24.04.2014

Rozdział 26. "Zmiana miejsca"

Prawie całą noc przepłakałam. Jego słowa zraniły mnie. Wini mnie za coś,  czego nie jestem przyczyną. Czy to moja wina, że uczepił się mnie? Nie chce dać mi spokoju? Harry nie zauważa swoich błędów. To przez niego James mnie poznał. To on jest tego przyczyną, nie ja. To nie moja wina. Nie chciałam tego. Mozolnie zeszłam na dół. Powinnam coś  zjeść. Powinnam zrobić zakupy. Zagotowałam wodę. Potrzebuję kawy.  Wyjęłam kubek, wsypałam dwie łyżeczki cukru oraz kawy i zalałam gorącym wrzątkiem. Usiadłam przy stole. Nie zwracam uwagi na to, że jest za  gorąca, potrzebuję tego. Potrzebuję czegoś, co rozbudzi mnie i mój  umysł, mimo, że mogę poparzyć sobie język.

Theo's P. O. V.

Stoję tak przy nim. On siedzi w  areszcie, a ja po drugiej stronie krat. Najwyraźniej wpadł w szał. Pobił  go znowu. Policjanci uznali, że lepiej będzie, jak zostanie w  kajdankach. Głowę ma spuszczoną, dłońmi zakrywa twarz. Szkoda mi go, ale zasłużył. Musi się nauczyć opanować nerwy, emocje
- Proszę cię,  zadzwoń do niej. - powiedział błagalnym tonem, westchnąłem, wyjąłem jego  telefon, który wcześniej dostałem i wybrałem jej numer, numer Rosalie
- Halo? - usłyszałem jej zmęczony głos, pewnie nawet nie spojrzała na ekran, by zorientować się, kto dzwoni
-  Rosalie? Tu Theo. Dzwonię z telefonu Harry'ego. Wczoraj pobił James'a i  policja zabrała go do aresztu. Mogą go z powrotem zamknąć w więzieniu  jeśli sprawa się nie wyjaśni. Chce, żebyś tu przyjechała. - powiedziałem  przekonującym głosem, chociaż wcale mnie to nie obchodzi. Powoli mam  dosyć jego zachowania. Musi się zmienić, albo wszyscy się od niego  odwrócą
- Zasłużył na to, nie mam zamiaru tam przyjeżdżać.
- Rosalie, wiem, co między wami wczoraj zaszło, ale proszę cię, możesz go uratować.
-  Niech tam siedzi. Może przynajmniej nauczy się czegoś. - usłyszałem jej  obojętny głos, nie dziwię się jej - Może w końcu zrozumie coś, cokolwiek.
- Rosalie, pamiętaj, że on liczy na ciebie, nie zostawiaj go.
- Nie obchodzi mnie to. Teraz to ja zabawię się jego uczuciami. Nie dzwoń już więcej, proszę.
-  Dobrze, ale pamiętaj, że on żałuje tego. - rozłączyła się.  Schowałem  telefon z powrotem do kieszeni. Skrzyżowałem ręce na piersi, oparłem się  o kraty
- Co powiedziała? - spytał, nawet nie oderwał dłoni od twarzy
- Że nie obchodzi ją to i żebyś tu posiedział, to może się czegoś nauczysz i zrozumiesz coś.
- Boże, co ja zrobiłem? - zawył żałośnie
- Było o tym myśleć wcześniej, zanim to wszystko spieprzyłeś.
- Straciłem ją. - westchnął przeciągle.

Rosalie's P. O. V.

Nie  mam zamiaru, ani ochoty jechać tam do niego. Może zrozumie coś i zmieni  swoje zachowanie. Nie może na wszystko reagować złością. Mówi to, czego  wcale nie chce i później wszystko musi naprawić. Nie mam ochoty, ani  chęci, by go zobaczyć. Zasłużył na to. Niech teraz płaci za to  konsekwencje. Musi zacząć starać się opanowywać wściekłość. Nie będę mu  pomagała. Płać za swoje zachowanie, skarbie.

Harry's P. O. V.

Straciłem  ją. Wszystko spieprzyłem. Na pewno długo już jej nie zobaczę. Zawsze  uda mi się wszystko spieprzyć. Nie zasługuję na nią. Tylko ranię jej  uczucia. Tym samym powoduje płacz na jej twarzy. Nie powinienem wcale  poznawać jej. Zaszkodziłem tylko i zepsułem jej spokojne i każdym możliwym przypadku życie
- Styles, nikt  nie przyszedł, by coś z tym zrobić, więc wracasz do więzienia. -  usłyszałem głos jednego z policjantów. Moja twarz nie wyraża żadnych  emocji. Otworzył kraty, wszedł do środka, bez żadnych utrudnień wstałem i  zostałem przez niego zaprowadzony do starego miejsca. Brudne, zapleśniałe więzienie. Nikt już nie może mi pomóc, bo nikt nie zna całej  sprawy tak dobrze jak Rosalie. Ona wie o wszystkim i tylko ona może  mnie uratować. Jednak straciłem ją i jakąkolwiek nadzieję na uwolnienie z  tego miejsca. Policjant prowadzi mnie do celi, w której kiedyś byłem. Mam  spuszczoną głowę. Dookoła otaczają mnie podobni do mnie ludzie. Oni też  coś zrobili. Nikt nie chce tu być, ale muszą. Policjant otworzył mi  celę, po czym dobrowolnie wszedłem do środka. Oparłem się o ścianę i  zsunąłem się po niej, by usiąść. Jestem tu sam. Szare ściany, czarna  podłoga, łóżko ze stęchłym materacem, na którym mam niby spać, jest  malutkie okno, jednak za wysoko, żebym mógł coś zobaczyć. Wróciłem  ...
Godziny mijają nie ubłagalnie wolno. Patrzę tylko na ścianę. Dają  mi jakieś zepsute jedzenie, ale nie mam ochoty, aby to jeść. Nie mam  ochoty na nic. Chcę tylko ją zobaczyć, chcę poczuć jej zapach, dotyk.  Już nigdy jej nie zobaczę. Będzie uciekała przede mną, znowu. Gdyby powiedziała  mi, że mnie kocha, to może miałbym jakąś nadzieję, ale nie powiedziała  tego. Bo niby jak można kochać takiego potwora, jak ja? Jestem idiotą ...
- Styles,  masz chwilowego gościa. - usłyszałem głos policjanta. Bez żadnej nadziei  popatrzyłem w stronę krat. To nie ona, to Theo. Spuściłem z powrotem  głowę
- Może jakoś uda mi się ciebie wyciągnąć stąd.
- To nie ma  sensu. Do czego niby miałbym wrócić? Do matki, która mnie zdradziła? Do  ojca, który przeze mnie leży połamany w szpitalu? Do niej? Zabiłem  całkowicie jej jakiekolwiek uczucia do mnie.
- Wiem, ale spróbuję.
-  Próbuj, powodzenia. - odparłem obojętnym tonem. Po wyjściu stąd  ponownie wrócę do tego spieprzonego życia. Znowu będę codziennie  pieprzył inną laskę, stracę całkowicie wiarę w miłość, znowu będą się  mnie bali, znowu wszystko znowu.
Co chwilę słyszę jakieś krzyki. Co  chwilę ktoś robi jakąś awanturę. Ja siedzę tylko ciągle w tym samym  miejscu. Na tej brudnej podłodze. Patrzę w jedno miejsce. Nie czuję głodu,  zimna, potrzeby snu. Potrzebuję tylko jej.
Stracona nadzieja na  jakąkolwiek pomoc, ratunek. Straciłem wszystko, co miałem. Nigdy nie  zobaczę jej pięknych oczu, jej łagodnego głosu, malinowych ust, nigdy  już nie poczuję jej dotyku, nie zasmakuję jej ciała, nie usłyszę jej  jęków, które były spowodowane rozkoszą, jaką jej dawałem. Jest jeden  plus, już nigdy jej nie skrzywdzę, nie wywołam płaczu. Ona jest moim  aniołkiem. Będę starał się ją chronić, mimo, że nie będę przy niej. Będę  o niej myślał w każdej chwili. Nie porzucę uczucia miłości, którym ją  darzę. Moja miłość do niej nie zniknie, nie wyleci z serca. Gdy  wydostanę się stąd, nie zbliżę się do niej, by znowu jej nie zranić. Nie  zrobię tego ponownie. Będę ją kochał, ale w odległości od jej serca, od niej.
To  wszystko mnie przytłacza. Chciałbym cofnąć czas. Nie powiedzieć tych  wszystkich słów, które powiedziałem. Zrobiłbym wszystko, żeby cofnąć ten  cholerny czas.

Rosalie's P. O. V.

Usłyszałam pukanie do  drzwi. Zdjęłam z siebie kołdrę i podreptałam boso na dół. Moja twarz  wygląda okropnie. Cała w łzach, mokra, zaczerwieniona. Co ja zrobiłam?  Powinnam chcieć go uratować, a powiedziałam, że nie obchodzi mnie to.  Drżącą ręką otworzyłam drzwi
- Cześć, Rosalie. - przede mną stoi Theo, uśmiecha się na miarę swych sił
- Cześć, Theo. - odparłam obojętnie
- Mogę wejść? - spytał, skinęłam głową i wpuściłam go do środka - Harry'ego zamknęli w więzieniu.
- Jak to? Przecież miał być w areszcie? - po moich policzkach popłynęła kolejna dawka łez
-  Nikt nie jest w stanie mu pomóc. Przetrzymają go pewnie tam z kolejne  dwa lata. - wzruszył ramionami - Najgorsze jest to, że wcale nie walczy.  Jest załamany. Siedzi w celi na brudnej podłodze. Nie je, nie pije,  nawet nie próbuje usnąć. Wygląda okropnie.
- Dlaczego zamknęli go od razu?
-  Bo nikt nie przyszedł i nie złożył żadnych zeznań. Moje na nic się nie  zdały, bo za mało wiem. Tylko ty możesz coś z tym zrobić i pomóc mu. Jeśli nic się z tym nie zrobi, to czeka go kolejna sprawa w sądzie.
- Nie .. ja nie wiem ... nie mogę. - wyjąkałam
-  On cierpi. Załamie się. Musisz mu pomóc. Obiecałem, że jakoś mu pomogę.  Ty jesteś jego ostatnią nadzieją. - stoję przed dużą decyzją. Pomóc mu?  Spróbować go uwolnić?

Harry's P. O. V.

Wsunęli mi jakąś  papkę, którą mam niby zjeść. Skoro to ma być to, co mam jeść przez ten  dłuższy czas, to wolę umrzeć z głodu i z pragnienia. Nie wyjdę stąd  szybko. To będzie się ciągnęło w nieskończoność. Śmierdzi tutaj gorzej, niż  za poprzednim razem. Pleśń jest widoczna wszędzie. Powietrze ciężkie od  nadmiaru wilgoci. Okropne miejsce. Mogliby przynajmniej zrobić jakieś  porządki raz na rok.
- Styles, ocknij się. - usłyszałem wredny głos  ochroniarza. Patrzy na mnie z wyższością, jakby był lepszy ode mnie.  Chociaż może i jest. W ręku trzyma pałkę, gdyby ktoś spróbował się uwolnić. Na  pewno nie dałby rady powalić jednego z przestępców za pomocą tej jednej pałki
- Przyprowadź tu Styles'a! - usłyszałem głos innego  ochroniarza. Otworzył mi celę, dobrowolnie znów dałem się zaprowadzić.  Moje kajdanki nadal są do mnie przyczepione. Czemu mi ich nie mogą  zdjąć? Nie mam zamiaru zrobić coś, czego ,mogę później żałować. I tak już  wszystko spaprałem. Idziemy przez jakiś korytarz. Te ściany były chyba kiedyś białe, ale teraz są beżowe, pewnie od brudu.  Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju, w którym jest  mały stolik, dwa krzesła i Theo. Usiadłem naprzeciwko niego
- Jakieś wieści? - zapytałem z kpiną w głosie
- Tak. Rosalie nie ma zamiaru ci pomagać. Boi się, że gdy wyjdziesz na wolność, znowu ją skrzywdzisz.
- To to wiem, ale pytam czy coś innego masz mi do powiedzenia?
- Nie.
-  Więc mogę już wracać. - odezwałem się bezczelnie, wstałem i skierowałem  się do wyjścia
- Przynajmniej podziękowałbyś, że spróbowałem. - odezwał się jeszcze
- Mam ci dziękować za spapranie sprawy? - prychnąłem pod nosem
- Przynajmniej spróbowałem.
Wróciłem do tego zapleśniałego pudła. Wróciłem na swoje  miejsce. Mógł mi powiedzieć tutaj, a nie wywlekać mnie stąd. Czasami  tak się zastanawiam, czy on w ogóle czasem myśli. I tak nie mam nic do  roboty, więc uwolnię się od myśli. Może uda mi się zasnąć ...

