26.05.2014

Rozdział 51. ''Nadzieja umiera ostatnia."

Wrzesień ...
 
Kolejny dzień w pracy. Kolejny dzień bez niego. Dlaczego się nie budzi? Dlaczego nie może otworzyć oczu? Dlaczego nie może być przy mnie? Dlaczego? Każdy dzień jest męczarnią dla mnie. Nie ma nikogo, kto może mnie pocieszyć, przytuli. On był moim powodem do uśmiechu. Teraz wyglądam, jakby mnie z horroru wyciągnęli. Naprawdę, wyglądam okropnie. Nie śpię zbyt dużo, najwyżej kilka marnych godzin. Nie czuję głodu, ani potrzeby zaopatrzenia organizmu w wodę. W głowie mam tylko jego obraz, gdy leży w tym białym, bez wyrazu szpitalu. Tak bardzo mi go brakuje. Jeszcze nigdy tak bardzo go nie potrzebowałam. Nie wytrzymuje bez jego obecności. Dla niego się uśmiechałam, dla niego witałam każdy nowy dzień, dla niego jeszcze jestem tutaj. To tak bardzo boli, boli samotność. Chciał umrzeć, chciał umrzeć z mojego powodu. Czas jest moim najgorszym wrogiem. To wszystko kwestia czasu, czy się obudzi. Jeśli nie, to może umrzeć lub być w śpiączce nawet przez kilka lat. Jeśli on umrze, zrobię to samo
- Rosalie, żyjesz jeszcze? - przed twarzą pomachała mi koleżanka z pracy, Amber. Zamrugałam kilka razu oczami, zanim otworzyłam usta, by odpowiedzieć jej
- Tak, w porządku. - odparłam bez wyrazu i mało przekonująco, nawet nie uniosłam kącika ust, nawet nie drgnął
- Wyglądasz okropnie. - podała mi kolejne pudełko, które mam postawić na półce
- Wiem, mam trudności ze snem. Nie mogę się wyspać ostatnio. - postawiłam pudełko na szafce i bezsilnie usiadłam na małym krzesełku w rogu magazynu
- Szefa nie ma, więc jeśli chcesz, to możemy porozmawiać, jeśli masz jakiś problem. Widzę, że coś jest nie tak i to nie tylko wina braku snu. - usiadła na przeciwko mnie. Zaufać jej? Nie znam Amber zbyt dobrze, ale wydaje się być godna zaufania. Nigdy, jak do tej pory, nie zachowała się wobec mnie źle. Zawsze jest miła, uprzejma i uśmiechnięta. Aktualnie zupełne przeciwieństwo mnie. Nie mam ostatnio z kim porozmawiać, Pearl wyjechała na kilka dni za miasto, więc ...
- Mój chłopak, leży w śpiączce w szpitalu. - pociągnęłam nosem, łzy znowu chcą wypłynąć z oczu - Nie radzę sobie bez niego, nie daję sobie w ogóle rady sama. - zmieniła swoje miejsce, usiadła obok i przytuliła mnie - Najgorsze jest to, że cholernie za nim tęsknię. Jeszcze trochę, a nie wytrzymam psychicznie. - wtuliłam się w jej ciepłe ciało, teraz najbardziej mi się przyda czyjaś obecność, nawet mało znanej mi dziewczyny. Cóż, dobre i to
- Widać, że go kochasz. Wiesz, co ja bym na twoim miejscu zrobiła? - kiwnęłam przecząco głową - Zaraz po pracy poszłaby do kwiaciarni, kupiłabym kwiaty, żeby chociaż jakoś rozświetlić jego biały pokój. Zapach świeżych kwiatów być może i ciebie postawi na nogi, albo porządna dawka kawy. - wychyliła rękę w stronę półki, z której wzięła paczkę chusteczek - Proszę. - podała mi je. Wyciągnęłam delikatny, biały materiał i otarłam nim oczy, z których łzom udało się wypłynąć
- Chciałabym, żeby był tutaj, przy mnie. - przyznałam. Niech to się wszystko już skończy, niech te wszystkie kłopoty znikną. Chcę, by nasza miłość była bezpieczna. Bez kłamstw, bez niebezpieczeństwa, bez łez, sama miłość i bliskość
- Nie trać nadziei, bo to właśnie nadzieja umiera ostatnia. - moja nadzieja z każdym dniem staje się coraz mniejsza. Przestaję wierzyć, że nasza historia skończy się dobrze. Mam wrażenie, że szczęśliwe zakończenia są tylko w bajkach. To jest rzeczywistość, więc utrząśnij się ze szczęśliwego życia
- Dlaczego nigdy nie jest tak, jak byśmy chcieli? - Amber cicho zachichotała z mojego pytania
- Jeśli sami nie ułożymy swojej drogi, to nasze życie nie będzie takie, jakie byśmy chcieli. Drogę wybieramy my, a los podstawia nam tylko czasami nogi. - drogę wybrałam, drogę pełną niebezpieczeństwa i kłopotów. To chyba nie jest dobra droga, jednak nie żałuję swojej decyzji. Spotkanie Harry'ego było najlepszym, co mi się kiedykolwiek przydarzyło. Czasami brzmię, jak wariatka, ale tylko wariaci są coś warci, prawda?
- Powinnyśmy wrócić do pracy. - uśmiechnęłam się z charakterystycznym westchnieniem
- Cóż, wszystkie pudła są na swoim miejscu. Możemy teraz iść usiąść przed ladą. - Amber wstała jako pierwsza, a zaraz za nią ja. Wzięłam butelkę wody, która leży na półce. Powinnam chociaż coś pić. Wyszłyśmy z magazynu. Amber usiadła za ladą, a ja oparłam się o nią tyłem. Odkręciłam butelkę, upiłam kilka porządnych łyków wody mineralnej. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i zabrzmiał dzwonek. Odkręciłam się, by zobaczyć, kto wszedł do sklepu. Niemal zakrztusiłam się wodą
- Ashton? Co ty tutaj robisz? - odłożyłam butelkę na ladę. Moja siła wzrosła, staję się bardziej pobudzona, niż zwykle
- Przyszedłem porozmawiać. - prychnęłam na jego słowa, skrzyżowałam ręce na piersi
- I ty masz czelność jeszcze tu przychodzić i chcieć porozmawiać? - śmieję się z niego - To przez was Harry teraz leży w szpitalu, to wy to wszystko uknuliście, by Hayley mogła w końcu go dostać. - spuścił głowę na podłogę
- Zostawię was samych. - Amber wstała ze swojego miejsca i weszła do magazynu
- Chcę ci to wszystko wytłumaczyć. Źle się z tym czuję, co się stało. Pozwól mi chociaż wyjaśnić. - wypuściłam całe powietrze z płuc. Chcę znać prawdę, mimo, że to może odbić się na mojej psychice. Za dużo złych wiadomości, jak na mnie
- Hayley i ja, byliśmy kiedyś razem. Kochałem ją, nadal ją kocham. Była dla mnie wszystkim. - przerwałam mu
- Nie obchodzi mnie to, przejdź do rzeczy. - niby jak mam być miła po tym, co zrobili?
- Tak, jak mówiłem, była i nadal jest dla mnie wszystkim. Chciałbym, żeby było, jak kiedyś. Powiedziała, że wróci do mnie, jeśli pomogę jej w czymś. Tym czymś było właśnie to, co zrobiliśmy.
- I co? Jesteście razem? - prychnęłam
- Nie. Hayley tak naprawdę nigdy mnie nie kochała, okłamywała mnie. Wykorzystała mnie, by go odzyskać. Ona już zawsze będzie walczyć o Harry'ego. Nie odpuści. Nie potrafi tego zrozumieć, że tylko ty jesteś w jego sercu. Po tym, kiedy wyszedłem, ja zadzwoniłem do niej. Powiedziałem, że się udało, a ona spławiła mnie. Tobie powiedziałem, że on nadal cię kocha, by nie dopuścić do zakończenia naszego planu. Hayley na pewno nie jest zadowolona z tego, że nie wyszło. - westchnął na koniec
- Nie przyszło ci do głowy, że wystawiła twoją miłość na próbę. Gdyby cię kochała, to zostawiłaby Harry'ego w spokoju i cieszyłaby się waszym uczuciem, zamiast mścić się.
- Byłem zaślepiony miłością. Teraz wiem, że to był błąd. - jego historia jest podobna do historii Harry'ego. Rozkochała i zostawiła ze złamanym sercem - Naprawdę przepraszam, za wszystko.
- Wiesz, że czasu nie cofniesz? - skinął głową - Harry może umrzeć, a ty tak po prostu przychodzisz i myślisz, że zwykłe 'przepraszam', wystarczy?
- Chciałem, żebyś wiedziała. Wiem, że nic nie odpłaci ci jego straty. Przepraszam. - po tych słowach odwrócił się i wyszedł ze sklepu. Otarłam łzy z policzków, które wypłynęły z oczu. Dłońmi pocieram przedramiona. Patrzę na jeden punkcik na podłodze. Dlaczego serce Hayley jest takie ciemne, że posunęła się do tego? Nie widzi tego, że rani nas oboje. Oszukuje się tym, że Harry kiedykolwiek wróci do niej. Nie akceptuje tego, że stoi na straconej pozycji. Przegrała już walkę o jego serce. Dlaczego to nie może do niej dotrzeć? Może nie chodzi jej już o uczucia? Chce tylko zemsty? Harry spławił ją, a ona nie mogła tego znieść, więc teraz mści się za to wszystko? To wydaje się najbardziej prawdopodobne. Jeśli kochasz, to daj żyć. Ona chyba wcale go nie kocha. Chęć zemsty przyćmiła wszystko. Hipoteza wydaje się trafna. W końcu z magazynu wyszła Amber
- Wszystko gra? - spytała pełna nadziei, że powiem tak
- Każdy dzień to coraz więcej złych informacji, Amber. Już nie wiem, co mam myśleć, ani robić. Moje życie stało się pasmem kłamstw, niebezpieczeństw. Jak ja mam sobie poradzić. To takie okropne, że aż śmieszne. - zaczęłam się śmiać - Wszystko się pieprzy, zanim do czegokolwiek się zabiorę. To, co wezmę do rąk, od razu zostaje mi odebrane.
- Powinnaś się leczyć. - spojrzałam na nią swoim wzrokiem mordercy - Powinnaś płakać, a śmiejesz się z tego.
- Sama już nie wiem, co mam robić. - przestałam się śmiać, zakryłam twarz dłońmi - Powinnam go zobaczyć.
- Nie ma zbytniego ruchu, poradzę sobie. Idź. - uśmiechnęłam się do niej delikatnie. Z magazynu wzięłam swoją torebkę, po czym wyszłam kierując się w stronę szpitala.
 
Harry's P.O.V.
 
Przestałem słyszeć jej głos. Nie już jej obok mnie. Może faktycznie umarłem? Nie wiem, co się dzieje. Wiem tylko, że nie ma jej obok mnie. Słyszę tylko otwieranie i zamykanie drzwi, męskie i damskie głosy, szuranie butów i czyjeś kaszlenie. Opuściła mnie? Tak dawno jej nie słyszałem, ani nie widziałem. Skoro umarłem i jestem duchem, to czy nie powinienem być obok niej, czuwać nad nią? Słyszę jedynie obce mi głosy. Co się ze mną dzieje? Dlaczego nie mogę się ruszyć i dlaczego to tyle trwa? Śnię? Jestem martwy? Jestem duchem? Zjawą? Nic z tego nie rozumiem. Gdybym tylko mógł otworzyć oczy, to wszystko byłoby łatwiejsze. Przeraża mnie fakt, że być może opuściła mnie i już nigdy jej nie odnajdę. Przeraża mnie to, że być może opuściła mnie na zawsze. Przeraża mnie to, że być może nie kocha mnie i nie chce mnie znać. Przeraża mnie to, że być może znalazła kogoś. Przeraża mnie to, że być może zapomniała o mnie. Przeraża mnie to, że być może już nie jestem jej opiekunem. 
 
*
 
Drzwi rozsunęły się i weszłam do szpitala. Wszystko jest takie same. Pielęgniarki, podobnie jak i lekarze, zajmują się pacjentami. Wciąż w tych samych białych fartuchach. Ściany wciąż są białe, bez wyrazu, smutne. Życie toczy się dalej. Co chwila ktoś opuszcza to miejsce lub przychodzi tutaj. Rodzina, znajomi, przyjaciele odwiedzają chorych. Teraz i ja jestem taka sama. Moje życie się posypało wraz z jego odejściem. Wzięłam głęboki oddech, po czym ruszyłam do jego sali.
Dotarcie nie zajęło mi zbyt dużo czasu, jednak zanim nacisnęłam klamkę od jego sali, zatrzymał mnie lekarz
- Dzień dobry, panno Winters. - przywitał się ze mną z współczującym uśmiechem
- Dzień dobry, doktorze. - uniosłam lekko kąciki ust ku górze
- Wiem, że pani bardzo kocha pana Styles'a, ale nie będę owijał w bawełnę. - westchnął przeciągle - Musi się pani pogodzić z tym, że może już się nigdy nie obudzi. - do moich oczu napływają łzy, patrzę w jeden punkt na podłodze. Nie zaczynam szlochać, ani krzyczeć. Stoję jak słup. Przyzwyczaiłam się do złych wiadomości - Przykro mi.
- Nie mogę, nie mogę się z tym pogodzić. Za bardzo go kocham. - zacisnęłam mocno powieki, by wypuścić słone łzy - Na pewno wszystko będzie dobrze. - tak w zasadzie, to zapewniam o tym sama siebie - On nie może mnie zostawić. - zakryłam twarz dłonią
- To był wyjątkowo głupi ruch z jego strony. Te narkotyki są bardzo silne, w zbyt dużej dawce śmiertelne. Gdyby w porę nie został przywieziony do szpitala, to umarłby. Śpiączka utrzymuje go przy życiu, ale proszę, niech pani się pogodzi z jego odejściem. W każdej chwili możemy go stracić. Pamięta pani ten dzień, kiedy mu serce stanęło? - kiwnęłam głową - To może się powtórzyć i być może możemy go już nie odzyskać. - to wszystko mnie przytłacza, Harry każdej chwili może umrzeć
- Czy mogę do niego wejść? - otarłam łzy z policzków. Pewnie teraz wyglądam jeszcze gorzej. Rozmazany tusz do rzęs, zaczerwienione oczy i policzki, istny horror na mojej twarzy
- Tak, proszę. - skinął głową, po czym udał się wzdłuż korytarza. Nacisnęłam klamkę od drzwi i weszłam do środka. Serce boli, gdy patrzę na to wszystko i nic nie mogę z tym zrobić. Dlaczego to wszystko mnie spotyka? Usiadłam na jego łóżku, przodem do niego. Ma zamknięte oczy, powieki przykrywają jego zielone tęczówki. Usta nawet nie drgną, by uśmiechnąć się. Złapałam za jego rękę. Zimna, strasznie zimna. Nie wytrzymuję. Łzy leją się strumieniami po policzkach. Zaczynam szlochać, jednak zakrywam usta dłonią, by stłumić ten dźwięk. Kładę się obok niego i przytulam do jego ciała. Kiedyś było takie ciepłe, otulał swoim ciałem moje. Teraz ja otulam jego. Wtulam się w niego. Tylko tyle mogę, by poczuć jego obecność. Unoszę głowę, by delikatnie musnąć jego zimne usta. Tak strasznie za nim tęsknię. Czuję, że jestem tu kompletnie sama. Czuję, że jest tutaj tylko i wyłącznie ciałem. Nie chcę go stracić. Nie chcę nawet dopuścić do siebie tej myśli, że może umrzeć. Po jaką cholerę wziął te narkotyki? Jestem taka głupia, pobiegłam za osobą, którą znam od kilku dni, a zostawiłam osobę, którą kocham nad życie?
- Przepraszam, robi się późno. Myślę, że powinna pani już iść. - do sali weszła pielęgniarka, jestem tu tylko kilka minut
- Dobrze. - wyszła z sali. Uniosłam głowę i ostatni raz pocałowałam jego usta - Wyjdziesz z tego. - wyszeptałam. Wstałam z łóżka i skierowałam się do drzwi, jednak zanim wyszłam, popatrzyłam na niego. Wcale nie chcę opuszczać go. Kilka minut. Kilka minut to za mało. Mój wzrok zatrzymał się na jego dłoni. W pewnej chwili jego palec poruszył się.















____________________________________

Trochę mi przykro, że niektórzy przestali komentować, może nawet czytać tego bloga, ale trudno. Doprowadzam tego bloga do końca ze względu na osoby, które są tutaj od samego początku i chcą poznać historię do końca :)
Przygotowania dotyczące mojego nowego FF idą pełną parą, więc myślę, że po zakończeniu tego FF, zacznę publikować rozdziały nowego bloga, na którym od dawna jest już prolog :) Mam nadzieję, że czytelnicy tego bloga 'skuszą' się na jego czytanie :)

12 komentarzy:

  1. Tamten znaczne czytać dopiero po tym.ile zostało do końca ? Harry się budzi!!!:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny ♥
    musi się obudzić !!!!!!! :D ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam że się obudzi, przecież musi. Nie
    mogę doczekać się następnego

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko <3333 Cudowny blog,rozdział i wszystko :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeest! Tyle na to czekałam! ^^ bedzie juz tylko lepiej ;d / Pat.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny, coś czuję, że Harry się obudzi :) Obym miała racje! ♥
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, świetnie piszesz, masz wielki talent ! :) x

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział ! ♥
    Oby Harry się wybudził ! xx

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG.Mam nadzieje,że się niedługo wybudzi.Czekam na next
    Ania ; )

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowny, niech Harry w końcu się obudzi! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny FF ;**

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy