąć się w czasie i spędzić jeszcze kilka chwil z tatą, cholernie za nim tęsknię. Ile bym dała, żeby znaleźć sprawcę, wykrzyczeć mu prosto w twarz, co o nim myślę i posłać go za kratki. Moje życie zmieni się szybciej, niż się tego spodziewam. Z normalnego w pełne niebezpieczeństwa i ryzyka o własne życie. To tylko kwestia czasu. Już nigdy nie będzie takie, jakie było. Zmieni się nie do poznania. Niebezpieczeństwo będzie się czaić za każdym zakrętem, uliczką czy ciemnym zaułkiem. Jedyne pytanie, które chcę zadać to czy poradzę sobie z tym wszystkim? Czy dam radę? Wybrnę z tego i znajdę szczęście? Czy coś mi w tym przeszkodzi? Czy znajdę sens w tym wszystkim? Co jeszcze pojawi się na mojej drodze? Miłość? Niebezpieczeństwo? Jeszcze więcej problemów?


Harry Styles.
Niebezpieczny? Groźny? Przerażający? Bez uczuć i żadnych skrupułów. Nie okazuję nikomu litości, bez względu na wszystko. Zabijam wzrokiem ? Gdyby tak było, to wszyscy leżeli by trupem. Nikt nigdy nie stanął mi na drodze i niech lepiej nie zamierza. Dlaczego spytacie? Bo przybyłoby miejsc na cmentarzu albo w szpitalu. Traktuję dziewczyny jak zabawki. Zawsze były tylko na jedną noc. Kochają to, że jestem taki. Pociągam je. Wszystkie chcą mnie spróbować. Od dziecka nie byłem taki. Byłem raczej przykładnym młodym człowiekiem. Wszystko zmieniło się, kiedy zacząłem dorastać. Nie mam nawet ochoty o tym rozmawiać. Jedyną moją zaletą jest to, że nigdy nie miałem zbytniego problemu z nałogami. Policja to inna sprawa. Dobra, byłem w więzieniu, ale facetowi się należało. Zamknęli mnie. Kilka razy byłem w areszcie za bójki czy inne pierdoły. Nikt ze mną nie zadziera, nikt nawet nie próbuje stanąć mi na drodze. Chociaż, wszystko się zmienia. Kiedy zobaczysz tą jedyną, spojrzysz pierwszy raz w czyjeś oczy i poczujesz coś w sercu, to wszystko się zmienia. Zachowujesz się inaczej, postępujesz inaczej. Starasz się być wszystkim dla tej osoby. Tylko ona trzyma cię przy życiu. Chcesz ją chronić, być wszystkim, czego potrzebuje. Wystarczy jedno spojrzenie, jeden uśmiech. To wystarczy. Całe moje życie zmieniło się od jednego spojrzenia. Sam się sobie dziwie. Lew zakochuje się w owcy? Tak, to pasuje do tej sytuacji. Myślicie, że poradzę sobie z przeznaczeniem, który pojawi się na mojej drodze? Czy dam radę oprzeć się pokusie? Czy z nowymi kłopotami poradzę sobie tak dobrze, jak dotychczas? Zdradzę wam sekret, moim przeznaczeniem i kłopotami będzie miłość, której nie będę potrafił się oprzeć. Dziwne, prawda?

Obserwatorzy