*

Obudził mnie jakiś kobiecy głos. Znajomy głos. Wstałem ze swojego miejsca i podszedłem go krat. Wychyliłem głowę, by zorientować się, co tu się dzieje
- Proszę, dajcie mi z nim porozmawiać. - moim oczom ukazała się Rosalie - Muszę go zobaczyć.
-  Dobra, ale nie długo. - ochroniarz wyjął kluczyki, za nim idzie  roztrzęsiona Rosalie. Boi się tego miejsca. Przeraża ją. Okropne jest widzieć ją w takim stanie. Serce aż się łamie. Odsunąłem się od krat. Mężczyzna otworzył je i  wpuścił ją do środka
- Zostaw nas samych. - powiedziałem do niego,  nadal zszokowany jej obecnością tutaj. Odszedł, a ona weszła do środka.  Nie wiem, czy mam podchodzić, więc stoję w miejscu
- Przyszłam, żeby ci pomóc. - odezwała się jako pierwsza
- Naprawdę chcesz to zrobić? Po tym, co ci zrobiłem?
-  Tak. Nie chcę żebyś tu był, chcę, żebyś był przy mnie. - zmarszczyłem  brwi zdezorientowany jej słowami i zachowaniem - Kocham cię i wyciągnę  cię stąd. - rozszerzyłem oczy ze zdziwienia, powiedziała mi to. Kocha mnie ...
- Też cię kocham i  przepraszam. - uśmiechnęła się lekko. Podeszła do mnie i z impetem  złączyła nasze usta w namiętnym, dzikim pocałunku. Przysunęła moje ciało  bliżej swojego, oplotła dłonie wokół mojego karku. Takiej dzikości  jeszcze nie doznałem z jej strony, mocno zaciska moje wargi i przygryza  je
- Chcę to zrobić. Chcę coś z tobą zrobić. - odezwała się,  gdy oderwała swoje usta, nie możemy złapać oddechu, w każdym razie ja - Chcę.
- Tutaj? - zapytałem zdziwiony
- Nie. - zachichotała - W domu, gdy cię stąd wyciągnę. - popatrzyłem jej prosto w oczy
- Nie chcę zrobić ci krzyw... - przerwała mi
- Nie zrobisz. - cmoknęła mnie w usta - Chcę tego.
- Czas minął. - przyszedł ochroniarz. Pocałowała mnie ostatni raz, zanim odsunęła się ode mnie
- Chcę złożyć zeznania. - powiedziała w stronę ochroniarza.












______________________________________

Chyba nie myśleliście, że zamknę go w więzieniu na więcej, niż jeden rozdział ? 
Tak na marginesie, czytalibyście moje nowe FF, gdybym jakieś zaczęła pisać? :)

12.

13 komentarzy:

Obserwatorzy