21.05.2014

Rozdział 49. ''Powrót do brudu.''

Nie wiem, co się dzieje. Do środka wchodzi duża ilość lekarzy, pielęgniarek. Maszyny piszczą. Nasz stres wzrasta. Zaczynam bardziej płakać. Nie może umrzeć. Nie może mnie zostawić. Nie teraz. Nie w tej chwili. Opadam bezsilnie na podłogę. Jedną dłonią zakrywam usta, by nie zacząć krzyczeć, drugą podtrzymuje się, by kompletnie nie upaść. Przy moim boku od razu pojawia się Victoria. Mocno przytula moje ciało, daje mi swoją bliskość. Moje ciało drży. Dławię się łzami. Ciężko oddycham. Niespokojne serce bije tak mocno, że słyszę je. Coś złego się z nim dzieje. Słychać krzyki lekarzy. Piszczenie nie ustępuje
- Wszystko będzie dobrze, Rosalie. - usłyszałam jej załamujący się głos. Niedawno odzyskała syna, teraz znów go może stracić. Damian usiadł bezsilnie na krześle i schował twarz w dłoniach. Theo oparł się o ścianę i splótł ręce na piersi. Damian i Victoria być może tracą syna. Theo być może traci przyjaciela, który znaczy dla niego tyle, co brat. Ja być może tracę chłopaka, którego kocham nad życie. Słowa Victorii na nic się zdały. Moje zdenerwowanie nie znika, rośnie z każdą sekundą. Nie liczę czasu, który teraz jest na wagę złota. Czuję się, jakby całe życie zostało ze mnie wyssane. Tracąc go, czuję się, jakbym traciła życie. Okropne uczucie. Chcę tam wejść, chcę być przy nim. Coś złego tam się dzieje. Wiem to. W pewnej chwili wszystko ucichło. Uniosłam głowę do góry, podobnie zrobili inni. Nagle wszystko ucichło, nie słychać kroków innych pacjentów, nie słychać szurania krzeseł lub otwierania drzwi, jakby nikogo tutaj nie ma. Patrzę na drzwi w nadziei, że w końcu wyjdzie z nich jakiś lekarz, albo chociaż pielęgniarka. Żadnej reakcji, kompletnie nic, cisza
- Dlaczego nikt stamtąd nie wychodzi? - wyszeptałam do Victorii
- Zachowajmy spokój. - uspokoiła mnie. Nareszcie drzwi zostały otworzone. Wyszli z nich wszyscy lekarze wraz z pielęgniarkami
- Co się stało? - spytał odruchowo Damian
- Serce mu stanęło. - wypuściłam całe powietrze z płuc, to niemożliwe - Jednak na szczęście udało nam się go uratować, ale jest jeszcze prawdopodobieństwo, że nie wybudzi się ze śpiączki.- mój stan całkowicie się pogarsza, staję się coraz bardziej słabsza pod wpływem tych wszystkich złych wiadomości, których codziennie doświadczam.
 
Harry's P. O. V.
 
Dlaczego nie mogę się ruszać? Słyszę kogoś, ale nie mogę się odezwać, jakby zabrano mi głos. Dlaczego nie mogę otworzyć oczu? Powieki są zbyt ciężkie, abym mógł je unieść. Chcę wstać, ale nie mogę. Może już nie żyję? Powinienem. Powinienem już nie żyć. Ale skoro nie żyję, to chyba powinienem móc otworzyć oczy. Powinienem coś widzieć. Cokolwiek. Słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś chyba wchodzi do środka. Gdzie jestem tak w ogóle? W jakimś pokoju, jakiejś sali?
- Harry. - usłyszałem cichy szept, cichy szept Rosalie. Jest tutaj, jest obok mnie? Czy może jestem duchem i jestem w jej domu? Cholera, chce otworzyć oczy!
- Dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś? - poczułem jej dłonie na mojej. Chwyciła ją i ucałowała. Czyli, że nie jestem duchem? Dotyka mnie, więc muszę żyć. A tak bardzo się starałem, by umrzeć
- Dlaczego kolejny raz mnie zostawiasz? - chcę otworzyć oczy, chcę ją zobaczyć! Słyszę, że płacze. Chciałbym otrzeć jej łzy, ale nie mogę. Zaraz .. czy ona nie powinna być z Ashton'em? Czy czasem coś ich nie łączy? To dlatego sięgnąłem po tę truciznę. Byłem tak zazdrosny, że chciałem się zabić
- Proszę, obudź się. - ponownie pocałowała moją dłoń, poczułem jej łzy na swojej skórze, płacze
- Chcę cię odzyskać. - jej dłonie drżą, podobnie jak pewnie całe ciało. Czuję jej głowę na swoim brzuchu. Otwórz wreszcie te cholerne oczy!
- Wróć do mnie. - kolejny raz mówi szeptem. Jak to? Z Ashton'em nic ją nie łączy? Powinna być z nim, a nie ze mną. Nic nie rozumiem. Dlaczego tutaj jest, skoro ma Ashton'a? Drzwi kolejny raz otworzyły się. Ponownie ktoś wszedł do środka. Gdzie ja jestem?
- Niedawno go odzyskałam, a teraz znów go mogę stracić. - jest tu też moja matka? Cholera, co to za miejsce?! - Jego życie nigdy nie było takie, jakie chciałby mieć każdy nastolatek. Zawsze pakował się w jakieś kłopoty. Lekceważył to, że może mu się coś stać. - ona też płacze? Słyszę jej załamujący się głos. Co ona tu robi i gdzie ja do jasnej cholery jestem?
- Zawsze pakował też mnie w swoje kłopoty. - czyżby Rosalie zachichotała - Zawsze jakoś wychodziliśmy z tego żywi.
- Obiecaj mi coś, Rosalie. - co obiecać? - Kiedy się obudzi, nie pozwól mu, żeby nigdy więcej nie wpakował się w kłopoty. Nie chcę ponownie go stracić.
- Ja też nie chcę, by znowu wpakował się w kłopoty. - cholera, chcę otworzyć oczy! Chcę je zobaczyć! Znowu ktoś otworzył drzwi. Gdzie ja jestem, że ktoś ciągle otwiera te cholerne drzwi?!
- Rosalie, muszę przyznać, że to było wspaniałe. - do moich uszu dotarł głos Theo - Nareszcie ktoś potraktował ją tak, jak każdy powinien.
- To nie było zbyt mądre z mojej strony. - co ona zrobiła, komu?
- Ale i tak to było wspaniałe. - zaśmiał się. Co ona takiego zrobiła?!
 
Rosalie's P. O. V.
 
Patrzeć na niego w tym stanie jest okropne. Leżąc w śpiączce jest taki nieobecny, jakbym mówiła do lalki. Nie może się poruszyć, odezwać, ani otworzyć oczu. Tak, jakby go tu wcale nie ma. Nie mogę z nim porozmawiać, nie mogę go przytulić, nie mogę zobaczyć jego zielonych oczu. To okropne. Dlaczego znowu mi go zabrali? Czy przyjdzie taki czas, kiedy będziemy razem szczęśliwi bez żadnych kłopotów?
Muszę odpocząć od tego wszystkiego. Postanowiłam wybrać się do jego domu, by zabrać coś, co należy do niego. Będę miała jego niewielką część. Poczuję jego zapach, jakby był przy mnie obecny. Nie mogę całymi dniami u niego siedzieć, lekarze na to nie pozwalają.
Powoli weszłam do jego domu. Wszystko jest takie, jakie to zastałam wcześniej. Salon całkowicie zdemolowany. Musiał być zdenerwowany. Zdemolował ten pokój. Szafki pootwierane, jakby szukał tam czegoś. Rzeczy, które tam były są porozrzucane na podłodze. Leżą też odłamki po jakimś wazonie. Wzięłam leżące butelki na podłodze i wyrzuciłam do kosza. Truciznę także wyrzuciłam. Nie chcę, nawet nie mogę na to patrzeć. Posprzątałam salon, by nie wyglądał na totalne pobojowisko. Jako cel wyznaczyłam sobie jego sypialnię. Nacisnęłam na klamkę, by otworzyć drzwi i weszłam do środka. Wszystko na swoim miejscu. Podeszłam do szafki nocnej. Wyjęłam z niej bransoletkę. Czarna, cienka bransoletka z sercem. Założyłam ją na nadgarstek. Należy do Harry'ego, widziałam ją u niego, tego wieczora, gdy pierwszy raz się kochaliśmy. Właśnie na tym łóżku. Dłonią przejechałam po miękkiej pościeli. Mimowolnie zaczęły spływać mi łzy. Jedna chwila. Jedna chwila wystarczyła, żebym go ponownie straciła. Skąd on wziął te narkotyki? To pytanie ciągle będzie mnie męczyć. Zaraz .. Jego przyjaciel, Luke, zmarł od narkotyków, które dostawał od James'a. Czy .. czy Harry też wziął od niego? To niemożliwe. James siedzi w więzieniu. Nie mógł mu ich dać. Skąd on je wziął?
Chłopak wchodzi do więzienia. Policjant prowadzi go do celi, w której znajduje się porywacz dziewczyny. Zastaje go siedzącego na brudnej podłodze. Głowę ma spuszczoną. Uznano go za niebezpiecznego, więc zabezpieczyli jego ręce kajdankami. Kraty otworzyły się, chłopak wszedł do środka. Gdy mężczyzna usłyszał czyjeś kroki uniósł głowę ku górze. Bezczelny uśmiech zagościł na jego twarzy
- Oh, Harry. Co cię tutaj sprowadza? - powiedział przesłodzonym głosem
- Gdzie trzymasz tę truciznę? - wysyczał w złości. Nadal targają nim emocje. Próbuje się powstrzymywać od rzucenia się na niego
- Potrzebne ci to? - zaśmiał się
- Gdzie. Je. Masz. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Jego ciało się napina, mocno zaciska pięści
- Powiedz mi, do czego ci one? Życie ci nie miłe?
- Chcesz mojej śmierci? Zawsze tego chciałeś.
- Oczywiście, że chcę, ale dlaczego przychodzisz z tym do mnie? - zmarszczył brwi nieco zszokowany jego słowami
- Twoje świństwo zabiło Luke'a, więc na pewno zabije i mnie. Gdzie je masz? - mężczyzna zaśmiał się, bawi go ta sytuacja
- W moim domu, schowane w salonie pod panelami. Są przykryte dywanem, odkryj go, a znajdziesz je. - chłopak odwrócił się, by wyjść z pomieszczenia - Do zobaczenia tam na dole, Harry. - wyszeptał, zanim chłopak wyszedł z celi.














____________________________________________

Z przykrością informuję, że kolejny rozdział pojawi się dopiero w sobotę, gdyż jadę na wycieczkę do Belina i nawet nie będę miała jak dodać rozdziału.
Rozdziały są krótkie, ponieważ nie jestem jeszcze tak uzdolniona i po prostu nie umiem rozwinąć na tyle akcji, by rozdziały były dłuższe, dlatego czasami po prostu jest mi przykro, gdy widzę, że ktoś w komentarzach pisze, że szkoda, bo rozdziały są krótkie. To mój pierwszy, samodzielny blog, więc to nie jest jakaś rewelacja :(

12.

9 komentarzy:

  1. cudny jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedawno znalazlam twój blog i dzis go skonczylam czytac:) I podczas czytania zauwazylam ze używasz takich zwrotów jak " do tchnoł" lub "natchnę". Z tego co wiem pierwszy zwrot powinien byc napisany "dotknął" a drugi "natknę (się)". No i zauwazylam kilka literówek ale to kazdemu sie zdarza:) Przepraszam za to wytykanie błędów ale myślę ze nie masz mi tego za zle;) Co do fabuly jest w miare ciekawa i na pewno przeczytam twoje ff do końca:D
    Klaudia.xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział <3
    Nie przeszkadza mi to, że rozdziały są krótkie, moim zdaniem są ok :)
    Już nie mogę się doczekać kolejnego! ;-)
    Udanej wycieczki życzę :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny ♥
    Już nie mogę się doczekać następnego ! x

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej.Harry wszystko słyszy.Mam nadzieje ze niedlugo sie wybudzi.Ciekawe co będzie dalej.
    Ania ; )

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy