1.05.2014

Rozdział 32. "Tylko ciebie chcę."

Obudziły mnie pukania do drzwi. Uniosłam lekko głowę i przetarłam zaspane oczy
- Ktoś chyba puka do drzwi. - popatrzyłam w jego stronę, ma zamknięte oczy, jednak nie śpi
-  Powinieneś otworzyć. - westchnął cicho. Odchylił kołdrę, po czym niechętnie skierował się do drzwi. Postanowiłam ponownie spróbować zasnąć,  ułożyłam  się wygodnie na poduszce i zamknęłam oczy
- Czego chcesz? -  Harry nie  zamknął drzwi i dobrze wszystko słychać - Powiedziałem ci, że  nic z tego  nie będzie. - powiedział niemiły tonem
- Przyszłam  sprawdzić, czy  zastanowiłeś się nad moją propozycją romansu. - szybko  otworzyłam oczy i  jak poparzona wrzątkiem usiadłam na kolanach - Ona o  niczym się nie dowie, a my będziemy mieli z  tego korzyść.
- Mówiłem  ci, że nie zdradzę jej. Za bardzo ją kocham, żeby zrobić takie  świństwo. Poza tym brzydzę się tobą, za to, co zrobiłaś i jak się wobec  mnie zachowałaś. To był szczyt wszystkiego.
- Tak? A kiedyś jak mnie  całowałeś, to niby nie brzydziłeś się, hmm? Oferuję ci niezłą  propozycję. Zobaczysz, jeszcze przyjdziesz i będziesz mnie o to prosił. - zrobiła pauzę - To jak?
- Oczywiście, że nie. - warknął
-  Dobrze, dam ci jeszcze  kilka dni. Zastanów się. - najwyraźniej zamknął  jej drzwi przed nosem.  Zaczęłam ciężej oddychać, moje serce bije jak  oszalałe, oczy zaczynają  szczypać, wkrótce po policzkach zaczęły spływać duże łzy, zasłoniłam  usta dłonią, aby nie krzyczeć. Teraz wyglądam pewnie tak, jakbym dostała ataku.  Po chwili  do pokoju wszedł Harry, gdy zobaczył mój stan od razu  podbiegł do mnie
- Rosalie? Rosalie, co się stało? - spytał troskliwym głosem
- Nie udawaj, że nie wiesz! Jaki romans do cholery?! I niby do niczego między wami nie doszło, tak?!
- Bo nie doszło, proszę uspokój się.
- Jak mam się uspokoić?! Dlaczego jak wszedłeś do sali wycierałeś usta, co?! Pewnie ona ci się w nie wessała! - nerwowo wstałam, zrobił to samo
- Uspokój się, proszę. Piłem wodę, zanim tam wszedłem. - powiedział spokojnym głosem, żebym się uspokoiła, jednak to nie pomaga
- I mam ci niby uwierzyć?! Jesteś kłamcą! Okłamałeś mnie! - bezsilnie  opadłam na podłogę - Okłamałeś. - schowałam twarz w dłoniach
- Proszę, to nie tak. Posłuchaj .. - przerwałam mu
- Czego mam słuchać?! Kolejnych kłamstw?! - wykrzyczałam głośno
- Nie .. - chciał mnie dotchnąć, ale odepchnęłam go
- Nie dotykaj mnie! Jesteś kłamcą! - wstałam ze swojego miejsca,  chciałam  wyjść stąd, ale złapał za mój łokieć i szczelnie zamknął w  uścisku
- Proszę, posłuchaj mnie .. - kolejny raz próbuje coś powiedzieć, ale przerywam mu
- Zostaw mnie! - zaczęłam się odpychać od niego, jednak jego siła jest większa
- Posłuchaj mnie ... - przerywam mu
-  Puść mnie! - zaczęłam się wyrywać, bić go - Puść! - biję go tam, gdzie  tylko dosięgają moje ręce, próbuję się wydostać z jego mocnego uścisku
- Posłuchaj mnie dwie minuty .. - przerywam
- Nie! Puść mnie! - na pewno teraz wyglądam jak jakaś psychiczna  dziewczyna, która dostała mocnego ataku - Puść. - zaskomlałam - Puść. -  zabrakło mi już jakichkolwiek sił. Powoli odstawił mnie na podłogę i  puścił.  Usiadłam na kolanach, zaczęłam dłońmi pocierać przedramiona -  Zostaw  mnie samą. - wybełkotałam cicho. Schowałam twarz w dłoniach.  Wyszedł. Zostawił  mnie samą z moimi myślami. Chciała mieć z nim romans.  Nie chciała mi  nic o tym mówić. Chciała tylko siebie zaspokoić. Zabrać  mi go. On nie  powiedział mi tego, chciał to zakryć. Podobnie jak ten  romans. Okłamał  mnie. Powiedział tylko, że chce do niego wrócić, nie  wspomniał o żadnym  romansie. Chcieli to ukryć. Jeszcze trochę, a stanę  na skraju załamania.  Podniosłam się z podłogi i z resztek sił, jakie  mam, weszłam na łóżko.  Schowałam się pod bezpieczną kołdrą. Łzy  dobrowolnie lecą z moich  policzków. Nie potrafię ich powstrzymać. Nie  mogę. Ból rozrywa moje  serce, umysł, ciało. Niszczy wszystko. Wypala  dziurę. Zaczęłam cicho  szlochać. Moje policzki, dłonie, mała część  kołdry jest już mokra, więc  nie mam ich o co wycierać. Wzięłam dużą  poduszkę, aby się do niej  przytulić. Powróciła mała dziewczynka, która  boi się życia, boi się  wyjść, boi się poznać ludzi, wyjść na świat, boi  się zaufać. Czuję się  niechciana, odtrącona, niekochana. Nagle drzwi  się otworzyły. Nie muszę  ich widzieć, by wiedzieć, kto tu wszedł. Łóżko  ugięło się pod jego ciężarem.  Jest blisko, jednak tak daleko. Postawił  coś na szafce nocnej. Odchylił  lekko kołdrę, aby spojrzeć na mnie
- Zostaw. - zaskomlałam żałośnie
- Rosalie, proszę spójrz na mnie. - powiedział błagalnym i cichym tonem, żeby nie wystraszyć mnie
- Nie chcę. - wybełkotałam cicho. Pociągnął lekko za kołdrę, przez co zobaczyłam go
-  Proszę, weź. - wyciągnął w moją stronę szklankę z wodą i jakąś białą  tabletkę - Na uspokojenie. Proszę, weź. - zamrugałam kilka razy
- Skąd mam wiedzieć, że to nie jest jakaś pigułka gwałtu, albo coś gorszego?
-  Bo nigdy bym czegoś takiego ci nie dał. Weź, albo sam ci to włożę. -  uniosłam się powoli na łokciach i odebrałam od niego to. Włożyłam  tabletkę do ust oraz popiłam dużą ilością ciepłej wody - Porozmawiaj ze  mną. - poprosił
- Nie. - odłożyłam szklankę, ponownie schowałam się pod kołdrą, jak małe dziecko, które nie chce iść rano do szkoły
- Rosalie, proszę. Porozmawiaj. - najwyraźniej powoli brakuje mu cierpliwości i siły na moje zachowanie
- I co niby chcesz mi powiedzieć? - zdjęłam z siebie kołdrę - Chciałeś to ukryć, ale nie wyszło? - otarłam mokre policzki
- Wcale tego nie chcę, nie chcę z nią romansu.
- To po co dzisiaj tu przyszła? Dała ci kilka dni na dodatek. - westchnął cicho
-  Nie wiem, po co przyszła. Nie skorzystam z tych kilku dni, które mi dała. Nie chcę jej w swoim życiu. Tylko ciebie chcę. - popatrzył na  mnie, kącik jego ust uniósł się lekko ku górze - Czasami zapominam, jak  łatwo cię skrzywdzić i jaka jesteś  delikatna. - założył pasemko włosów  za moje ucho - Taka krucha i  niewinna. Chodź do mnie. - nie wiem, czy  te leki zaczęły tak szybko  działać czy to jego słowa, ale podeszłam do niego na czworaka i  przytuliłam się -  Przepraszam, że od razu ci tego nie powiedziałem. -  pocałował moją głowę  - Kochanie ciebie jest naprawdę trudne. Trzeba na  ciebie uważać,  opiekować się tobą, nie okłamywać. Jesteś naprawdę  najdelikatniejszą osobą jaką znam.
- Dlatego mnie krzywdzisz?
- Staram się tego nie robić.
- Słabo ci to wychodzi. - zaśmiał się cicho
-  Wiem, ale nie potrafię tak po prostu od ciebie odejść, nie potrafię przestać cię kochać, nie umiem przestać o tobie myśleć. Całkowicie  zawładnęłaś moim życiem. Stałaś się jego dużą częścią.
- Naprawdę? - usiadłam bardzo blisko niego na jego kolanach, aby patrzeć w jego zielone, piękne oczy
-  Tak. - do tchnął mojego mokrego policzka, kciukiem lekko gładzi go -  Nigdy nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził. Nie pozwolę. - pocałował  moje czoło
- Ty to robisz.
- Wiem i żałuję tego. Serce mi się kroi, gdy widzę cię płaczącą. To gorsze, niż przypalanie rozżarzonym metalem.
- Kochasz mnie?
-  Do szaleństwa. - musnął swoimi wargami moje - Kocham cię. - ponownie  zbliżył nasze usta. Lekko je rozchylił i poczekał aż zaakceptuję  pieszczotę.  Kiedy doczekał się odpowiedzi, wsunął swój język. Zaczął  delikatnie  gładzić nim moje podniebienie, mój język. Delikatność jaką w  to wkłada  jest przyjemna. Wkłada w to dużo miłości, jaką mnie darzy.  Przyjemny  pocałunek - Nie cierpię tego uczucia, gdy robisz ze mną to,  co chcesz.  Nie mam wtedy nad sobą żadnej kontroli. - westchnął - Co ty  ze mną  wyprawiasz? - wzruszyłam ramionami - Manipulujesz mną.
- A co byś zrobił, gdybym odeszła? - spytałam po krótszej chwili
- Załamałbym się, albo nie wytrzymałbym psychicznie. - przestałam płakać, a łzy zaczęły powoli schnąć
- Nie okłamiesz mnie już więcej?
- Nie chcę już tego robić. Ranię cię tym i w dodatku krzywdzę. To najgorsze uczucie.
- Mam ci uwierzyć?
-  Dobrze by było, ale nie będę tego od ciebie oczekiwał. Zrobisz to, gdy  poczujesz, że warto. Za każdym razem tracę twoje zaufanie, więc teraz  to  będzie 'na wagę złota.' Przytul się jeszcze raz. - zrobiłam tak,  jak  powiedział
- Wiesz, chyba trochę przesadziłam. Nie chciałeś tego  mówić, bo  wiedziałeś, że się zdenerwuję. Usłyszałam tylko to, że  okłamałeś mnie, a  reszty nie przyjęłam do siebie.
- To było nie fair, żeby cię okłamywać. Przepraszam.
- Przepraszam, że tak wybuchnęłam. Nie chciałeś mnie tym martwić. Nawet jej odmówiłeś, a mnie poniosło.
-  Zapomniałem dodać jeszcze, że jesteś wybuchowa uczuciowo. - zaśmiałam  się na jego uwagę - Jednakże i tak cię kocham. - nic nie odpowiedziałam,  tylko zaczęłam przypatrywać się jego oczom. To w tych oczach się  zakochałam, zatracam się w nich za każdym razem. Kryją w sobie  tajemniczość, którą  chcę odkrywać na nowo. Kocham w nie patrzeć,  widzieć ich zieleń. Uniosłam lekko kącik ust ku górze. Zrobił to samo.  Złapałam za jego kark, po czym zbliżyłam nasze usta do siebie.  Podniosłam się na kolanach oraz naparłam na jego ciało w skutek czego  położył się na plecach, a ja na jego ciele. Ten dotyk, ta bliskość, ten  zapach. To powoduje, że w moim brzuchu pojawia się stado motyli. Kocham  go. Kocham z nim przebywać, mieć go przy sobie. Kto by pomyślał, że taka  dziewczyna, jak ja zakocha się w takim chłopaku, jakim jest on. Jesteśmy  różni, jednak to nie stoi na przeszkodzie. Przeciwieństwa się  przyciągają, a my jesteśmy tego przykładem. Z każdym dniem stajemy się  sobie bliżsi. Kochamy się bardziej. Czas działa na naszą korzyść
-  Wiesz, mama i Jason lada chwila mogą być w domu, a mnie tam nie ma. Nie  mam przy sobie telefonu, nie mają ze mną żadnego kontaktu.
- Chcesz mnie zostawić?
- Tak. - zachichotałam i cmoknęłam go
- Dobrze, więc powinienem cię odwieść?
- Tak.
- A dostanę jeszcze jednego buziaka?
- Nie. - zaśmiałam się.

*

Weszłam  do domu, uprzednio zamykając za sobą drzwi na klucz. Zdjęłam buty,  które od razu włożyłam do szafki na obuwie. W pewnym momencie usłyszałam  mój dzwoniący telefon. Szybkim krokiem skierowałam się do pokoju.  Chwyciłam telefon leżący na łóżku i odebrałam połączenie
- Halo?
- Cześć, Rosalie. - usłyszałam ciepły głos mamy - Wszystkie sprawy poszły pomyślnie i już dzisiaj wrócimy do domu.
- Stęskniłam się za wami.
- Powinniśmy być wieczorem, albo jeszcze wcześniej.
-  Um, mamo .. - zaśmiałam się - .. bo przez ten czas to jedzenie, które  było w domu jakoś mi starczyło, a teraz prawie nic nie ma.
- I pewnie mamy zrobić zakupy? - westchnęła
- Dobrze by było. - uśmiechnęłam się sama do siebie
- Okej, zrobimy zakupy, ale mam nadzieję, że w domu panuje porządek.
- Tak, wszystko posprzątane.
- Dlaczego przeczuwam, że kłamiesz? - zaśmiała się - Dobra, to będziemy gdzieś tak wieczorem. Cześć.
-  Cześć. - rozłączyłam się. Odłożyłam telefon na szafkę nocną. Może  lepiej posprzątam. Zeszłam z powrotem na dół. Włączyłam jakiś program  muzyczny. Zanim weszłam do kuchni, usłyszałam, że ktoś puka do drzwi.  Dziwne, kogo tu poniosło? Podeszłam i otworzyłam drewnianą powłokę.  Przede mną stoi Hayley?
- Czego tu chcesz? - spytałam surowo, nie cierpię tej idiotki
- Skąd u ciebie taka złość, Rosalie? Dobra, ale mniejsza o to, bo i tak to mnie nie obchodzi. - nawet nie udaje być miła
- Po co tu przyszłaś? - warknęłam niemiłym tonem
-  Przyszłam, żeby ci coś przekazać. Harry co prawda jeszcze nie wie,  czego chce. Nie rób sobie nadziei, bo i tak cię zostawi, więc możesz  nawet teraz z nim zerwać. - uśmiechnęła się sztucznie, idiotka
- Nie, coś mi się nie wydaje, żeby chciał to zrobić.
- Wiesz, on jeszcze nie wie, czego chce, ale na pewno chce mnie.
-  Doprawdy? Jakoś dzisiaj nie był takiego zdania. Jednakże, muszę  przyznać, że naprawdę dobrze dogadza kobiecie w łóżku. Ty w ogóle masz  pojęcie, co straciłaś? - dogryzłam jej
- Jeszcze zobaczysz, zerwie z tobą dla mnie.
-  Jasne, tak to sobie tłumacz. - zamknęłam jej drzwi przed nosem. Co ona  sobie wyobraża? Myśli, że dadzą coś te jej słowa. Wiem, co czuje do mnie  Harry i nie zostawi mnie dla niej. Nawet powiedział, że brzydzi się  nią. Idiotka.
















_____________________________________

Chciałabym tylko powiedzieć, że uważam, że następny rozdział może wam się nie spodobać, jednak ten następny rozdział zadecyduje o dalszym losie bohaterów i nie jest zbyt 'kolorowy'.

12.

11 komentarzy:

Obserwatorzy