28.05.2014

Rozdział 52. "Wołanie o pomoc."

Poruszył palcem. To musi coś znaczyć. Skoro lekarz powiedział, że być może nie ma dla niego szansy, to dlaczego poruszył palcem? Jednak nadal nie rusza się. To było tylko zwykłe poruszenie. Nic więcej. Może to mi się tylko przewidziało? Powinnam powiedzieć o tym lekarzowi. Być może on coś będzie wiedział. Nacisnęłam klamkę i wyszłam z sali. Rozejrzałam się po korytarzu, ale ani śladu po nim. Jednak zauważyłam Damiana i Victorię. Siedzą niedaleko na krzesłach. Ruszyłam w ich kierunku. On obejmuje jej kruche ciało, a ona wtula się w jego. Wyglądają, jak stare, dobre małżeństwo. Nie chce się wierzyć, że wzięli rozwód. Na pewno jakieś skrawki miłości do siebie, nadal są w ich sercach. Zanim doszłam wystarczająco blisko, bym mogła się do nich odezwać, z jednej z sal wyszedł ten sam lekarz, z którym rozmawiałam, ten, którego szukam. Zaprosił ich do środka. Zaraz, dlaczego oni tutaj są? Nie przyszli odwiedzić Harry'ego? Skoro tak, to nie powinni być w jego sali? Po co weszli do jego gabinetu? Wydaje mi się to podejrzane. Podeszłam bliżej. Na szczęście drzwi są lekko uchylone, widzę ich. Damian i Victoria siedzą za jego biurkiem
- Przedstawię sprawę jasno. Harry nie wybudzi się ze śpiączki, nie ma takiej możliwości. Gdyby tak było, powinien już otworzyć oczy. Nie widzę dla niego żadnej szansy. Panna Winters niepotrzebnie łudzi się, że może być wszystko dobrze. Musi się pogodzić z tym, że jego już nie ma. - mówi na tyle głośno, że słyszę go. Przyrzekam, że w tej chwili stanęło mi serce, spowolniło tempo. Do oczu napływają łzy, płaczę. Zakrywam usta dłonią, by stłumić mój krzyk. Ciało zaczyna się trząść, ręce niespokojnie drżą. Staję się zimna. Powoli cofam się i biegnę do wyjścia. Nadal mam zakryte usta dłonią, bym nie krzyczała. Szybko biegnę do wyjścia, aby wydostać się stąd. Wybiegam z tego miejsca. Cicho szlocham. Nie mam pojęcia, gdzie biegnę. Ważne bym była sama i daleko od tego szpitala. Ludzie patrzą na mnie zszokowani, ale nie obchodzi mnie to w tej chwili. Odebrali mi go, już na zawsze. Nigdy do mnie nie wróci. Zostaję z tym wszystkim sama. Rzeczywistość uderza ze zdwojoną siłą. Życie to nie bajka. Wbiegam do parku. To ten sam park, w którym Harry po raz pierwszy mnie przytulił. Zrozpaczona siadam po tym samym drzewem. Podkulam nogi do piersi, owijam je rękoma i chowam głowę w kolana. Łzy płyną po moich policzkach. Coraz głośniejszy szloch wydostaje się z mojego gardła. Nie poradzę sobie bez niego. Odebrali mi go.  Dlaczego to dzieje się właśnie teraz? Potrzebuję jego miłości. Chciałabym, żeby teraz pojawił się tak, jak wtedy, znikąd. Przytuliłby mnie i powiedział, że wszystko będzie dobrze, jakoś się ułoży. Otuliłbym mnie swoimi rękoma, ucałował głowę. Dlaczego to wszystko tak się dzieje?
- Rosalie. - słyszę jego zachrypnięty głos, unoszę lekko głowę, by zobaczyć go. Siedzi obok mnie. Nogi ma podkulone do piersi i podobnie, jak ja, oplata je rękoma
- Dlaczego mnie zostawiłeś? - szepcze cicho w nadziei, że to nie tylko mi się wydaje. Patrzę prosto w jego oczy. Nie ma w nich żadnego życia, żadnego ciepła
- Przepraszam. - mówi po chwili. Chcę się do niego przytulić, ale znika. Znika, jak poranna mgła. Wcale go tu nie było. To tylko mi się wydawało. Rozmawiałam sama ze sobą. Głupie złudzenie. Już nigdy go nie będzie obok mnie. Zostawił mnie, na zawsze. Co ja ze sobą zrobię? Obiecałam sobie, że kiedy on umrze, zrobię to samo. Wiem, że ona na pewno chciałby, żebym żyła, żebym nie poddała się, żebym ułożyła sobie życie bez niego. Chciałby, żebym żyła tak, jakbym nigdy go nie poznała, jakby nigdy nie było naszej miłości. Co mam zrobić? Mam żyć, bez niego? Zostaję kompletnie sama. Harry odszedł, nie wróci. Zostawił mnie. Wypuściłam całe powietrze z płuc. Wstaję ze swojego miejsca i kieruję się na most, na Tamizę. Unoszę głowę, patrzę na niebo. Ciemne chmury całkowicie zasłoniły niebo. Pojedyncze krople deszczu spadają na ziemię. Zaczyna padać. Nie obchodzi mnie nawet to, czy zmoknę. Krople deszczu moczą moje włosy, ubrania, skórę, jednak to nie ważne. Dłońmi pocieram przedramiona i idę na przód, na most. Ludzie biegną do swoich domów, by nie zmoknąć. Niektórzy w dłoniach mają parasolki. Przechodzę przez miasto, które zaraz zaleje deszcz. Przechodzę obok kawiarni, w której byliśmy po naszym pierwszym pocałunku. Przy ostatnim stoliku widzę nas, siedzących i pijących kawę. Śmiejemy się, rozmawiamy, patrzymy sobie w oczy. Jesteśmy szczęśliwi ze swojego towarzystwa. Czuję, jakby to było wczoraj, a dzisiaj się wszystko posypało
- Tutaj wypiliśmy pierwszą wspólną kawę. - szepczę cicho, by tylko on mnie usłyszał - Wtedy po raz pierwszy też zobaczyłam Hayley. Idę dalej. Na chodnikach tworzą się kałuże, które staram się omijać. Czasem wejdę w jakąś, jednak to nie ma znaczenia. Teraz wszystko straciło sens i stało się czarno-białe. Patrzę na osobę obok mnie. Harry idzie obok mnie i dotrzymuje mi kroku. Dłonie ma schowane w kieszeniach. Patrzy na mnie, jakby boi się, że coś sobie zrobię. Wiem, że nie ma go tu, obok mnie, to tylko mi się wydaje. Most jest coraz bliżej, dzieli nas tylko kilka kroków. Przechodzę niedaleko ulicy, na której widziałam go po raz pierwszy, na wyścigu. Jest tu sporo ludzi, motocyklistów. Widzę Harry'ego siedzącego na motorze. Wszystko dzieje się tak, jakby czas się zatrzymał. Patrzę na osobę obok, on patrzy na mnie
- Pamiętasz? Tutaj pierwszy raz widziałam cię, gdy miałeś wyścig. - uśmiecha się do mnie lekko, odwzajemniam
- Doskonale pamiętam nasz każdy dzień spędzony razem. - uśmiecham się delikatnie, jednak wiem, że uśmiecham się sama do siebie. Podchodzę do krawędzi mostu i siadam na ziemi. Nogi swobodnie zwisają w dół. Zmarznięte dłonie splatam ze sobą, aby nieco je ogrzać. Patrzę w dół, na płynącą wodę - Chcesz skoczyć? - patrzę w bok, Harry usiadł obok mnie
- Chyba tak. - mówię niezdecydowanie. Czy chcę skoczyć? Pozbawić siebie życia? Nie potrafię pływać, więc na pewno bym się utopiła
- Nie zdążyłem ci czegoś powiedzieć. - patrzę na niego, nie mówię nic, by dać mu znak, aby kontynuował - Nigdy nie chciałbym, żebyś pozbawiła się życia z mojego powodu. Nawet, jeśli mnie już nie ma. Chciałbym, żebyś ułożyła sobie życia tak, jak chcesz. Chciałbym, żebyś żyła tak, jakbyś nigdy mnie nie poznała. Daję ci wolność, o której pewnie kiedyś marzyłaś. Na pewno nie raz chciałaś się mnie pozbyć. Na pewno nie raz mnie nienawidziłaś do granic możliwości, ale wiem, że przeżyliśmy też dobre chwile. Nie chcę, abyś zapomniała o mnie. Wiedz, że zawsze będziesz w moim sercu, nawet, jeśli nie będziesz tego chciała. Nie zamierzam cię opuścić na zawsze. Będę cię kochał, nawet do końca świata. - chcę chwycić go za rękę, ale nie mogę. To tak, jakbym dotykała parę wodną,a uśmiech znika z jego twarzy
- Dlaczego nie mogę cię dotknąć? - pytam zawiedziona
- Nie ma mnie tutaj. To wszystko dzieje się w twojej wyobraźni. - nie tylko deszcze moczy moją twarz. Wzrok kieruję przed siebie. Chcę już skoczyć i mieć to wszystko z głowy. Chcę być obok niego, przy moim aniele, tam na górze - Nie skacz. Nie rób sobie krzywdy. Wróć do szpitala, do mnie. - odwracam głowę w jego stronę. Nie ma go obok mną, zniknął
- Harry? - szepcze sama do siebie. Co mam robić? Cholera. Muszę go ostatni raz zobaczyć, chcę tego. Wstaję. Biegnę z powrotem do szpitala. Przynajmniej ostatni raz chcę zobaczyć jego ciało. Nie obchodzi mnie to, że przez kałuże wody mogę się przewrócić i zrobić krzywdę. Ile mam sił, biegnę do szpitala, do niego.
 
*
 
Drzwi rozsuwają się i wchodzę do środka cała przemoczona. Ludzie patrzą na mnie, jak na dziewczynę, która co najmniej uciekła z psychiatryka. Chcę skierować się do sali Harry'ego, ale widzę idących w moją stronę Victorię i Damiana
- Rosalie. - zauważają mnie, zatrzymuję się - Dlaczego jesteś cała przemoczona? Nie wzięłaś ze sobą żadnego parasola? 
- To nie jest teraz ważne. Muszę biec do Harry'ego. - chcę ruszyć dalej, ale ponownie zatrzymują mnie
- Rosalie, nie. - odzywa się jako pierwszy Damian, mówi za Victorię, ponieważ ona nie jest w stanie mówić, drży - Harry'ego już nie ma. Lekarze nie dają mu szans na przeżycie. Pogódź się z tym. - jego głos drży, walczy z tym, by nie płakać. Widać w jego oczach łzy. Te słowa, bolą, ale nie poddam się. Chcę go zobaczyć chociaż ostatni raz
- Nie, nie odejdę stąd, dopóki go nie zobaczę ostatni raz. - mówię pewna siebie, ich gadanie mnie nie powstrzyma, nic mnie nie powstrzyma
- Imponujesz mi z każdym dniem. - unosi lekko kącik ust do góry, nie poddam się. Wymijam ich. Biegnę do jego sali. Nie zważam na to, czy ktoś zwróci mi uwagę, że w szpitalu nie wolno biegać. Nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. Nic, ani nikt
Jego sala jest już blisko. Naciskam klamkę i wchodzę do środka. W środku jest dwóch lekarzy. Widzę też go, stoi nad własnym ciałem
- Przepraszam, ale nie wolno już tutaj wchodzić. - odzywa się jeden z nich - Proszę wyjść.
- Co panowie z nim robią? - pytam zszokowana
- Zabieramy go stąd. - nie, nie mogą go zabrać, nie teraz
- Pozwólcie mi z nim pobyć jeszcze kilka minut. - widząc mój aktualny stan, obydwoje wychodzą. Harry uśmiecha się, po czym kompletnie znika. Łzy nadal nie opuszczają mojej twarzy. Zaczynam drżeć, nie tylko z zimna. Powoli podchodzę do łóżka i kładę się obok niego. Przytulam go. Tylko to jest w stanie mnie rozweselić, pocieszyć. Jego dotyk. Wspomnienia powracają. Przypominam sobie wszystkie nasze wspólne chwile.
Nasze pierwsze spotkanie. Przez moją nieuwagę wpadłam na kogoś. Woda na chodniku spowodowałaby, że upadłabym, gdyby nie czyjeś silne ręce. Osoba stojąca przede mną w porę mnie złapała, inaczej leżałabym teraz mokra i potłuczona na ziemi - Przepraszam, zagapiłam się i .. - chłopak, który trzymał mnie w swoich objęciach zachichotał. Zrobiło mi się trochę głupio. 
Kiedy pierwszy raz mnie obronił. Przechodząc obok krawędzi basenu niechcący poślizgnęłam się na kałuży wody i kompletnie przez przypadek popchnęłam stojącego obok chłopaka, który po chwili wpadł do wody. Od razu wszystkie pary oczu zwrócone zostały w naszym kierunku. - Czy ciebie kompletnie powaliło ?! - krzyknął, kiedy wyszedł w końcu cały mokry z basenu, kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć, zamurowało mnie - Przepraszam, to było niechcący. - próbowałam się jakoś obronić, ale chłopak tylko bardziej się wściekł
- Niechcący ?! Zrobiłaś to pewnie specjalnie! - widać było, że jest nieźle pijany, zawsze bałam się takich gości, pijani, wściekli ..
- Skoro powiedziała, że to niechcący, to znaczy, że niechcący! Zrozumiałeś ?! - do akcji wkroczył ten sam chłopak z brązowymi lokami i zielonymi oczami. 
Pierwsza randka. Uciekałam przed nim przez las, złapał mnie i siłą przytaszczył do domu. Zjedliśmy razem kolację. Poszłam spać. Była burza i nie mogłam zasnąć, on przyszedł i spał ze mną. Samo wspomnienie wywołało u mnie lekki uśmiech.
Nasz pierwszy pocałunek. - Rosalie? - Harry na czworaka przybliżył się do mnie. Jego ręce i kolana znajdowały się po bokach mojego ciała - Mogę cię o coś poprosić? Nie ruszaj się. - poprosił. Brunet oblizał swoje wargi i patrząc na moje przybliżał się. Rozchyliłam nieco swoje usta, czekając na ruch z jego strony. Czułam jego oddech na swojej skórze. Żeby pośpieszyć go pociągnęłam za jego włosy i złączyłam nasze usta w pocałunku.
Pierwsza kłótnia. Niepotrzebnie wtrąciłam się w jego sprawy rodzinne. Na pewno nie chciał, żebym się w nie pakowała. Pokłóciliśmy się o moje spotkanie z jego matką za jego plecami.
Pierwszy raz, gdy powiedział mi, że mnie kocha. - Dlaczego mi to robisz? - wyjąkałam i spuściłam wzrok na ziemię
- Bo cie kocham. - zostałam tak zszokowana, że spojrzałam na niego z wywalonymi oczami - Tak, kocham cię i tak łatwo nie odpuszczę.
Pierwszy raz. - Rosalie? Czy nadal chciałabyś zrobić to ze mną? - moje serce zabiło jeszcze szybciej. Zamrugałam kilka razy, zanim dotarła do mnie ta wiadomość, która przed chwilą wyszła z jego ust. Wzruszyłam niepewnie ramionami. Chwycił moją twarz w swoje dłonie i wolno zbliżył się do mnie, by pocałować moje usta. Delikatnie rozchylił wargi, aby wsunąć do nich swój język. Mimowolnie zaczęłam szybciej oddychać. Uniósł moje ciało ku górze i położył na łóżku.
Kiedy ja, po raz pierwszy wyznałam mu miłość. To było wtedy, gdy próbowałam go wyciągnąć z więzienia. Wyznałam mu miłość w więzieniu. Kto by się tego spodziewał?
Zaczęłam głośno szlochać. To już nigdy nie wróci. Już nigdy nie spędzimy ze sobą ani jednej chwili. Wszystko skończyło się i to jest właśnie najgorsze. Wszystko pękło, jak bańka mydlana pod wpływem dotknięcia przez czyjś palec. Przez łzy, mokre włosy i ubrania zamoczyłam niewielką część jego kołdry i biały ubranie. Zacisnęłam mocno powieki, by wypuścić ostatnie łzy z policzków. Ciało drży, łzy płyną, staję się słabsza, jakby coś wysysa ze mnie całe życie. Siła opuszcza mnie wraz z jego odejściem
- Rosalie?












________________________________

Okropni lekarze, dali tylko kilka minut. Szczerze mówiąc, to kiedy pisałam ten rozdział, to nie obyło się bez łez. Tak, płakałam pisząc to. Nie dlatego, że FF kończy się, tylko dlatego, że tak strasznie podoba mi się ich miłość, która dobiegła końca.
Zostały dwa rozdziały. Zostańcie do końca. Komentujcie :)

8 komentarzy:

  1. 2 rozdziały ?! Tylko ?! Proszę nie!! Może 2 część?;> rozdział meeeega!<3 / Pat.

    OdpowiedzUsuń
  2. nextt >>>>>>> nie wytrzymam :'( ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejku, wzruszyłam się :'( <3
    Oby Harry się wzbudził!
    Błagam, kochana, dodaj szybko nexta! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się calkowicie z tobą.Też mam nadzieje,że się wybudzi
      Ania ; )

      Usuń
  4. Świetny! ;')
    Dodaj szybko następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. O Matko ! Ryczałam :D Cudowny!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. O ja poprostu chce taka milosc tylko bez tej smierci Harrego ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Cuudoo... ❤ poprostu rycze ;) KOCHAM TO . ❤

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy