30.04.2014

Rozdział 31. "Coś ważnego."

Obudziłam się sama w swoim własnym łóżku. W nocy wypłynęło kilka łez z  moich policzków. Ich powodem jest Harry. Nie potrafię dopuścić do siebie  myśli, że mogę go stracić. Nawet nie chcę. Otarłam oczy, policzki z  niechcianych łez. Niechętnie przekręciłam się na bok, by dosięgnąć  telefon. 9:05. Mam jeszcze jednego SMS-a od Harry'ego, nacisnęłam palcem  na małą kopertę, by odczytać


Wybrałam jego numer, nacisnęłam zieloną słuchawkę i z powrotem opadłam na poduszkę
- Halo? Rosalie? - usłyszałam jego zachrypnięty głos
- Cześć, Harry. Chciałeś, żebym zadzwoniła. - pociągnęłam nosem, muszę doprowadzić się do porządku
- Płakałaś? - spytał z troską w głosie
- Nie, tylko .. chyba będę chora. - chora z miłości
- Musisz dbać o siebie. - zachichotał
- Co masz dla mnie ważnego?
- Niespodziankę. Chciałbym, żebyś była gotowa dzisiaj na 20:00, dobrze?
- Dobrze, a co to za niespodzianka?
- Niespodzianka. Mogę tylko dodać, że to rekompensata.
- Rekompensata? Za co?
- Za wszystko. Za moje zachowanie, za wszystkie moje błędy, za złe traktowanie ciebie.
- Harry, każdy popełnia błędy.
-  Wiem, ale ja przynajmniej je naprawiam. - zachichotał, na co  uśmiechnęłam się z charakterystycznym westchnieniem - 20:00, dobrze?
- Dobrze. Do zobaczenia.
-  Do zobaczenia. - rozłączyliśmy połączenie. Odłożyłam telefon na szafkę  nocną. W co by się ubrać na tę 'niespodziankę'? Zdjęłam z siebie kołdrę i  na boso podreptałam do szafy. Wyjęłam z niej czarną, rozłożystą  sukienkę sięgającą mi do połowy ud i odłożyłam na łóżko. Wzięłam  czarne botki z srebrnym łańcuszkiem. Do tego szarą, za dużą na mnie  bluzę z białym napisem ,,LOVE''. Do tego założę łańcuszek, który  dostałam od Harry'ego. Powinnam w końcu wybrać się na zakupy, bo inaczej  umrę z głodu. Wybrane ubrania zostawiłam na łóżku. Teraz założę czarne  spodnie i biały, bawełniany sweter. Wzięłam telefon i portfel, po czym  zeszłam na dół. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Pogoda jest dość  ładna. Przez chmury przedziera się słońce, lekki wiatr rozwiewa moje rozpuszczone włosy. Ludzie wędrują po chodnikach do swoich celów, niektórzy jadą do  pracy, niektórzy wychodzą na zakupy lub jeszcze z psami na spacer.  Powoli kieruję się do supermarketu. Nagle usłyszałam czyjś znajomy,  dziewczęcy głos
- Rosalie?! - odwróciłam się, w moją stronę idzie uśmiechnięta Pearl - Cześć. - przytuliła się do mnie
- Cześć, co słychać? - spytałam, gdy puściła mnie
- Nic ciekawego zbytnio, a u ciebie? - uśmiech jak zwykle nie znika jej z twarzy
- Właśnie idę do supermarketu. - uśmiech powiększył się na twarzy blondynki
-  Oh, ja też. Mama wysłała mnie po mleko. Możemy iść razem. - skinęłam  twierdząco głową - Co u Harry'ego? Dawno go nie widziałam.
- Chyba dobrze. Tylko jest taki mały problem.
- Co? Jaki? - zmarszczyła brwi
-  Jego była dziewczyna, Hayley, nie chce dać mu spokoju. Wczoraj, gdy  byliśmy w szpitalu u jego ojca, ona też była i chciała z nim rozmawiać.  Głupia powiedziałam, żeby z nią porozmawiał.
- Doszło do czegoś?
-  Mam nadzieję, że nie. Była też tam Emma, jej ciotka, mówiła, że Hayley  posunie się do wszystkiego, żeby osiągnąć cel i .. - przerwała mi
- Chce wrócić do Harry'ego?
- Tak. Martwię się trochę, bo powiedziała też, że swoimi sztuczkami owinie go sobie wokół palca, a Harry zostawi mnie dla niej.
- Jeśli Harry cię kocha, to na pewno nie dopuści się do zdrady, nie sądzisz?
- Chyba tak. Gdy tylko ją widzę, to już się we mnie gotuje, nie cierpię jej.
- Zazdrosna jesteś. - zachichotała - Mi się wydaje, że Harry tego nie zrobi.

*

Po  skończonych zakupach wróciłam do domu, zjadłam obiad, wykąpałam się i  teraz powinnam się szykować, bo dochodzi 19:30. Wybrane wcześniej  ubrania założyłam na siebie. Bluzę wkasałam w sukienkę oraz podwinęłam  rękawy. Łańcuszek zapięłam na szyi. Włosy pozostały rozpuszczone. Nałożyłam lekki  makijaż, założyłam botki i jestem gotowa. Nie będę potrzebowała  telefonu, ani portfela, więc zostawię te rzeczy w domu. Usłyszałam dźwięk  trzaskanych drzwi od samochodu. Sprawdziłam jeszcze swój wygląd, po czym  pośpiesznie zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi, przede mną stoi Harry,  ubrany w ciemne dżinsy, białą koszulkę i czarną marynarkę
- Dobry wieczór. Można tak piękną panią porwać na spędzenie ze mną miłego wieczoru? - zaśmiałam się
-  Oh, no dobrze, ale muszę do północy wrócić do domu. - skinął głową z  uśmiechem i wyciągnął w moją stronę dłoń, spletliśmy swoje palce, po czym  ruszyliśmy do jego czarnego samochodu - Mogę się w końcu dowiedzieć, co  to za niespodzianka?
- Jest pani bardzo niecierpliwa. Niespodzianka,  to niespodzianka. - otworzył przede mną drzwi, wsiadłam do samochodu na  miejsce pasażera, a po chwili obok mnie znalazł się Harry na miejscu  kierowcy - Mam nadzieję, że spodoba ci się.
- A co to będzie? - spytałam nadal ciekawska
- Niespodzianka. - zaśmiał się - Musisz poczekać.
-  Dobrze, poczekam. - westchnęłam, na co uśmiechnął się z miną zwycięzcy.  Robi się coraz ciemniej. Pojedyncze gwiazdy pojawiają się na ciemnym  niebie. Duży, okrągły księżyc zaczął powoli wędrować. Piękna noc. Lampy  zaczynają oświetlać chodniki. Ulica pusta od samochodów. Grupki  znajomych spotykają się, by spędzić miły czas w swoim towarzystwie. Pary  wychodzą do kin, na kolację, chcąc nacieszyć się sobą. Kocham wieczory,  ponieważ to właśnie o tej porze najwięcej się dzieje. Nim spostrzegłam  się Harry zaparkował na podjeździe pod swoim domem
- Zanim wysiądziesz .. - zaczął - Jeszcze nie znasz w całości mojego domu, więc dzisiaj masz okazję.
- Przestań być takim tajemniczym. - skarciłam go, po czym wyszłam z samochodu. Podeszliśmy do drzwi, które otworzył przede mną
-  Idź pierwsza, a ja za tobą. - zrobiłam tak, jak polecił. Jako pierwsza  ruszyłam do budynku. Harry kroczy zaraz za mną. Nacisnęłam klamkę, aby wejść do środka. Moim oczom ukazały się  duże strzałki na podłodze z płatków róż. Prowadzą do jakichś pokoi.  Spojrzałam niepewnie na niego. Podbródkiem wskazał, żebym kierowała się  za nimi. Niepewnie ruszyłam. Pierwsze strzałki doprowadziły mnie  pod jakieś drzwi. Nacisnęłam klamkę, by otworzyć je. Zapaliłam światło.  Jesteśmy w pokoju, w którym jest stół bilardowy
- Umiesz grać w bilard? - spytał, odwróciłam się w jego stronę
- Nie za bardzo, chociaż mamy u siebie w domu, to jakoś nie miałam okazji, by zagrać. - odparłam odrobinę skrępowana
-  Chodź, nauczę cię. - złapał za moją dłoń i poprowadził do stołu. Harry  podał mi jeden kij, który od razu mocno ścisnęłam - Ustań tutaj. -  poinstruował mnie - Tak. - chwycił za moje biodra i ustawił w  odpowiednim miejscu, przed sobą - Którą chcesz wbić? - spytał, poczułam  jego ciepły oddech na moim karku, który spowodował gęsią skórkę
- Tą czerwoną. - wskazałam
-  Zegnij się trochę. - poprosił. Pod wpływem nabierania jego torsu na  moje plecy, pochyliłam się. Z jego pomocą trafiłam w bilę, która po chwili  wpadła w odpowiednie miejsce - Spróbuj teraz sama. Wbij tę zieloną. -  odsunął się ode mnie i wziął do rąk drugi kij. Ustawiłam się w  odpowiedniej pozycji, tak, jak pokazał mi Harry i wbiłam zieloną bilę.  Uradowana zaczęłam klaskać w dłonie - Nieźle.
- Tylko tyle? 'Nieźle'? Oczekiwałam czegoś więcej. - skrzyżowałam dłonie na piersi
- Mnie nie pobijesz, na pewno wygram.
- Czy ty wyzywasz mnie? - zamrużyłam nieco oczy
- Zdecydowanie, panno Winters. - ustał w tej samej pozie, co ja
- Zakład? - uniosłam głowę ku górze
- Oczywiście, więc o co? - zamyśliłam się
- Jeśli ja wygram .. przyznasz, że gram lepiej od ciebie. - wzruszyłam jednym ramieniem
- Dobra, ale jeśli ja wygram .. to ty przyznasz, że jestem boski i gram lepiej od ciebie.
- Zgoda. Szykuj się na przegraną.
-  Nie, to ty szykuj się na przegraną. - brunet przychylił się, by zbić  czerwoną bilę. Postanowiłam trochę pooszukiwać. Zanim wybił ją,  'niespecjalnie' przeszłam obok niego i klepnęłam w jego pośladki. Bila  potoczyła się tylko lekko po stole - Zrobiłaś to specjalnie. - popatrzył na mnie
- Wcale nie. - uniosłam ręce w geście obronnym
- Posłuchaj, wiem, że podoba ci się mój tyłek, ale na takie przyjemności będzie czas później. - zaśmiałam się na jego uwagę
-  Moja kolej. - przychyliłam się nad stołem. Wybrałam niebieską kulę. Już  miałam uderzyć w nią, jednak Harry przechodząc za mną dał mi mocnego  klapsa w pośladek. Wzdrygnęłam się, przez co kij wyślizgnął mi się z rąk
- Oh, jak to możliwe? - udał zszokowanego
- Zrobiłeś to specjalnie! - krzyknęłam - Przez ciebie będę miała czerwony ślad.
-  Dlaczego oskarżasz mnie o takie rzeczy? - udał obrażonego. Nasza gra  przypomina bardziej 'Kto komu bardziej dokuczy?' Żadna z naszych bil nie  trafia. Za każdym razem przeszkadzamy sobie
- Jeszcze raz, bo oszukiwałeś.
- Co? Kto tu oszukiwał? - podszedł do mnie ze splecionymi rękoma na piersi
- Ty. - wzruszyłam ramionami z uśmiechem
- Właśnie nie, ty. - odparł kij o stół
- Dlaczego oskarżasz mnie o takie rzeczy? - przedrzeźniam jego głos. Podszedł bliżej mnie. Złapał za moje biodra i postawił na stole
- Gdybyś nie oszukiwała, to na pewno bym nie oszukiwał. - oparłam się na dłoniach
- Ja oszukuję? - wskazałam na siebie - Ty też to zrobiłeś. - zmarszczył brwi
- Ty zaczęłaś, więc ci oddałem. - uśmiechnął się zaczepnie - Bolało?
- Będę miała ślad na pośladku. - odchyliłam trochę skrawek sukienki, aby zobaczyć skórę
- Masz odciśniętą moją dłoń. - zaśmiał się - Kolejny znak na to, że jesteś tylko i wyłącznie moja.
- Kolejny znak na to, że jesteś strasznie o mnie zazdrosny i za wszelką cenę chcesz pokazać, że należę do ciebie. - dodałam
- Mądra dziewczynka. - przewróciłam oczami
- Dobra, mam dosyć, bo i tak wygrałam. - westchnęłam obojętnie
- Co? Przecież ja wygrałem.
- Nie, nie wygrałeś, ale dobra. Wcale nie jesteś boski i wcale nie grasz lepiej ode mnie. - zaśmiałam się
- Oh, tak? A ty wcale nie umiesz grać. - zaśmiał się
- Też cię kocham. - cmoknęłam go w usta
-  Ja ciebie też. Chodź. - zeszłam ze stołu, złapał za moją rękę i wyprowadził z pokoju.  Wyszliśmy na tył domu. Jest tutaj ogrzewany basem, na kocu przygotowana mała kolacja - Zanim wykąpiemy się w basenie i zjemy  kolację, zrobię ci masaż. - popatrzyłam na niego, puścił mi oczko
- Nie mam kostiumu.
- Ale masz za to bieliznę. - zaśmiał się. Poprowadził mnie za rękę do  pomieszczenia, w którym są dwa stoły do masażu, ręczniki i jakieś olejki  na półkach - Rozbierz się. - polecił. Zrobiłam tak, jak polecił.  Zostając w samej bieliźnie owinęłam się białym ręcznikiem. Harry zdjął  swoją marynarkę i bluzkę
- Mam się położyć? - skinął głową, wziął olejek z półki i podszedł bliżej mnie
-  Lepiej będzie jak zdejmiesz biustonosz. - popatrzył na mnie z  łobuzerskim wyrazem twarzy. Zrobiłam jak polecił i położyłam się na  stole. Odgarnął moje włosy delikatnie muskając skórę opuszkami  palców, co wywołało dreszcze. Nalał odrobinę olejku na swoje ręce.  Roztarł ciecz i przyłożył do moich barków. Delikatnie je ugniata, masuje. Przenosi się z barków na plecy i z powrotem. Jego dłonie przyniosły mi ulgę oraz przyjemne uczucie
- Tego mi było trzeba. - przymrużyłam oczy
- Podoba ci się? - spytał, na co zamruczałam
- Mogę się założyć, że tylko ty możesz mnie dotykać i gdyby jakiś obcy mężczyzna próbował zrobić mi mały masaż, to od razu byś się nie zgodził?
- Jak ty mnie dobrze znasz. - zaśmiał się cicho
- Robisz bardzo dobry masaż. - zamknęłam oczy, by oddać się w całości temu uczuciu
- Wiem, Rosalie. - zatrzymał się na chwilę - Robił ci to ktoś kiedyś? - spytał
- Nie, jeszcze nie. - odparłam. Powrócił do wykonywania swojej czynności. Przyjemne, odprężające uczucie, które pokochałam. Jego dłonie idealnie rozmasowują olejek na moich plecach
- Myślałeś kiedyś nad zostaniem masażystą?
- Nie, jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałem. - jęknęłam, gdy mocniej ścisnął skórę
- Jesteś w tym naprawdę dobry.
- Wiem. - zaśmiał się - Może teraz popływamy?
-  Yhy. - podniosłam się i z powrotem założyłam biustonosz. Harry zdjął resztę swojej garderoby pozostając tylko w bokserkach. Wyszliśmy na  zewnątrz. Chłodniejszy wiatr otulił moją skórę. Zrzuciłam ręcznik do  kostek, po czym razem weszliśmy do wody. Ciepła ciecz przyjemnie ogrzała  moje ciało. Harry podpłynął do mnie i złapał mnie w pasie
- Masz  ochotę napić się wina? - spytał, na co skinęłam głową. Odpłynął ode mnie, wyszedł z wody,  skierował się po dwa kieliszki i wino, po czym wrócił do mnie. Usiedliśmy na krawędzi basenu
- Proszę. - podał mi kieliszek z czerwoną cieczą, z której upiłam dwa małe łyki
- Dziękuję.
- Proszę bardzo. - także upił kilka łyków. Odłożyłam szkło na bok i położyłam się na płytkach
- Masz może ochotę na owoce?
- Yhy.
-  Dobra, zostań tutaj, a ja pójdę po nie. - zostałam na swoim miejscu.  Nad nami migoczą gwiazdy i świeci pełnym blaskiem okrągły księżyc.  Piękny widok
- Dziękuję za tę niespodziankę. - popatrzyłam w jego kierunku, idzie w moją stronę z tacą z owocami
- Proszę bardzo.
- Harry .. mogę cię o coś zapytać? - zaczęłam niepewnie
- Pewnie, o co chodzi? - położył się obok mnie
- Doszło do czegoś między wami wczoraj? - spytałam z lekkim lękiem w głosie na jego reakcję
-  Nie. Chciała do mnie wrócić, ale nie dałem się nabrać na jej sztuczki.  Potrafi nieźle zmanipulować ludzi. Wydaje mi się, że chce do mnie wrócić  tylko z powodu seksu.
- A ty chcesz tego?
- Oczywiście, że nie.  Jestem z tobą szczęśliwy i nie zamierzam zostawić cię dla niej. Kocham  tylko ciebie, a ona to już przeszłość. Złe wspomnienie i tyle.
- A gdyby mnie nie było, to wróciłbyś do niej?
- Pewnie tak, ale tylko z powodu seksu. Nie wiem, czy zdołałbym zakochać się w niej po tym, co zrobiła.
- Zraniła cię.
- Tak. - westchnął - Mam ciebie i nie myślę o innych.
- Miło mi to słyszeć. - zaśmialiśmy się oboje
- Kocham cię, Rosalie.
- Kocham cię, Harry. - pocałowałam go namiętnie w usta.















_____________________________________________
*złowieszczy śmiech*
Dzisiaj rozdział w miarę spokojny, nic zbytniego ciekawego, ale ... do następnego :)
Dziękuję za ponad 9 tysięcy wyświetleń!! ♥

12.

28.04.2014

Rozdział 30. "Zaufaj miłości."

Obudziłam się samotnie w jego łóżku. Przetarłam dłońmi twarz. Gdzie on się podział? Zdjęłam z siebie kołdrę, ubrałam biustonosz, białą bokserkę  i czarne szorty, po czym skierowałam się do kuchni, gdzie zapewne jest  Harry. Nie pomyliłam się. Stoi do mnie tyłem oraz robi coś przy  kuchence
- Hej. - przywitałam się z nim i usiadłam przy stole
-  Hej. Dzisiaj mam zamiar wybrać się do ojca do szpitala, chcesz jechać ze mną? - odwrócił się w moją stronę oraz oparł o blat kuchenny
- Mogę jechać. - oparłam się obydwoma łokciami o stół i położyłam na nich głowę
- Jesteś głodna? - usiadł obok mnie, oparł się jednym łokciem - Mogę ci coś zrobić, jeśli chcesz?
-  Możesz mi nalać soku. - poprosiłam. Skinął głową, wstał od stołu i  nalał mi soku pomarańczowego do szklanki, po czym podał mi - Dzięki, a o której zamierzasz jechać? - nadal zbytnio nie kontaktuję,  niepotrzebnie  wstawałam
- Za jakąś godzinę, może dwie. - przetarłam  zmęczone oczy  dłonią. Czemu wieczorem jestem pełna sił, a rankiem czuję  się, jakby  wyssano ze mnie całe życie? - Chyba powinnaś się jeszcze  położyć.
- Może. - powiedziałam zaspanym głosem, zachichotał. Zawsze wyglądam rano jak jakieś zombie bez życia
- Idź się jeszcze połóż. Dobrze ci to zrobi.
- Ale chodź ze mną. - poprosiłam
- Dobrze, zaraz przyjdę. Ogarnę tu trochę i przyjdę. - skinęłam głową i ruszyłam do sypialni. Nie domknęłam drzwi, bo i tak Harry powinien zaraz  przyjść. Zanim położyłam się na wygodnym łóżku, usłyszałam, że ktoś dzwoni do niego. Postanowiłam to zignorować, bo to przecież jego sprawy. Jednak  przez uchylone drzwi jest trochę słychać
- Halo? ... Nie, nie ma mowy  ... Między nami już nic nie ma i nie rób sobie nadziei ... Nie, nie piszę się na to ... Nie zostawię jej ... - chyba rozłączył połączenie.  Kto to dzwonił? Położyłam głowę na poduszce i przykryłam się kołdrą. Dziwna rozmowa, jednak nie powinno mnie to interesować, jednakże jestem  jego dziewczyną i chyba mam prawo wiedzieć niektóre rzeczy? Albo lepiej  zostawię to w spokoju. Jeszcze pomyśli, że szpieguję go lub za bardzo  interesuję się jego sprawami. Nie chcę kolejnej kłótni, zatem zamknę  buzię na kłódkę. Jeśli będzie chciał, to mi powie, prawda? Szczerze  mówiąc, skoro mnie dotyczyła tamta rozmowa, to nie mam co się martwić,  ponieważ jego najczęstszym słowem było 'nie'. Jedynie najbardziej mnie  interesuje to, z kim on rozmawiał? Po chwili drzwi szerzej otworzyły się i do pokoju wszedł Harry. Uśmiech znikł z jego twarzy. Położył się  obok  mnie na plecach. Przeciągnęłam się zgrabnie i przysunęłam do  niego, co  wywołało  uśmiech na jego twarzy
- Dlaczego ty zawsze potrafisz mi poprawić humor?
- A tak jakoś. - zachichotałam cicho. Złapał mnie za biodra i przyciągnął tak, żebym na nim leżała
- Dasz mi buzi czy mam sobie sam wziąć? - usiadłam na nim okrakiem i zakryłam usta dłonią
- Musisz sam. - wyszeptałam zadziornie
- Prowokujesz mnie? - zaśmiał się
- Nie, wcale. - odparłam zaczepnym tonem i wzruszyłam lekko ramionami
-  A mi się wydaje, że tak. - kiwnęłam przecząco głową, nadal zakrywam  usta dłonią. Przewrócił nas, przez co teraz ja leżę pod nim - A teraz? -  pokiwałam głową na znak, że nie. Przewrócił oczami, złapał moje  nadgarstki i przycisnął do łóżka
- Ej, nie ma tak, to nie fair. Ty masz więcej siły.
- I dlatego właśnie z niej korzystam. - zbliżył swoje wargi do moich, po czym pocałował mnie.

*

Weszliśmy  do szpitala, w którym znajduje się Damian. Niedługo powinni go  wypuścić, bo z tego, co słyszałam ma się dobrze, wraca do zdrowia i  odzyskuje siły. Korytarzem skierowaliśmy się do windy, z windy na  czwarte piętro do sali numer 50. Zanim weszliśmy Harry zapukał i dopiero wtedy weszliśmy. W sali oprócz nas i Damiana jest Emma oraz Hayley. Wybraliśmy świetną porę ...
- Cześć. - przywitaliśmy się z wszystkimi
- Cześć, dobrze, że przyszliście. Mam świetną wiadomość. - przywitał nas ze szczerym uśmiechem Damian - Jeszcze dziś wyjdę stąd.
- To super. - usiedliśmy na przeciwko jego łóżka
- A tak poza tym, co się u was dzieje? Jak się sprawy układają? - spytał
- Świetnie. - popatrzył na mnie z uśmiechem Harry
- Oh, a to dlaczego? - spytał z zabawnym uśmiechem
- James trafił tam, gdzie jego miejsce.
-  Wiedziałem, że tam w końcu trafi. Przynajmniej o jednego przestępce  mniej. - nagle mój brzuch zaczął burczeć, było coś zjeść, zanim  wyszliśmy
- Widzisz, mówiłem, żebyś coś zjadła. - skomentował krótko Harry
- W korytarzu powinien być automat. - poinformowała nas Emma
-  To my zaraz wrócimy, chodź. - Harry złapał za moją rękę, po czym  wyszliśmy z sali kierując się do automatu - I powiedz mi, co ja mam z  tobą zrobić? - zaśmiał się - Nie słuchasz mnie, a później na to  wychodzi. - szturchnęłam go żartobliwie w bok. Automat nie znajduje się daleko. Kilka kroków. W białym korytarzu gdzieniegdzie stoją krzesła, lekarze wiozą na wózkach lub łóżkach pacjentów. Pielęgniarki opiekują się chorymi, załatwiają różne sprawy. Zanim jednak doszliśmy na miejsce, już usłyszałam wołania tej piranii
- Harry, możemy porozmawiać? - krzyknęła do niego
- Mów. - zatrzymał się i odwrócił w jej stronę, chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę
- A możemy na osobności? - przeszkadzam jej?
- Nie mam przed Rosalie nic do ukrycia.
- Idź, daj spokój. - uśmiechnęłam się dość szczerze, po czym podeszłam  do  automatu. Podszedł do niej, jednak ona woli gdzie indziej pogadać,  więc  pociągnęła go za nadgarstek do innego korytarza. Idiotka. Działa  mi na  nerwy. Niech znajdzie sobie kogoś innego, skoro chce mieć  chłopaka. Może  woli zajętych i lubi rozbijać czyjeś szczęśliwe związki.  Kupiłam  jakiegoś rogala i skierowałam się do sali. Jednak, zanim wejdę  tam z  powrotem, to zjem go tutaj. Usiadłam na jednym z wolnych  krzeseł.  Założyłam nogę na nogę i w spokoju zaczęłam jeść. Ciekawe, co  ona znowu  od niego chce? Ciągle, gdy pojawiamy się gdzieś razem, ona  musi  przyłazić i chcieć z nim rozmawiać. Bezczelna. Jak ona mnie  denerwuje  ... Niech sobie znajdzie kogoś innego do męczenia. Zraniła go  i jeszcze  ma czelność chcieć z nim gadać. Może nadal coś do niego  czuje .. Zaraz,  przecież Harry powiedział, że chciała go tylko  wykorzystać. Więc, co ona  od niego chce?
Po skończeniu mojego małego posiłku, powróciłam do sali. Cicho otworzyłam drzwi
- Tak, jest naprawdę urocza. - zamknęłam mocniej za sobą drzwi, przez co ich uwaga została zwrócona na moją osobę
- Rosalie? A gdzie Harry i Hayley? - spytała Emma
- Hayley chciała z nim porozmawiać. - odparłam. Usiadłam na moim poprzednim miejscu
-  Rosalie .. - zaczęła Emma, jednak za nim zaczęła mówić popatrzyła  jeszcze na Damiana, na co on skinął głową - Proszę, nie pozwalaj Hayley  rozmawiać z Harry'm. Jestem jej ciotką i wiem do czego może się  posunąć,  by osiągnąć swój cel.
- Co ona od niego chce? - skoro zaczęliśmy już ten temat, to chcę się trochę dowiedzieć
- Chce do niego wrócić i zrobi wszystko, by go mieć. Nie pozwalaj, żeby się z nią widywał, jeśli chcesz dalej z nim być.
- Harry powiedział, że mnie kocha i .. - przerwała mi
- Wiem, ale znam jej sztuczki. Jest podstępna i z pewnością owinie go sobie wokół palca i odwróci od ciebie. - spuściłam wzrok
- Czyli, że mam przestać mu ufać i zacząć martwić się o nasz związek?
- Uważam, że jeśli Harry'emu zależy na tobie, to nie da się omamić jej, ale bądź ostrożna.
- Zaraz nie będę wiedziała komu mam już ufać.
- Zaufaj mi. Hayley jest podstępna, zrobi wszystko dla osiągnięcia  swojego celu. Jednak Harry' z tego, co zauważyłam, kocha cię z całego  serca i na pewno chce się tobą opiekować. - jestem jego aniołkiem
- Właśnie popełniłam duży błąd. Powiedziałam mu, żeby poszedł z nią porozmawiać. Stracę go. - schowałam twarz w dłoniach
-  Rosalie ... - położyła dłoń na moim ramieniu - ... nie stracisz go.  Widzę jak na ciebie patrzy, jak się przy tobie zachowuję, to nie jest  zwykła miłość, zależy mu na tobie. - popatrzyłam w jej stronę
- Skąd mam mieć pewność, że nie ulegnie jej?
- Zaufaj miłości. Was łączy piękne uczucie, jestem pewna, że nie chce tego zepsuć.
- A co jeśli zepsuje to?
- Harry na pewno będzie o ciebie walczył i nie dopuści się zdrady. - nagle drzwi otworzyły się, do środka wszedł Harry. Czy on wyciera usta?  Zamrugałam kilka razy, pokręciłam głową, jakbym chciała się pozbyć tej myśli
- Gdzie Hayley? - zapytał oschłym tonem Damian
- Wyszła. Zadzwonił do niej ktoś i musiała gdzieś jechać. - uśmiechnął się do mnie, ale nie odwzajemniłam tego.

Chłopak  idzie z dziewczyną na korytarz, w którym nie będzie wcale świadków.  Brunet opiera się o ścianę z rękoma splecionymi na piersi, natomiast  brunetka staje przed nim z rękoma na biodrach
- O czym niby chciałaś  porozmawiać? - spytał oschłym tonem chłopak. Wcale nie interesuje go  rozmowa, woli być przy ukochanej, która została sama. Nie patrzy na nią, ani w jej oczy
- Może mam ci przypomnieć te czasy, gdy byłeś dla mnie  miły? - spytała dziewczyna, oczekuje od niego chwili uwagi poświęconej dla niej
- To było tak dawno, że zapomniałem. - odparł niemiłym tonem brunet, nienawidzi ją za jej czyn
- A pamiętasz, gdy kochałeś mnie do granic możliwości? - chłopak zaśmiał się z kpiną w głosie
- Kochałem. Teraz kocham Rosalie i nic tego nie zmieni. Ty jesteś tylko wspomnieniem, którego nienawidzę. - warknął niemiło
-  Oh, nienawidzisz? Może nienawidzisz naszego seksu, naszej bliskości? -  brunetce zbiera się na złość, nie chce, by ją tak traktował
- Zepsułaś to wszystko, czego jeszcze ode mnie oczekujesz? Że jak pies przylecę do ciebie i znowu będę cię pieprzył?
-  Mam na myśli romans, o którym tylko my będziemy wiedzieli. Ja  zaspokoję  ciebie, ty mnie. Przy okazji nie zranisz swojej 'miłości'. O  niczym się  nie dowie i wszystko będzie w porządku. - wzruszyła  ramionami, w  chłopaku budzi się złość spowodowana jej słowami, które są  jak noże wbijane w serce
- Nie piszę się na to. Nigdy nie skrzywdzę Rosalie.
- Oj tam, nie dowie się o tym, wiem, że tego chcesz. - próbuje dotchnąć chłopaka, jednak on odpycha ją od siebie
- Jesteś suką! Jak mogłem się w tobie zakochać?! - odepchnął ją od siebie, po czym skierował się do sali
-  Jeszcze będziesz błagał, żebym ci obciągnęła! - krzyknęła w złości. Brunet dla uspokojenia udał się po wodę, zimną wodę, która schłodzi jego  rozgrzane ciało od wściekłości spowodowanej dziewczyną.


Moje  myśli są teraz pogrążone wokół nich. O czym rozmawiali? Co ona od niego  chciała? Dlaczego powiedziałam mu, żeby poszedł z nią rozmawiać? Żałuję  teraz tylko tego. Co jeśli zostawi mnie dla niej? Co jeśli dopuści się  do zdrady? Jego miłość do mnie jest fałszywa? Okłamuje mnie? Emma ma  rację? Hayley wbije w niego swoje pazury? Tyle pytań bez odpowiedzi.  Moja głowa może eksplodować od nadmiaru informacji, na które nie mogę  sobie odpowiedzieć. To takie trudne. Powinnam mu ufać i wiedzieć, że  mnie nie skrzywdzi? Powinnam zaufać miłości? Powinnam?
- Rosalie? Wszystko w porządku? - zapytała z troską Emma. Uśmiechnęłam się na tyle, na ile mogę
- Tak, wszystko w porządku. Nie wyspałam się dzisiaj tylko. - chyba nie kupiła tego
-  Powinniśmy się już zbierać. - Harry wstał, a ja zaraz za nim - Do  zobaczenia. - pożegnaliśmy się i wyszliśmy ze szpitala. Całą drogę nie odzywamy się do siebie. Jestem całkowicie zamyślona nimi. To doprowadzi  mnie do szaleństwa. Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Choć odrobinę odpowiedzi ..
- Mógłbyś mnie odwieść do mojego domu? - spytałam niepewnym i drżącym głosem
- Jasne, a nie wolisz spędzić czasu u mnie. Twojej mamy i Jason'a nie ma jeszcze w domu, będziesz sama.
- Muszę tam trochę posprzątać, nie chcę, by zastali tam bałagan. - zaczęłam lekko pocierać przedramiona
-  Jeśli chcesz. - skręcił w stronę mojego domu, tak, jak poprosiłam -  Pamiętaj o ich sypialni po naszej zabawie. - uśmiechnął się
- Będę pamiętała. - uniosłam lekko kącik ust ku górze, aby nie podejrzewał nic.



















_____________________________________

Dodaję rozdział, ponieważ jutro jadę na wycieczkę i nie będzie mnie cały dzień, więc nie będę miała nawet jak wstawić rozdziału :)
Jedna osoba zauważyła, że w zwiastunie jest motyw szpitalu i czy to chodzi o tatę Harry'ego czy o coś innego? Oczywiście nie powiem :) ^^
Mogę zdradzić, że niedługo dowiecie się po co motyw zapalniczki w zwiastunie :)

Komunikat do osób obserwujących bloga - Halo, czytacie? :)  
14.

27.04.2014

Rozdział 29. "Szczęśliwy koniec"

 +18 ( Ostrzegam tylko )

Cała złość wypłynęła z niego. Zamrugał kilka razy, zanim dotarła do niego ta wiadomość. W skupieniu przypatruje się mojej twarzy
- Chcesz tego? - spytałam ponownie, gdy nie otrzymałam odpowiedzi za pierwszym razem
- Oczywiście, że nie. - kiwnął głową na znak, że nie
-  To dlaczego się tak zachowujesz? Ja cierpię przez twoje zachowanie.  Wybuchasz złością i przez to się kłócimy. Nie pamiętasz ostatniej kłótni? Przez to wpakowałeś się do więzienia. - podszedł do mnie, by  przytulić moje drobne ciało, dłonią gładzi moją głowę
- Nie wiem,  dlaczego się tak zachowuję. Nie potrafię opanować złości, przez to ranię  cię. Przepraszam. - pocałował moją głowę - Naprawdę przepraszam.  Powinienem się opanować, ale nie mogę, nie potrafię. Nigdy żadna  dziewczyna nie próbowała mnie zmienić. To strasznie trudne.
- Powinniśmy odpocząć od siebie i od tego związku, wiesz? - odchylił głowę tak, aby spojrzeć w moje oczy
- Nie możesz mi tego zrobić, proszę, nie teraz. - powiedział błagalnym tonem
-  Musisz się zmienić, bo inaczej ciągle będziemy się kłócić. Nie chcę  takiego związku. Długo tak nie wytrzymam. - pocałował mnie delikatnie w  czoło
- Nie mogę ci tego obiecać, ponieważ nie wiem, czy dotrzymam tej obietnicy.
- Spróbuj. - popatrzył mi prosto w oczy, chwycił moją twarz w dłonie i  pociągnął tak, żebym go pocałowała. Ten pocałunek jest delikatny, czuję  doskonale jaką czułość w niego wkłada. Powoli wsuwa swój język i czeka  na odpowiedź. Niepewnie akceptuję go. Swoje dłonie przesuwam na biodra.  Pociera palcami lekko moją szyję. Powoli odsuwa się ode mnie, jednak na  tyle, że nasze usta dzielą milimetry. Otworzyłam oczy, zrobił to samo.  Widzę w jego oczach piękną zieleń, nie przyciemnia ich żadna mgła  złości, która kiedyś, aż przyciemniała ich całkowity widok. Złość uleciała z nas.  Teraz stoi przede mną całkiem inny chłopak, nie ten, który przyszedł  kilka minut temu. Delikatny, czuły i opiekuńczy. Ten, którego kocham i  chcę, by taki już pozostał na dłużej
- Przepraszam. Zakochałem się w  nieśmiałej, kruchej, delikatnej dziewczynie i myślałem sobie, że niby wytrzymałaby  ze mną? Jesteśmy z zupełnie innych światów i nie pasujemy do siebie. Los  sprawił, że cholernie kocham wyzwania i pakowanie się w niebezpieczne  sytuacje. Ty jesteś jednym z tych wyzwań i niebezpiecznych sytuacji.  Wyzwanie jest takie, że musiałem sprawić, byś mnie pokochała. A  niebezpieczną sytuacją jest to, że sam zakochałem się w tobie do  szaleństwa i granic możliwości. Mieszanka wybuchowa, prawda?
- Do szaleństwa? - zmarszczyłam brwi
- Szaleję za tobą i strasznie wkurwia mnie to, że James pochłania twoje myśli, jednocześnie zabiera mi to, co należy do mnie.
- Należę do ciebie?
-  Jesteś moją dziewczyną i jesteś tylko moja. To strasznie wkurzające,  ale jestem okropnie zazdrosny o każdego, kto ma z tobą kontakt.
- Nawet Pearl? - zaśmiał się cicho
- Nawet Pearl.
-  A co ja mam powiedzieć? Hayley dotykała cię, patrzyliście sobie w oczy,  nawet na jej usta popatrzyłeś. - spuściłam wzrok, ale szybko złapał za  mój podbródek, abym patrzyła na niego
- Akt złości.
- A gdybym ja w akcie złości przespała się z kimś?
-  Nawet tak nie mów, chyba, że chcesz mieć jakąś duszę na sumieniu.  Zabiłbym każdego, kto by cię tylko dotknął, albo spróbował twojego ciała, poza mną.
- Tylko ty masz do mnie prawo? Tylko ty możesz mnie dotykać, całować, uprawiać seks?
-  Gdyby ktoś zrobił to, co ja robię teraz z tobą, zabiłbym go, bo  zazdrość by mnie wypaliła od środka. I tak, tylko ja mam do ciebie  prawo.
- Traktujesz mnie jak rzecz ...
- Nie, po prostu jak  osobę, którą traktuję jak własny, osobisty skarb. Zwariowałbym, gdyby  ktoś poza mną sprawiał ci przyjemność i doprowadzał do orgazmu. To moja  działka, więc pilnujmy się tego.
- Jesteś strasznie zazdrosny. - ponownie spuściłam głowę, ale szybko sprawił, żebym patrzyła na niego
-  Patrz na mnie. - zażądał - Tak, jeśli chodzi o ciebie, to jestem  strasznie zazdrosny. - uniósł mnie, bym oplotła swoje nogi wokół jego  bioder
- Gdzie mnie zanosisz? - spytałam zdezorientowana
- Wykonam swoją działkę.
- Co? Chyba nie zamierzasz znowu uprawiać ze mną seksu? Robimy to prawie .. - przerwał mi
- Robiliśmy to tylko trzy razy, a ja bardzo lubię zaspokajać twoje, jak i swoje potrzeby seksualne.
- Ale mój pokój jest tam. - wskazałam palcem
-  A chcesz, żebyśmy spadli ze schodów? - kiwnęłam przecząco głową - Nic  się nie stanie, jeśli zaspokoję twoje potrzeby w ich sypialni.
-  Traktujesz mnie teraz bez uczuciowo, a powiedziałeś, że się zmienisz. -  powiedziałam nieco marudnym głosem. Otworzył drzwi od ich sypialni,  zamknął je i niemal rzucił nas na łóżko
- Zapal światło przynajmniej, tutaj mają ciemne rolety i prawie nic nie widać.
-  Tym lepiej. Leż i się nie ruszaj. - prawie nie widzę jego twarzy przez  tę ciemność. Odpiął rozporek od moich spodni, po czym ściągnął je.  Rozszerzył moje nogi, dłońmi przejechał po wewnętrznej stronie ud, aż w  końcu dotarł do mojej kobiecości. Zaczął lekko masować ją przez biały  materiał majtek. Mocno pociągnął za nie i wyrzucił gdzieś na podłogę.  Zniżył się. Poczułam jego usta na swojej delikatnej skórze. Po chwili  dołączył język. Tym razem jego ruchy są gwałtowniejsze, niż za  poprzednim razem. Ciche westchnienia wydostają się z mojego gardła
-  Harry ... - jęknęłam cicho. Mięśnie mocniej zaciskają się wokół jego  głowy. Włosy łaskoczą skórę na udach. Kręgosłup pod wpływem  pieszczoty wygina się. Z ust wydostają się głośniejsze westchnienia,  jęki. Co chwilę wymawiam imię ukochanego - Delikatniej. - poprosiłam,  gdy mocniej wykonał swój ruch
- Nadal uważasz, że chcesz się z kimś innym przespać, oprócz mnie? - spytał, gdy na chwilę oderwał się od skóry
- Nie mówiłam, że to zrobię, ale ... - nie dokończyłam, bo przerwał mi
-  Dobrze, więc teraz pokażę ci, że tylko ja jestem ci potrzebny do takich  przyjemności. - jednocześnie nie podoba mi się jego zachowanie, ale  jednocześnie pociąga i budzi pożądanie - Nie obrażą się, jeśli ubędzie  im jednej prezerwatywy. - wychylił się do szafki nocnej oraz wyjął z  niej poszukiwaną rzecz. Rozerwał opakowanie, założył ją na niego i  przywarł  swoje ciało mojego
- Proszę, tylko .. - nie dokończyłam, bo bez żadnego ostrzeżenia wsunął go we mnie, powodując głośne jęknięcie
-  Chciałaś coś powiedzieć? - spytał. Zaczął obdarowywać moją szyję  pocałunkami - Chcesz, by ktoś inny był na moim miejscu? - mocniej pchnął  go - Może chcesz, żeby ktoś inny ci teraz dogadzał? - mówi pomiędzy  pocałunkami i mocnymi pchnięciami
- Harry ... - jęknęłam głośno
-  No powiedz, czekam na propozycje. - powiedział namiętnym tonem, przez  uczucie rozkoszy nie mogę wymówić słowa - Za dobrze? Czy mogłoby być  lepiej i chętnie byś mnie wymieniła, skarbie?
- Jesteś okropnie zazdrosny, ale podoba mi się to.
-  Naprawdę? Może powinienem się bardziej postarać? - mam dosyć jego  gadania. Przyciągnęłam jego twarz bliżej mojej, by patrzeć w jego oczy
- Przestań w końcu gadać. - zacisnęłam palce na kołdrze, powoli zbliżam się do krawędzi przyjemności
-  Nie podniecam cię tym? - żeby go uciszyć pocałowałam go. Jęknęłam mu do  ust. Dłonie przeniosłam na plecy. Ma koszulę, więc nie będzie czuł bólu  przez moje paznokcie, które wbijam mu w plecy. Znacznie przyspieszył swoje ruchy. Po chwili ogromna fala  spełnienia wypełniła moje ciało. Zaparło mi dech w piersiach. Ciężko  oddycham - Podobało ci się? - spytał, podobnie jak ja ciężko oddycha
- Yhy. - mruknęłam.



W pełni ubrani przenieśliśmy się do salonu na kanapę. Ciągle czuję dziwne uczucie tam na dole. Usiadłam obok Harry'm
-  Usiądź tu. - poklepał swoje uda, na których niepewnie usiadłam - Nigdy  nie doprowadzaj mnie do zazdrości, bo skończy się tym, co przed chwilą  robiliśmy, dobrze? - przygryzłam lekko wargę i skinęłam lekko głową -  Mam nadzieję, że podobało ci się. - uśmiechnęłam się na znak, że tak
- Wiesz .. Przestałam być taką niedorajdą, która nie ma wcale pojęcia, co do takich przyjemności. Zaczyna mi się to coraz bardziej podobać.
- To chyba moja zasługa? - uniósł brwi do góry
-  Chyba tak. - zachichotałam
- Nie chyba, tylko na pewno. - cmoknął mnie w usta - Cieszę się, że spotkałem ciebie.
- Też mi z tego powodu przykro. - westchnęłam
- Och, tak? - oburzył się. Zaczął mnie łaskotać po brzuchu. Obrócił nas, więc jestem bezbronna wobec jego rąk
- Przestań! To łaskocze! - wykrzyczałam nadal się śmiejąc - Przestań! - krzyknęłam głośniej. Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Przestał na chwilę. Uklęknął przede mną. Wyjął go z kieszeni, nacisnął zieloną  słuchawkę oraz przyłożył do ucha
- Halo? ... Naprawdę? Gdzie? ... Dobra, zaraz tam będziemy. - rozłączył połączenie
- Kto to dzwonił? - spytałam
- Policjant, który zajmował się szukaniem James'a. Złapali go, gdy próbował wynieść coś z domu.
- Dlaczego mamy tam jechać? - spytałam zdezorientowana
-  Bo chcą wiedzieć, czy to na pewno on, bo mogli się pomylić. James mógł  wynająć kogoś, aby coś przemycił z jego domu. Chodź. A tak w ogóle, gdzie masz  telefon?
- Przecież mają jego zdjęcie.
- Zostawili, albo zapomnieli. Gdzie telefon?
-  Tam leży. - wskazałam palcem na resztki telefonu leżącego na podłodze
-  I co ja mam z tobą zrobić? - poszedł po niego. O dziwo nie jest tak  zepsuty, jak mi się wydawało. Wystarczy go złożyć. Wyszliśmy z domu,  zamknęłam go i wsiedliśmy do jego samochodu, aby pojechać do domu  James'a. Szczerze mówiąc, to cieszę się, że go w końcu złapali. Teraz  mogę w spokoju wyjść z domu i cieszyć się tym, że jestem bezpieczna.  Problemy skończyły się już. Oby to był on, bo skoro będzie tak, jak  Harry mówił, to będą musieli ponownie go szukać. Proszę, żeby to był on. To musi być on ...
W końcu dojechaliśmy do jego domu. Jest tu jeden radiowóz, kilku  policjantów i mężczyzna. Szybko wysiedliśmy z pojazdu. Już na pierwszy  rzut oka mogę powiedzieć, że to James
- Dzień dobry. Znaleźliśmy go,  gdy próbował wejść tutaj i coś wynieść. Na szczęście udało się go  złapać. To on, prawda? - popatrzyłam na tego mężczyznę. W oczach pali  się ogień, ogień wściekłości. Blond włosy, dobrze wyrzeźbiona sylwetka,  ta sama twarz. To James, mój największy koszmar
- Tak, to on. - odezwałam się. Policjanci szarpnęli go, by wsiadł do radiowozu
-  To nie koniec, Styles! Dopadnę ciebie i te twoją sukę też! -  wykrzyczał, zanim panowie wepchnęli go do środka. Przez moje ciało  przeszła fala ulgi. To koniec tego koszmaru, którym jest James. Udało mi  się od niego uciec, moje życie znowu jest bezpieczne. Mogę znowu w  spokoju cieszyć się każdym nowym dniem. Nie muszę martwić się, czy on  nie stoi za rogiem i czeka, żeby tylko mnie zaatakować. To koniec,  naprawdę koniec, szczęśliwy koniec
- Dziękujemy za wszystko. - Harry uścisnął dłoń policjanta
-  To my dziękujemy, o jednego przestępce mniej. Z tego, co złożyła panna  Winters, jego zbrodnie długo przetrzymają go w więzieniu. Do widzenia.
- Do widzenia. - pożegnaliśmy się z panem, po czym w spokoju i uldze weszliśmy do auta.

*

- Wierzysz, że udało się?! - pisnęłam z radości - Nareszcie uwolniłam się od niego. - w euforii rzuciłam się na jego łóżko
- Wiesz, gdybyś nie uratowała mnie z więzienia, to na pewno dłużej by się to ciągnęło. - położył się obok mojego ciała
- Tylko martwią mnie jego ostatnie słowa.
- Nie martw się, to już naprawdę koniec. Stamtąd nie da się uciec. Mają dobrą ochronę, dobre zabezpieczenia, alarmy i w ogóle.
-  Cieszę się, że podjęłam tę decyzje. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś  nadal tam był. Teraz zwijałabym się z płaczu, albo krzyczała. - uśmiechnął się
- Kocham cię, Rosalie.
- Kocham cię, największy zazdrośniku świata. - zachichotałam cicho
- Może i największy, ale przynajmniej twój.










____________________________________________

Boże, jaki zboczony! xD Cóż, to ostatnia scena +18. Oczywiście, jeszcze jakaś będzie, ale dłuuuuuuugo poczekacie, nic więcej nie powiem, ani nie zdradzę.
James w końcu trafił do więzienia! Yeah! ;)
Oczywiście to nie jest koniec w związku z tytułem rozdziału. Pomęczę was jeszcze trochę xD
Chciałabym, żebyście się jakoś podpisywali w komentarzach, jeśli piszecie z anonima.

14.

26.04.2014

Rozdział 28. "Bezpieczna?"

Obudziłam się wtulona w ciało chłopaka. Uniosłam lekko głowę, by  spojrzeć na jego twarz. Śpi. Odchyliłam kołdrę i wyszłam spod jego ciepła. Usiadłam na końcu łóżka oraz sięgnęłam po bieliznę, którą  ubrałam. Wyjęłam z szafy długą, sięgającą mi do połowy ud czarno-białą  koszulę. Muszę przyznać, że wygląda bezbronnie, gdy jest pogrążony we  śnie. Zaschło mi w gardle, więc ruszyłam do kuchni po sok. Wyjęłam go z  lodówki, kostki lodu z zamrażarki oraz dwie szklanki z szafki. Wlałam do  nich soku pomarańczowego, włożyłam dwie kostki lodu. Razem ze  szklankami ruszyłam z powrotem do sypialni. Postawiłam je na szafce  nocnej. Z jednej z nich upiłam kilku łyków przyjemnej, zimnej  pomarańczowej cieczy. Nagle poczułam czyjeś ręce na swoich plecach.  Odwróciłam głowę w stronę osoby, która obdarzyła mnie tym dotykiem
- Dzień dobry. - przywitał mnie swoim uśmiechem
- Hej. - oddałam uśmiech - Chcesz? - wskazałam palcem na sok, skinął głową, więc podałam mu go
- Dzięki, kiedy wstałaś? - spytał, zanim upił kilka łyków zimnego napoju
- Jakoś niedawno. - położyłam się obok niego na plecach - 5 minut temu.
-  Zawsze wstajesz przede mną. - delikatny uśmiech zniknął z mojej twarzy.  Zauważył to. Złapał za mój podbródek i zmusił, bym na niego popatrzyła -  Co się stało? Posmutniałaś.
- Ciągle chodzi mi po głowie James.  Ciągle obawiam się, że może nam coś zrobić. Mi lub tobie. Jest  niezrównoważony i może posunąć się do wszystkiego. Boję się. -  westchnęłam
- Nie musisz się bać. Wystarczy, że będziesz na siebie  uważać i nie pakować w niebezpieczne miejsca. Poza tym nigdy nie  pozwolę, żeby ktoś kiedykolwiek cię skrzywdził. - cmoknął mnie w czoło
- Wiem.
-  Przytul się do mnie. - zrobiłam tak, jak polecił. Przybliżyłam się do  jego ciała. Jego obecność poprawiła moje samopoczucie. Poprawia mój nastrój swoim dotykiem, opiekuńczością, bliskością - Wiesz, co bym  jeszcze chciał? - uniosłam głowę, by spojrzeć w jego oczy - Chciałbym,  żebyś mnie pocałowała. - uśmiechnęłam się delikatnie, po czym zbliżyłam  nasze usta do siebie. Harry szybko znalazł się pomiędzy moimi nogami.  Rozchylił wargi, abym włożyła do nich swój język. Nie ma na sobie  żadnych ubrań, więc to tylko podkręca temperaturę. Pozwolę sobie na  więcej, dłonią przejechałam po jego nagim torsie do krocza. Delikatnie  dotknęłam jego penisa oraz zaczęłam lekko go masować. Chłopak w  odpowiedni mruknął mi do ust. Swoimi dłońmi dostał się pod moją koszulę.  Nasze pieszczoty przerwał mój telefon. Ktoś do mnie dzwoni. Odkleiłam  się od jego warg i popatrzyłam na szafkę nocną
- Powinnam odebrać. - mruknął coś niezrozumiałego, ustał na kolanach i sięgnął po telefon
-  To Theo, poznaję numer. Ma mój telefon i pewnie nie może się do mnie  dodzwonić. - nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha -  Przepraszam bardzo, ale pani Winters jest tymczasowo nie dostępna,  ponieważ jej chłopak zaspokaja jej potrzeby seksualne. - rozłączył  połączenie i odłożył telefon - Więc, na czym to stanęło? - wrócił do  moich warg
- Może miał coś ważnego? - powiedziałam pomiędzy  pocałunkami. Harry nic sobie z tego nie zrobił. Zniżył się do wysokości  mojej kobiecości - Chyba nie zamierzasz tego zrobić? - oparłam się na  łokciach
- Dlaczego nie? - uniósł jedną brew z uśmiechem
- Nie mam  ochoty. - wzruszył ramionami i wrócił ponownie do moich ust -  Powinieneś oddzwonić do Theo. Może ma coś ważnego. - przewrócił oczami,  zszedł z mojego ciała, położył się obok i chwycił telefon do rąk. Wybrał  numer i przystawił z powrotem do ucha
- Theo? Jakieś wieści? .. -  zszedł z łóżka, sięgnął po bokserki, po czym założył je - .. Dobra, o  której mam być u ciebie? ... Jak to? - zmarszczył brwi, usiadłam na  łóżku i oparłam ciężar ciała na rękach - ... Dobra, będę niedługo. -  rozłączył połączenie
- I co? - wziął spodnie, by założyć je
- Byli  u James'a w domu, jednak uciekł im. Pewnie już tam nie wróci, bo  inaczej złapią go. Teraz nie wiadomo gdzie jest. - wzruszył ramionami
- Mam siedzieć w domu zamknięta w szafie? - uśmiechnęłam się, dla złagodzenia sytuacji obrócę to w żart, jednak to nie pomogło
- Nie żartuj z tego. To poważna sprawa, tu chodzi o twoje bezpieczeństwo. - założył resztę garderoby
- Um, musisz jechać, prawda? - spytałam
-  Tak. Muszę odebrać mój samochód, telefon i inne rzeczy. Także, będę się  już zbierał. - pocałował mnie w czoło, po czym wyszedł z domu.  Muszę  znaleźć sobie zajęcie na ten czas, który spędzę bez niego. Może spotkać się z Pearl? Albo odwiedzić Hope?  Może zadzwonić do mamy i spytać, kiedy wrócą? Dawno nie słyszałam jej  głosu. Bez zastanowienia chwyciłam do rąk telefon, wybrałam jej numer i nacisnęłam zieloną  słuchawkę
- Halo? - usłyszałam jej ciepły głos
- Mamo? Cześć, dzwonię, żeby spytać, co u was i w ogóle. - ucieszyłam się, gdy tylko usłyszałam głos matki, za którą tęsknię
- Wszystko w porządku. Powinniśmy wrócić za jakieś dwa tygodnie, albo wcześniej. A co u ciebie?
- Radzę sobie jakoś.
- A co u ciebie i Harry'ego? Spotykacie się?
- Tak, spotykamy. - nie będę jej wiecznie okłamywać - Tak w zasadzie, to jesteśmy parą.
-  Naprawdę? - chyba się ucieszyła, słychać euforię w jej głosie - Wiesz, jest jeszcze jedna sprawa. Po  tym, jak wrócimy, po tygodniu będziemy musieli jeszcze wyjechać do  Madrytu. Wiem, że to też daleko, ale nie możemy opuścić pracy, bo  inaczej nas zwolnią.
- Rozumiem. Muszę się od was odzwyczaić, dorastam i nie mogę na was w kółko liczyć.
- Na pewno sobie poradzisz, zawsze dawałaś sobie radę. Harry pewnie ci pomoże. - zachichotała
- Mamo .. - skarciłam ją
- Dobra, muszę kończyć. Zaraz mamy kolejne spotkanie.
-  Dobrze, cześć. - rozłączyła się. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z  tego, jakie moje życie jest puste bez niego. Nie mam nawet co robić.  Zadzwoniłabym po Pearl, ale przyda mi się chwila odpoczynku. Powinnam coś zjeść. Odłożyłam telefon, po czym zeszłam do kuchni. Zanim weszłam  do niej, skierowałam się do salonu, aby włączyć telewizor na jakiś  program muzyczny. Ed Sheeran - Give me love. Po włączeniu tego programu  udałam się do kuchni. Jeśli chcę coś zjeść, to raczej powinnam coś  kupić. Nie chcę umrzeć z głodu. Mama zostawiła mi pieniądze, więc  wykorzystam je. Powróciłam do pokoju. Ubrałam brązowe spodnie, białą  bokserkę, brązowy szalik oraz marynarkę. Włosy spięłam w luźnego koka.  Do torebki schowałam portfel. Założyłam ulubione czarne  botki, zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam do supermarketu. Przejdę się  pieszo, świeże powietrze dobrze mi zrobi. Rano pewnie padał deszcz, bo  jest mokro, na chodnikach i asfaldzie są kałuże wody. Świeże, zimne  powietrze lekko drażni moją skórę. Wcale nie mijam nikogo znajomego.  Ogólnie tylko ja idę teraz przez tę ulicę. Może wypożyczę jakiś film?  Nie będę siedziała cały dzień nic nie robiąc ciekawego lub zaproszę  jeszcze Pearl?

*

Drzwi same się przede mną otworzyły i  weszłam do wypożyczalni filmów. Do supermarketu pójdę później, ponieważ  nie weszłabym tutaj z zakupami
- Dzień dobry. - powiedziałam do kobiety za ladą
-  Dzień dobry. - odpowiedziała mi z uśmiechem. Pokierowałam się do działu z  filmami dla nastolatków. Przechodząc pomiędzy półkami natrafiłam na  ,,Igrzyska śmierci''. Widziałam zwiastun, ale jak zwykle nigdy nie  znalazłam czasu, by obejrzeć. Wypożyczę od razu drugą część, bo i tak  pewnie nie będę miała co robić. Wzięłam obydwie płyty i podeszłam do  lady, za którą stoi brunetka, której powiedziałam 'dzień dobry'
- Oh, dobry wybór. Na ile chcesz wypożyczyć?
- 4 dni mi w zupełności wystarczą.
- Nazwisko?
-  Rosalie Winters. - odpowiedziałam jej. Brunetka skinęła głową. Włożyła  płyty do reklamówki oraz podała mi. Zapłaciłam odpowiednią kwotę, po  czym skierowałam się do wyjścia. Dostałam SMS-a i na chwilę przestałam  się interesować drogą przede mną. Okazało się to błędem, bo wpadłam na  kogoś
- Przepraszam, ja .. - popatrzyłam na twarz nieznajomej osoby. Moje serce zatrzymało tempo, wstrzymałam na chwilę oddech
-  Teraz przepraszasz? - przede mną stoi James. Jedno oko ma podbite oraz rozciętą wargę, zapewne po spotkaniu z Harry'm - Posłuchaj, nic mnie  nie powstrzyma, nawet policja. Jeszcze cię dopadnę i tego twojego  chłopaka też. Gdybyśmy nie byli w miejscu publicznym, to już dawno  połamałbym ci kark, więc lepiej uważaj. - wysyczał przez zaciśnięte  zęby, po czym wyminął mnie. Zamrugałam kilka razy, zanim dotarła do mnie  ta wiadomość. Lepiej zamknę się w domu i nie będę wychodziła. Szybko  wzięłam nogi za pas. Może wygrzebię coś z lodówki. Bardziej martwię się o  swoje niebezpieczeństwo, niż głód.

*

Jak poparzona  wrzątkiem wbiegłam do domu. Zamknęłam drzwi na klucz, nie chcę by  przypadkiem wpadł do mojego domu bez zapowiedzi. Odłożyłam płyty na  stoliku w salonie. Mój brzuch zaczyna o sobie dawać nieźle znak. Żeby na  chwilę oszukać głód wypiłam kilka łyków soku. Poszperałam po szafkach i  znalazłam makaron. Cóż nie będę wybrzydzała. Mam być głodna i  bezpieczna czy najedzona i w niebezpieczeństwie? Wybieram tą pierwszą  opcję. Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Wyjęłam go z torebki,  nacisnęłam zieloną słuchawkę i odebrałam połączenie
- Halo?
- Rosalie? Wszystko w porządku? Czemu nie odpisałaś na SMS-a?
- Bo .. Bo byłam w wypożyczalni filmów i .. - zanim dokończyłam, przerwał mi
- Dlaczego do cholery wyszłaś?! - warknął
-  Chciałam wyjść do sklepu, bo nie mam nic do jedzenia. Teraz znalazłam  makaron i z niego muszę żyć, nie denerwuj się tak. - powoli sił mi  brakuje na jego 'napady' złości
- Martwię się o ciebie, nie rozumiesz?! - powiedział nieco spokojniejszym tonem, jednak nadal jest wściekły
- Wiem, ale traktujesz mnie jak dziecko.
- Bo się o ciebie martwię. - oschły ton ...
-  Tak?! To przestań mnie traktować jak dziecko, którym nie jestem! Sama  potrafię się o siebie zatroszczyć! - tym razem to ja warknęłam
- Właśnie widać. - powiedział z lekką kpiną
- Oh, tak? Dzisiaj wpadłam na niego i wiesz co?! Nic mi nie zrobił! - warknęłam, powoli mam dosyć jego bezczelnego zachowania
- Do cholery czy ty sobie żarty robisz?! Może byś pomyślała o mnie?! Od zmysłów odchodzę przez ciebie!
-  To wiesz co?! Zajmij się swoim tyłkiem! - krzyknęłam, rozłączyłam się,  po czym rzuciłam telefonem o ścianę. Już nawet ochota na jedzenie mi  przeszła. Będę musiała kupić sobie nowy telefon. Uspokój się .. Uspokój  się .. Nerwowo chodzę po salonie w tą i z powrotem z dłońmi splecionymi  na karku. Jestem tak wściekła, że chce mi się płakać. Usiadłam bezsilnie  na podłodze. Powoli mam dosyć wszystkiego. Życia, ciągłych problemów,  jego napadów złości, uczuć .. Najchętniej czasami chciałabym mieć serce z  kamienia. Wzięłam kilka głębszych wdechów i wydechów, ale to nie  pomogło. Pozwoliłam łzom popłynąć. Łzy wściekłości, złości, bezsilności.  Wstałam i położyłam się na kanapie. Bez sensu patrzę w sufit, zaciskam  mocno usta. To fatalne uczucie płakać ze złości, której nie możemy się  tak szybko i łatwo pozbyć. Moje policzki stają się coraz bardziej mokre.  Zaciskam usta, by nie zacząć krzyczeć. Czemu jest czasami taki oschły? To nie moja wina, że wszystko tak się potoczyło. Czasem nie zdaje sobie sprawy z tego, że to nie tylko ja jestem czemuś winna. On też popełnia błędy, ale zauważa wyłącznie moje. Usłyszałam dzwonek do drzwi,  jednak nie mam siły, żeby otworzyć. Udaję, że mnie nie ma. Ktoś dobija  się do drzwi. Niecierpliwi się. Leniwie wstaję, powoli kieruję się do  wyjścia, przecieram mokre policzki. Ostatni wdech i otwieram drzwi
- Czy ty naprawdę oszalałaś?! - znowu on ...
- Co chcesz?! - spytałam obojętnie, moja twarz nie wyraża żadnego wyrazu
- Wyjaśnień. Tak trudno było zamówić sobie coś? - odrobinę zniżył głos
- Tak trudno było! - chciałam zamknąć drzwi, ale uniemożliwił mi to
- Nie. Skończyłem. Jeszcze. - wycedził przez zaciśnięte zęby
- Ale ja skończyłam! - krzyknęłam. Odwróciłam się, po czym powróciłam do salonu
- Myślisz, że łatwo jest się nie martwić, kiedy James kręci się tutaj i nie wiadomo, co może ci zrobić?!
- Jak widzisz nic mi się nie stało! Umiem o siebie zadbać! - złość powraca ze zdwojoną siłą
- Bo byłaś w miejscu publicznym! A co jeśli nikogo by nie było?! Ciekawy jestem, co byś wtedy zrobiła?
- Jakoś bym sobie poradziła!
-  Oh, tak. W to nie wątpię. - powiedział z kpiną w głosie - Tylko byś  później płakała, gdyby coś ci zrobił! - nie wytrzymałam i uderzyłam go  prosto w twarz. Uderzenie było tak silne, że odwrócił głowę w prawą  stronę - Nie. Powinnaś. Tego. Robić. - wysyczał przez zaciśnięte zęby
- To przestań się tak  bezczelnie zachowywać! Nie jestem dzieckiem, ani dziwką, z jaką się  kiedyś spotykałeś! - wykrzyczałam mu prosto w twarz
- Ale się tak zachowujesz!
-  Bo mam dosyć twoich napadów złości! Wyżywasz się na mnie, zamiast być  przy mnie i mnie po prostu kochać! - teraz to ja dostałam 'napadu'
- Kochać, tak?! Szkoda tylko, że ty dopiero to zrozumiałaś jakoś niedawno! - wyrzucił ręce w górę
- Nie wiń mnie za moją przeszłość, na którą nie miałam wpływu! - kolejna dawka łez wypłynęła z oczu
- Tak?! To było coś z tym zrobić! Mam dosyć twojego zachowania! - warknął
- Tak? To może chcesz zerwać? - nagle cała złość uleciała z niego i zaczął przypatrywać się mi ...












____________________________________________________________

Myślicie, że zerwą? Czy Rosalie będzie w końcu bezpieczna? Szykujcie się na najgorsze lub najlepsze :)

14.

25.04.2014

Rozdział 27. "Niegrzeczny"

Boję się tego miejsca, jest okropne. Brud, pleśń, wszędzie rozbrzmiewają jakieś krzyki, jakby ktoś się ciągle o coś awanturował. Ściany pewnie kiedyś były białe, ale na pewno dawno ich nie malowali, więc teraz są beżowe. Idę za jednym z ochroniarzy. Jest ode mnie wyższy, bardziej umięśniony, by poradzić sobie z więźniami. W końcu dotarliśmy do jakiś dużych, czarnych drzwi. Mężczyzna otworzył je oraz wpuścił mnie pierwszą do środka
- Ktoś do ciebie. Ma informacje dotyczące Styles'a. - za biurkiem siedzi inny policjant. Wygląda na około 35. lat, brunet z zielonymi oczami. Pod mundurem na pewno kryją się mięśnie. Skinął głową, aby ochroniarz wyszedł. Wskazał dłonią, bym usiadła na fotelu przed nim
- Więc .. - zaczął, splątał palce i oparł się obydwoma łokciami o biurko - .. ma pani informacje, co do sprawy Harry'ego Styles'a, prawda?
- Tak, myślę, że bardzo dużo wiem w tej sprawie.
- Jednak może być już na to za późno. Styles był już u nas za pobicie, tym razem znowu kogoś pobił. Sąd tym razem może być mniej łagodniejszy.
- On .. jestem pewna, że on tego nie chciał. Chcecie zamknął go, a nie kogoś, kto jest od niego dużo gorszy? To nie on tutaj najwięcej popełnił zbrodni. - zmarszczył brwi
- O kim pani mówi? Skoro na wolności jest jeszcze jeden przestępca, to naszym obowiązkiem będzie natychmiastowe zatrzymanie go.
- Ten, kogo pobił nazywa się James Stewart. To też ten sam mężczyzna, którego pobił wcześniej. - zaczął w skupieniu mi się przypatrywać i skupiać - Zanim Harry wyszedł z więzienia, on wyjechał. Niedawno wrócił. Chciał zemścić się na Harry'm, bo upokorzył go. Uwziął się jednak na mnie. Wielokrotnie nachodził mnie, groził, nawet on .. on próbował mnie zgwałcić. - wspomnienie ukazało się w oczach, łzy powracają
- Próbował zgwałcić? Nie zrobił tego? - wciął mi się w pół zdania
- Tak, gdy byłam z przyjaciółką na spacerze, zjawił się. Groził, że jeśli powiem coś, to go zabije. Później zadzwonił do mnie, że porwał Pearl. Kazał zjawić mi się w jednym z klubów. Bez zastanowienia pojechałam tam. Wkurzył się, bo powiedziałam nieco za dużo. Rzucił się na mnie, jednak wylałam mu w twarz szklankę wódki i uciekłam.
- To poważne oskarżenie. Czemu Styles tak w ogóle go zaatakował? Wiesz coś o tym?
- Harry pobił go za pierwszym razem,  ponieważ jego przyjaciel zmarł od narkotyków, które dostawał od James'a. Tym razem pobił go, bo on zaatakował jego ojca, który teraz leży w szpitalu. Jeszcze, gdy byliśmy dzisiaj u niego w szpitalu, James zadzwonił do mnie. Powiedział, że zniszczy życie Harry'ego. Później my pokłóciliśmy się i pewnie pojechał do niego .. no i tak to się skończyło.
- To poważne. Próba gwałtu, narkotyki, groźby, nękanie, pobicie. Musimy go natychmiastowo zatrzymać. Muszę panią prosić o opisanie Stewart'a.
- Blond włosy, niebieskie oczy, wysoki, umięśniony, gdy się uśmiecha ma dołeczki w policzkach. Zwykle ubiera czarne spodnie i czarną bluzkę na krótki rękaw. Często kręci się w Londynie wieczorami. - zaczął wpisywać coś na komputerze
- Z bazy danych tutaj są osoby z tym samym imieniem i nazwiskiem, które pasują do pani opisu. - przechylił monitor w moją stronę. Rozpoznałam go pod numerem 5. To na pewno on, jestem pewna
- Numer 5. - powiedziałam do mężczyzny
- Dobrze, wydrukuję zdjęcie. Musi zostać złapany ze względu na pani bezpieczeństwo, ale także i innych. Jestem pewny, że nie da tak szybko tobie spokoju. Jeśli coś byś zauważyła, że kręci się w Londynie, powinna pani zadzwonić. Poproszę o pani dane osobowe, bym mógł się z tobą skontaktować w razie takiej potrzeby.
- Rosalie Winters. Ulica Baker Street xx. Numer telefonu xxx xxx xxx. - policjant zapisał to wszystko w jakimś zeszycie - A co będzie z Harry'm?
- Cóż .. Ma pani szczęście, bo jeszcze nie zdążyliśmy wnieść sprawy do sądu. Trafił do więzienia, ponieważ większa część ochrony go zna i wiedzą, że gdy pojawi się w areszcie, to chodzi o poważną sprawę. Jednak jestem człowiekiem, dobrze wiem, że ludzie w złości mogą zrobić dużo. Stewart ma większe wykroczenia. To on powinien być na jego miejscu oraz to on jest przestępcą.
- Wypuścicie go? - zapytałam
- Tak. Powinniśmy się zająć poważniejszą sprawą. - uśmiechnął się mile
- Dziękuję. - uścisnęliśmy swoje dłonie.

Harry's P. O. V.

Zaczynam się martwić. Jest już tam tak długo. Skoro to tyle się ciągnie, to może faktycznie o wszystko ją wypytują? Nigdy nie była przesłuchiwana, więc na pewno jest przerażona. Sam jestem kłębkiem nerwów. Dlaczego to tak długo trwa? Powinna już tu być z jakąś wiadomością. Mam nadzieję, że może coś zdziałała. Nie chcę tutaj przesiedzieć kolejnych dwóch lat. To okropne siedzieć tu za kratami i nie wiedzieć, co dzieje się u twojej rodziny, na świecie, u przyjaciół. Usłyszałem męskie gwizdanie, który oświadczy o obecności seksownej dziewczyny. Zbliżyłem się do krat. Idzie w tą stronę Rosalie, przed nią ten głupi ochroniarz. Otworzył przed nią kraty, by mogła wejść. Ma smutny wyraz twarzy. Moja nadzieja umarła ..
- Co się stało? - zapytałem z lekkim przerażeniem
- Cóż .. - westchnęła, to nie zwiastuje niczego dobrego - .. będziesz musiał się jeszcze ze mną pomęczyć! - pisnęła radośnie, po czym rzuciła mi się na szyję. Od razu serce zaczęło szybciej bić. Udało się. Odetchnąłem z ulgą. Od dłuższego czasu jest to najlepsza wiadomość, o jakiej usłyszałem
- Jak ty to zrobiłaś? - spytałem zaciekawiony
- Musiałam opowiedzieć wszystko, co jest z tym związane. Muszą znaleźć James'a, by nie zagrażał już nikomu. - popatrzyłem prosto w jej oczy. Z każdym dniem stają się coraz piękniejsze. Jest najpiękniejszą kobietą na świecie i jest ona właśnie moja, tylko moja
- Kocham cię, wiesz? - uśmiechnęła się, kocham jej uśmiech, jej oczy, ją całą
- Wiem. - pocałowała mnie. Usłyszałem czyjeś odchrząknięcie. Niechętnie odczepiłem się od jej ust
- Uważam, że powinniście już iść. - nie cierpię go. Uważa, że może pomiatać tutaj ludźmi, bo to nie on jest 'kryminalistą'. Złapałem ją za rękę, po czym ruszyliśmy za ochroniarzem, który kieruje nas do wyjścia. Jeden dzień tutaj, a ja czuję, jakby to była wieczność. Jak ja przeżyłem tamte dwa lata tu? Okropne jedzenie, brud, dookoła pleśń. Nie wyobrażam sobie tego, bym jeszcze raz tutaj wrócił. Nie chcę tu się ponownie znaleźć. Czas się zmienić, Styles. Po opuszczeniu budynku wyszliśmy przez duże drzwi. Poczułem smak wolności. Świeże powietrze dostało się do moich płuc. Zaciągnąłem się tym słodkim zapachem. Rosalie pociągnęła mnie do taksówki, którą zapewne przyjechała do tego miejsca. Wsiadła jako pierwsza, a ja zaraz za nią. Od naszego wyjścia jakoś podejrzanie się uśmiecha. Kombinuje coś. Wkurza mnie tylko to, że nie wiem co. Strasznie chcę się tego dowiedzieć.

*

- Powinienem się wykąpać. - powiedziałem, gdy tylko weszliśmy do jej domu, zachichotała w odpowiedzi
- Dobra, idź do mojej łazienki. Przyniosę ci jakieś rzeczy Jason'a na przebranie. - skinąłem głową, po czym ruszyłem do jej pokoju do łazienki. Zamknąłem za sobą drzwi. Zdjąłem swoje ubrania, zostawiając tylko bokserki. Już miałem je pociągnąć w dół, gdy drzwi otworzyły się, a w ich progu ustała Rosalie z ubraniami i męskim płynem do kąpieli. Położyła je na szafce niedaleko kabiny prysznicowej. Uśmiechnęła się delikatnie. Złapałem za jej ręce i przyciągnąłem bliżej siebie, owinąłem ją wokół pasa swoimi dłońmi
- Masz ich strasznie dużo. - dotknęła jednego z tatuaży na mojej skórze - Nie bolało?
- To bardziej piecze, niż boli. - odpowiedziałem z lekkim rozbawieniem. Przejechała opuszkami palców po skórze na torsie, powodując gęsią skórkę. Nadal przygląda się moim tatuażom. Poczułem nagłą potrzebę zasmakowania jej ust. Złapałem palcami za podbródek i pociągnąłem, by spojrzała na moją twarz. Uniosłem lekko kącik ust do góry. Zbliżyłem nasze usta do siebie. Pocałunek na trwał długo, bo tylko cmoknęła mnie
- Podobno chciałeś się wykąpać? - odsunęła się ode mnie o kilka kroków
- Ach, tak. - uśmiechnąłem się z charakterystycznym westchnieniem. Wyszła z łazienki. Zdjąłem z siebie bokserki i całkowicie nagi wszedłem pod prysznic. Nalałem odrobinę płynu na dłonie, okrężnymi ruchami zacząłem myć swoje ciało. Resztki piany spłukałem wodą. Wyszedłem z kabiny. Spływające krople wody otarłem ręcznikiem, który zawiązałem na biodrach. Z otrzymanymi od niej ubraniami wyszedłem z pomieszczenia. Rosalie stoi oparta o biurko, ma na sobie czarne szorty i białą bokserkę. Położyłem ubrania na łóżku oraz ustałem przed nim. Odepchnęła się od biurka, by podejść do mnie
- Coś mi obiecałeś. - popchnęła mnie na łóżko, oparłem się łokciami, żeby widzieć ją
- Zaczyna mi się to podobać. - zamruczałem. Zbliżyła się do mnie na czworaka. Zerwała ręcznik, który jak do tej pory był na moich biodrach. Nie czekając długo gwałtownie wpiła się w moje usta. Zwinnym krokiem przerzuciłem nas, abym to ja przejął kontrolę. Przywarłem całym ciałem do niej. Przygryzamy sobie wzajemnie wargi i muskamy je naszymi językami. Wplotła swoje palce w moje brązowe włosy. To jest jak narkotyk. Potrzebuję swojej porządnej dawki. Tak bardzo jej pragnę. Pocałunkami zjechałem na szyję dziewczyny
- Poczekaj. - odsunąłem się od niej, wysunęła się z pod mojego ciała, uklęknąłem przed nią. Zdjęła szorty oraz bluzkę, które rzuciła na podłogę - Będzie szybciej. - zachichotałem na jej wypowiedź
- A bielizna? - spytałem z rozbawieniem
- Zostawię ją tobie. - zachichotała. Kontynuuję pocałunki na jej szyi zjeżdżając coraz niżej. Uniosła lekko kręgosłup, bym odpiął jej biustonosz. Moje mokre usta całują każdy skrawek jej skóry na biuście. Lekko przygryzam ją, zataczam kółka językiem. Z jej ust wydobywają się ciche westchnienia rozkoszy, które są czymś w rodzaju muzyki dla moich uszu. Zjeżdżam niżej. Łapię za tasiemkę od jej białych majtek. Ciągnę je w dół, by całkowicie je zdjąć. Leży teraz pode mną cała naga i moja. Powróciłem do jej ust. Podniosłem ją, przez co usiadła na moich kolanach
- Powinienem coś założyć. - odezwałem się po chwili ciszy. Schyliłem się do szafki nocnej po prezerwatywę. Popatrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem - Jak jest się mądrym, to się wszystko ma, co potrzeba. - popatrzyłem w jej oczy
- Trzymasz coś jeszcze w moich szafkach? - zaśmiała się. Założyłem ją tam, gdzie trzeba
- Dam ci kontrolę. Nie chcę, żebyś cierpiała. Mogę być niedelikatny. - cmoknęła mnie w usta. Oplotła palce wokół mojej szyi. Uniosłem jej biodra, żeby nabiła się na niego. Jęknęła cicho czując go w sobie. Zaczyna unosić się w górę i w dół. Swoje dłonie położyłem na jej biodrach. Pomagam jej unosić się w szybszym tempie. Przyjemne uczucie zawładnęło moim ciałem. Głęboko się w niej zatapiam. Przyciągam biodra dziewczyny tak mocno i głęboko, jak to tylko możliwe. Za każdym razem ciągnę jej biodra w dół, dominując nad jej ciałem i przejmując całkowitą kontrolę. Doprowadzam ją do wszystkich przyjemności, którymi mogę w tej chwili ją obdarzyć. Zadaje mocne pchnięcia, dając wiele rozkoszy. Przechyla głowę do tyłu, jęczy korzystając z przyjemności
- Harry.. - wyjęczała na tyle słyszalnie, bym ją usłyszał. Nasze pragnienia są spełnione. Czuję się niesamowicie. Ciężko oddycha, jest już blisko. Oboje jednocześnie wykrzykujemy swoje imiona w geście czystej przyjemności. To doprowadza nas na samą krawędź. Czuję, jak mój kolega drży w jej wnętrzu. Ona zaciska swoje mięśnie
- Zrób to, dla mnie. - jęknąłem. Olbrzymia fala przyjemności rozlała się po naszych rozgrzanych ciałach. Krople potu spływają po gorącej skórze. Delikatnie przysuwam swoje wargi do jej. Odsuwa się, by zaczerpnąć oddech.








_______________________________

*Ba Dum Tss* 

Zaskakujecie mnie. Rozdziały teraz są prawie codziennie, a nawet chyba codziennie :)
Z tego co zauważyłam, to co ( prawie ) drugi rozdział są scenki +18( zboczeńce!) Jednak informacja jest po prawej stronie, co do bloga, więc chyba pretensji jakiś nie ma? :)

12.

24.04.2014

Rozdział 26. "Zmiana miejsca"

Prawie całą noc przepłakałam. Jego słowa zraniły mnie. Wini mnie za coś,  czego nie jestem przyczyną. Czy to moja wina, że uczepił się mnie? Nie chce dać mi spokoju? Harry nie zauważa swoich błędów. To przez niego James mnie poznał. To on jest tego przyczyną, nie ja. To nie moja wina. Nie chciałam tego. Mozolnie zeszłam na dół. Powinnam coś  zjeść. Powinnam zrobić zakupy. Zagotowałam wodę. Potrzebuję kawy.  Wyjęłam kubek, wsypałam dwie łyżeczki cukru oraz kawy i zalałam gorącym wrzątkiem. Usiadłam przy stole. Nie zwracam uwagi na to, że jest za  gorąca, potrzebuję tego. Potrzebuję czegoś, co rozbudzi mnie i mój  umysł, mimo, że mogę poparzyć sobie język.

Theo's P. O. V.

Stoję tak przy nim. On siedzi w  areszcie, a ja po drugiej stronie krat. Najwyraźniej wpadł w szał. Pobił  go znowu. Policjanci uznali, że lepiej będzie, jak zostanie w  kajdankach. Głowę ma spuszczoną, dłońmi zakrywa twarz. Szkoda mi go, ale zasłużył. Musi się nauczyć opanować nerwy, emocje
- Proszę cię,  zadzwoń do niej. - powiedział błagalnym tonem, westchnąłem, wyjąłem jego  telefon, który wcześniej dostałem i wybrałem jej numer, numer Rosalie
- Halo? - usłyszałem jej zmęczony głos, pewnie nawet nie spojrzała na ekran, by zorientować się, kto dzwoni
-  Rosalie? Tu Theo. Dzwonię z telefonu Harry'ego. Wczoraj pobił James'a i  policja zabrała go do aresztu. Mogą go z powrotem zamknąć w więzieniu  jeśli sprawa się nie wyjaśni. Chce, żebyś tu przyjechała. - powiedziałem  przekonującym głosem, chociaż wcale mnie to nie obchodzi. Powoli mam  dosyć jego zachowania. Musi się zmienić, albo wszyscy się od niego  odwrócą
- Zasłużył na to, nie mam zamiaru tam przyjeżdżać.
- Rosalie, wiem, co między wami wczoraj zaszło, ale proszę cię, możesz go uratować.
-  Niech tam siedzi. Może przynajmniej nauczy się czegoś. - usłyszałem jej  obojętny głos, nie dziwię się jej - Może w końcu zrozumie coś, cokolwiek.
- Rosalie, pamiętaj, że on liczy na ciebie, nie zostawiaj go.
- Nie obchodzi mnie to. Teraz to ja zabawię się jego uczuciami. Nie dzwoń już więcej, proszę.
-  Dobrze, ale pamiętaj, że on żałuje tego. - rozłączyła się.  Schowałem  telefon z powrotem do kieszeni. Skrzyżowałem ręce na piersi, oparłem się  o kraty
- Co powiedziała? - spytał, nawet nie oderwał dłoni od twarzy
- Że nie obchodzi ją to i żebyś tu posiedział, to może się czegoś nauczysz i zrozumiesz coś.
- Boże, co ja zrobiłem? - zawył żałośnie
- Było o tym myśleć wcześniej, zanim to wszystko spieprzyłeś.
- Straciłem ją. - westchnął przeciągle.

Rosalie's P. O. V.

Nie  mam zamiaru, ani ochoty jechać tam do niego. Może zrozumie coś i zmieni  swoje zachowanie. Nie może na wszystko reagować złością. Mówi to, czego  wcale nie chce i później wszystko musi naprawić. Nie mam ochoty, ani  chęci, by go zobaczyć. Zasłużył na to. Niech teraz płaci za to  konsekwencje. Musi zacząć starać się opanowywać wściekłość. Nie będę mu  pomagała. Płać za swoje zachowanie, skarbie.

Harry's P. O. V.

Straciłem  ją. Wszystko spieprzyłem. Na pewno długo już jej nie zobaczę. Zawsze  uda mi się wszystko spieprzyć. Nie zasługuję na nią. Tylko ranię jej  uczucia. Tym samym powoduje płacz na jej twarzy. Nie powinienem wcale  poznawać jej. Zaszkodziłem tylko i zepsułem jej spokojne i każdym możliwym przypadku życie
- Styles, nikt  nie przyszedł, by coś z tym zrobić, więc wracasz do więzienia. -  usłyszałem głos jednego z policjantów. Moja twarz nie wyraża żadnych  emocji. Otworzył kraty, wszedł do środka, bez żadnych utrudnień wstałem i  zostałem przez niego zaprowadzony do starego miejsca. Brudne, zapleśniałe więzienie. Nikt już nie może mi pomóc, bo nikt nie zna całej  sprawy tak dobrze jak Rosalie. Ona wie o wszystkim i tylko ona może  mnie uratować. Jednak straciłem ją i jakąkolwiek nadzieję na uwolnienie z  tego miejsca. Policjant prowadzi mnie do celi, w której kiedyś byłem. Mam  spuszczoną głowę. Dookoła otaczają mnie podobni do mnie ludzie. Oni też  coś zrobili. Nikt nie chce tu być, ale muszą. Policjant otworzył mi  celę, po czym dobrowolnie wszedłem do środka. Oparłem się o ścianę i  zsunąłem się po niej, by usiąść. Jestem tu sam. Szare ściany, czarna  podłoga, łóżko ze stęchłym materacem, na którym mam niby spać, jest  malutkie okno, jednak za wysoko, żebym mógł coś zobaczyć. Wróciłem  ...
Godziny mijają nie ubłagalnie wolno. Patrzę tylko na ścianę. Dają  mi jakieś zepsute jedzenie, ale nie mam ochoty, aby to jeść. Nie mam  ochoty na nic. Chcę tylko ją zobaczyć, chcę poczuć jej zapach, dotyk.  Już nigdy jej nie zobaczę. Będzie uciekała przede mną, znowu. Gdyby powiedziała  mi, że mnie kocha, to może miałbym jakąś nadzieję, ale nie powiedziała  tego. Bo niby jak można kochać takiego potwora, jak ja? Jestem idiotą ...
- Styles,  masz chwilowego gościa. - usłyszałem głos policjanta. Bez żadnej nadziei  popatrzyłem w stronę krat. To nie ona, to Theo. Spuściłem z powrotem  głowę
- Może jakoś uda mi się ciebie wyciągnąć stąd.
- To nie ma  sensu. Do czego niby miałbym wrócić? Do matki, która mnie zdradziła? Do  ojca, który przeze mnie leży połamany w szpitalu? Do niej? Zabiłem  całkowicie jej jakiekolwiek uczucia do mnie.
- Wiem, ale spróbuję.
-  Próbuj, powodzenia. - odparłem obojętnym tonem. Po wyjściu stąd  ponownie wrócę do tego spieprzonego życia. Znowu będę codziennie  pieprzył inną laskę, stracę całkowicie wiarę w miłość, znowu będą się  mnie bali, znowu wszystko znowu.
Co chwilę słyszę jakieś krzyki. Co  chwilę ktoś robi jakąś awanturę. Ja siedzę tylko ciągle w tym samym  miejscu. Na tej brudnej podłodze. Patrzę w jedno miejsce. Nie czuję głodu,  zimna, potrzeby snu. Potrzebuję tylko jej.
Stracona nadzieja na  jakąkolwiek pomoc, ratunek. Straciłem wszystko, co miałem. Nigdy nie  zobaczę jej pięknych oczu, jej łagodnego głosu, malinowych ust, nigdy  już nie poczuję jej dotyku, nie zasmakuję jej ciała, nie usłyszę jej  jęków, które były spowodowane rozkoszą, jaką jej dawałem. Jest jeden  plus, już nigdy jej nie skrzywdzę, nie wywołam płaczu. Ona jest moim  aniołkiem. Będę starał się ją chronić, mimo, że nie będę przy niej. Będę  o niej myślał w każdej chwili. Nie porzucę uczucia miłości, którym ją  darzę. Moja miłość do niej nie zniknie, nie wyleci z serca. Gdy  wydostanę się stąd, nie zbliżę się do niej, by znowu jej nie zranić. Nie  zrobię tego ponownie. Będę ją kochał, ale w odległości od jej serca, od niej.
To  wszystko mnie przytłacza. Chciałbym cofnąć czas. Nie powiedzieć tych  wszystkich słów, które powiedziałem. Zrobiłbym wszystko, żeby cofnąć ten  cholerny czas.

Rosalie's P. O. V.

Usłyszałam pukanie do  drzwi. Zdjęłam z siebie kołdrę i podreptałam boso na dół. Moja twarz  wygląda okropnie. Cała w łzach, mokra, zaczerwieniona. Co ja zrobiłam?  Powinnam chcieć go uratować, a powiedziałam, że nie obchodzi mnie to.  Drżącą ręką otworzyłam drzwi
- Cześć, Rosalie. - przede mną stoi Theo, uśmiecha się na miarę swych sił
- Cześć, Theo. - odparłam obojętnie
- Mogę wejść? - spytał, skinęłam głową i wpuściłam go do środka - Harry'ego zamknęli w więzieniu.
- Jak to? Przecież miał być w areszcie? - po moich policzkach popłynęła kolejna dawka łez
-  Nikt nie jest w stanie mu pomóc. Przetrzymają go pewnie tam z kolejne  dwa lata. - wzruszył ramionami - Najgorsze jest to, że wcale nie walczy.  Jest załamany. Siedzi w celi na brudnej podłodze. Nie je, nie pije,  nawet nie próbuje usnąć. Wygląda okropnie.
- Dlaczego zamknęli go od razu?
-  Bo nikt nie przyszedł i nie złożył żadnych zeznań. Moje na nic się nie  zdały, bo za mało wiem. Tylko ty możesz coś z tym zrobić i pomóc mu. Jeśli nic się z tym nie zrobi, to czeka go kolejna sprawa w sądzie.
- Nie .. ja nie wiem ... nie mogę. - wyjąkałam
-  On cierpi. Załamie się. Musisz mu pomóc. Obiecałem, że jakoś mu pomogę.  Ty jesteś jego ostatnią nadzieją. - stoję przed dużą decyzją. Pomóc mu?  Spróbować go uwolnić?

Harry's P. O. V.

Wsunęli mi jakąś  papkę, którą mam niby zjeść. Skoro to ma być to, co mam jeść przez ten  dłuższy czas, to wolę umrzeć z głodu i z pragnienia. Nie wyjdę stąd  szybko. To będzie się ciągnęło w nieskończoność. Śmierdzi tutaj gorzej, niż  za poprzednim razem. Pleśń jest widoczna wszędzie. Powietrze ciężkie od  nadmiaru wilgoci. Okropne miejsce. Mogliby przynajmniej zrobić jakieś  porządki raz na rok.
- Styles, ocknij się. - usłyszałem wredny głos  ochroniarza. Patrzy na mnie z wyższością, jakby był lepszy ode mnie.  Chociaż może i jest. W ręku trzyma pałkę, gdyby ktoś spróbował się uwolnić. Na  pewno nie dałby rady powalić jednego z przestępców za pomocą tej jednej pałki
- Przyprowadź tu Styles'a! - usłyszałem głos innego  ochroniarza. Otworzył mi celę, dobrowolnie znów dałem się zaprowadzić.  Moje kajdanki nadal są do mnie przyczepione. Czemu mi ich nie mogą  zdjąć? Nie mam zamiaru zrobić coś, czego ,mogę później żałować. I tak już  wszystko spaprałem. Idziemy przez jakiś korytarz. Te ściany były chyba kiedyś białe, ale teraz są beżowe, pewnie od brudu.  Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju, w którym jest  mały stolik, dwa krzesła i Theo. Usiadłem naprzeciwko niego
- Jakieś wieści? - zapytałem z kpiną w głosie
- Tak. Rosalie nie ma zamiaru ci pomagać. Boi się, że gdy wyjdziesz na wolność, znowu ją skrzywdzisz.
- To to wiem, ale pytam czy coś innego masz mi do powiedzenia?
- Nie.
-  Więc mogę już wracać. - odezwałem się bezczelnie, wstałem i skierowałem  się do wyjścia
- Przynajmniej podziękowałbyś, że spróbowałem. - odezwał się jeszcze
- Mam ci dziękować za spapranie sprawy? - prychnąłem pod nosem
- Przynajmniej spróbowałem.
Wróciłem do tego zapleśniałego pudła. Wróciłem na swoje  miejsce. Mógł mi powiedzieć tutaj, a nie wywlekać mnie stąd. Czasami  tak się zastanawiam, czy on w ogóle czasem myśli. I tak nie mam nic do  roboty, więc uwolnię się od myśli. Może uda mi się zasnąć ...

*

Obudził mnie jakiś kobiecy głos. Znajomy głos. Wstałem ze swojego miejsca i podszedłem go krat. Wychyliłem głowę, by zorientować się, co tu się dzieje
- Proszę, dajcie mi z nim porozmawiać. - moim oczom ukazała się Rosalie - Muszę go zobaczyć.
-  Dobra, ale nie długo. - ochroniarz wyjął kluczyki, za nim idzie  roztrzęsiona Rosalie. Boi się tego miejsca. Przeraża ją. Okropne jest widzieć ją w takim stanie. Serce aż się łamie. Odsunąłem się od krat. Mężczyzna otworzył je i  wpuścił ją do środka
- Zostaw nas samych. - powiedziałem do niego,  nadal zszokowany jej obecnością tutaj. Odszedł, a ona weszła do środka.  Nie wiem, czy mam podchodzić, więc stoję w miejscu
- Przyszłam, żeby ci pomóc. - odezwała się jako pierwsza
- Naprawdę chcesz to zrobić? Po tym, co ci zrobiłem?
-  Tak. Nie chcę żebyś tu był, chcę, żebyś był przy mnie. - zmarszczyłem  brwi zdezorientowany jej słowami i zachowaniem - Kocham cię i wyciągnę  cię stąd. - rozszerzyłem oczy ze zdziwienia, powiedziała mi to. Kocha mnie ...
- Też cię kocham i  przepraszam. - uśmiechnęła się lekko. Podeszła do mnie i z impetem  złączyła nasze usta w namiętnym, dzikim pocałunku. Przysunęła moje ciało  bliżej swojego, oplotła dłonie wokół mojego karku. Takiej dzikości  jeszcze nie doznałem z jej strony, mocno zaciska moje wargi i przygryza  je
- Chcę to zrobić. Chcę coś z tobą zrobić. - odezwała się,  gdy oderwała swoje usta, nie możemy złapać oddechu, w każdym razie ja - Chcę.
- Tutaj? - zapytałem zdziwiony
- Nie. - zachichotała - W domu, gdy cię stąd wyciągnę. - popatrzyłem jej prosto w oczy
- Nie chcę zrobić ci krzyw... - przerwała mi
- Nie zrobisz. - cmoknęła mnie w usta - Chcę tego.
- Czas minął. - przyszedł ochroniarz. Pocałowała mnie ostatni raz, zanim odsunęła się ode mnie
- Chcę złożyć zeznania. - powiedziała w stronę ochroniarza.












______________________________________

Chyba nie myśleliście, że zamknę go w więzieniu na więcej, niż jeden rozdział ? 
Tak na marginesie, czytalibyście moje nowe FF, gdybym jakieś zaczęła pisać? :)

12.

23.04.2014

Rozdział 25. "Słabe nerwy"

Obudziłam się wtulona w ciepłe ciało Harry'ego. Podniosłam lekko głowę i  cmoknęłam go w usta. Chciałam sięgnąć po telefon, ale Harry  uniemożliwił mi to
- Jak ty tak możesz przeszkadzać komuś w śnie? - uśmiechnęłam się
- Przepraszam, chciałam wziąć telefon. - złączył nasze usta w słodkim, porannym pocałunku
- Hej.
- Hej. - nagle zaczął dzwonić jego telefon. Sięgnął po niego i odebrał połączenie
- Halo?
- Harry, gdzie ty do cholery jesteś?! - męski, zdenerwowany głos rozbrzmiał w słuchawce
- U Rosalie, o co chodzi? Stało się coś? - przybrał poważniejszy wyraz twarzy
- James pobił twojego ojca! Jest teraz w szpitalu w bardzo ciężkim stanie! - z przerażenia zakryłam usta dłonią
-  Cholera, w którym szpitalu? - jak oparzony zszedł z łóżka i zaczął się  ubierać - Dobra, już jadę. - najwyraźniej osoba dzwoniąca podała mu  adres szpitala - Zaraz ja mu się dobiorę do dupy. - warknął. Jest  wściekły, nerwowo zakłada ubrania
- Jechać z tobą? - spytałam cicho, by jeszcze przypadkiem go nie rozzłościć
-  Tak, mogę się wkurwić i zrobić coś głupiego. - wstałam ze swojego miejsca,  założyłam białe spodnie i brązową koszulę, włosy związałam w luźnego  koka - Gotowa?
- Tak. - wzięłam jeszcze telefon. Wyszliśmy z domu,  zamknęłam drzwi na klucz, po czym pokierowaliśmy się do jego samochodu. Z  piskiem opon ruszył z miejsca. Nerwy nie pomagają mu w jeździe. Mocno  ściska kierownicę, aż opuszki palców zrobiły się białe. Wściekłość na  pewno zawładnęła jego ciałem. Niektórzy kierowcy trykają na niego, by  zwrócić mu uwagę. Jednak i to nie pomaga. Wściekłość maluje się na jego  twarzy. Czemu James posunął się do tego? Cios poniżej pasa. Dobieranie się do jego rodziny, to przegięcie. Ma konflikt z Harry'm, a nie z jego rodziną. To podłe. Damian nie ma z tym nic wspólnego, a oberwał za swojego syna. Nie chciałabym być teraz w skórze James'a. Harry wściekł się, więc na pewno coś mu zrobi. Będzie tak samo, gdy próbował mnie zgwałcić. Wpadł w furię, pobił go do krwi. To był przerażający widok. Widzieć, jak ktoś cierpi, a ty nic nie możesz zrobić, chociaż wiesz, że należy mu się. Nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś kogoś bił. Pamiętam, jak w szkole jacyś dwaj chłopcy posprzeczali się o coś i zaczęli bić. Od razu uciekłam od tamtego miejsca, podobnie było przy tamtym zdarzeniu. Uciekłam. Okropne jest patrzeć, gdy ktoś na kim ci zależy bije kogoś. Widzisz w nim zupełnie innego człowieka, nie tego, którego znałaś, ale kogoś nowego, zupełnie nowego. Nie chcę być już nigdy więcej świadkiem żadnej bójki. Na samą myśl o tym, mam nieprzyjemne dreszcze. Ugh, okropność. Gorsze jest to, gdy to ty jesteś bity. Nie możesz nic zrobić lub obronić się, bo jesteś za słaby. Ból rozdziera twoje ciało, z otwartych ran sączy się krew ...
W końcu  dojechaliśmy do szpitala, do którego trafił pan Styles. Harry szybko wysiadł z samochodu, zrobiłam to  samo. Dorównałam mu jego szybkiego kroku oraz splotłam nasze palce, by dać mu znak, że  jestem przy nim. Mój dotyk odrobinę go uspokoił, ale to nie wystarczy,  by całkowicie uspokoić słabe nerwy chłopaka. Pchnął białe drzwi, abyśmy  weszli do środka. Wewnątrz nie ma kolejki, więc bezproblemowo dostaliśmy  się do recepcji. Kobieta za ladą jest zajęta rozmawianiem, zapisuje coś na kartce
- Dzień dobry, w której sali jest Damian Styles? - kobieta nie odpowiedziała, jest zbyt zajęta - Do cholery odstaw ten pieprzony telefon i odpowiedz mi! - warknął głośno, niektórzy popatrzyli na nas. Przerażona brunetka odłożyła telefon i zwróciła na nas uwagę
- A kim pan jest? - spytała drżącym głosem, boi się go. Cóż, nie dziwię jej się. Harry jest ogólnie przerażający, ale nie powinien na nią krzyczeć. Ma też innych ludzi, którymi musi się zająć
- Harry Styles, syn. - powiedział nerwowym głosem
- Jest w sali numer 50. czwarte piętro.
-  Dziękuję. - pociągnął mnie za rękę. Żeby dostać się na czwarte piętro  musimy pojechać windą. Brunet nacisnął guzik, aby przywołać ją. Drzwi  rozsunęły się, a my szybko weszliśmy do środka. Nacisnął przycisk z numerem 4,  by widna ruszyła
- Nie wieżę, że to zrobił. - oparł się o ścianę - Zemsta się udała, ale to ja ją skończę.
- Harry, musisz się uspokoić. - powiedziałam jak najdelikatniejszym głosem
-  Ciekawe jak ty byś zareagowała. - powiedział nie miłym głosem. Dobra, wiem, że jest wkurzony, ale żeby wyładowywać swoją złość na innych? Drzwi  rozsunęły się. Puścił moją dłoń, więc muszę iść za nim. Od razu znalazł  salę z numerem 50. W korytarzu siedzą Victoria i ta idiotka, Hayley
- Co z nim? - spytał nerwowo
-  Źle. Zszywają mu niektóre rany, zawijają w bandaże. - Victoria schowała  twarz w dłoniach, płacze. Harry usiadł obok Hayley ... Uspokój się,  tylko usiadł. Nie będę stała jak kołek, więc usiadłam obok Victorii. Czekanie to najgorsze, co może być. Nikt się nie odzywa. Atmosfera jest  napięta. Co chwilę do sali Damiana wchodzą nowe pielęgniarki, wychodzą  lekarze. Na pewno cierpi. Wiem, że James to potwór, ale posunął się do  tego? Najpierw niszczy jego życie, a teraz stopniowo dobiera się do  rodziny? Damian jest dla Harry'ego jedyną osobą z rodziny, która nie  odwróciła się od niego i z którą może w spokoju porozmawiać. Nie mogę w  to uwierzyć ...
- Harry, wszystko będzie dobrze. - ona masuje go po  plecach ... Uspokój się, próbuje go pokrzepić. Popatrzył na nią, w jej oczy, później na jej usta ... Nie zwracaj na to uwagi, powiedział, że  już jej nie kocha. Spuściłam wzrok na podłogę. Nie jestem zazdrosna, nie  jestem, ale ... Halo, nie zapominaj, że tu jestem! Po co on w ogóle zaatakował  jego ojca? Nie dość, że męczy mnie, to jeszcze dobrał się do Damiana.  Zaczynam się jeszcze bardziej bać. Nie wiadomo, co może mi zrobić, albo  Victorii, jednak miał z nią romans i może ją oszczędzi? Co jeśli Harry wpadnie w szał i znowu dobierze mu się do ,,tyłka''? Zaczynam dramatyzować. Złapałam dłoń Victorii, spojrzała na mnie i  uśmiechnęła się
- Też nie cieszę się, że ona tu jest, nigdy jej nie  lubiłam. - wyszeptała do mojego ucha. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Szkoda mi Damiana. Cierpi, a my jesteśmy zdani tylko na lekarzy oraz czas, który płynie znacznie wolniej.  Zastanawia mnie jedynie to, gdzie jest Emma i skąd wzięła się tu Hayley?  A Victoria? Pewnie jako pierwszą ją poinformowano, ale Hayley? Skąd się  tu wzięła? Kto do niej zadzwonił? Nagle drzwi od sali Damiana otworzyły  się i wyszedł z niej lekarz
- Co z nim? - Victoria szybko wstała
- Nie jest źle, ani też dobrze, jednak jego stan jest stabilny. Rany się zagoją i wszystko powinno być dobrze. - uśmiechnął się ciepło
- Dzięki Bogu. Można go zobaczyć? - spytała z nadzieją w głosie
-  Myślę, że tak. Odzyskuje bardzo powoli siły, dostał już leki przeciwbólowe. - lekarz  skinął głową, po czym odszedł. Victoria cicho otworzyła drzwi,  wyciągnęła w moim kierunku dłoń, zdziwiłam się, ale podeszłam i weszłam  za nią. Zobaczyłam pana Styles'a leżącego na łóżku szpitalnym. Wygląda  okropnie. Cała twarz podrapana lub posiniaczona. Na lewej ręce ma  założony gips. Reszta ciała schowana pod cienką kołdrą, jednak pewnie też jest zmasakrowana
- Witaj, Damian. - odezwała się załamanym głosem. Jest roztrzęsiona, jej ciało drży z emocji, łzy spływają po policzkach
- Victoria? - kącik jego ust lekko uniósł się ku górze
- Będzie dobrze, wyzdrowiejesz. - usiadłyśmy obok na białych krzesłach
- Wiem. Wszystko u ciebie w porządku? - spytał cichym, delikatnym głosem. Na pewno wszystko go boli, nie dziwię się
- Tak. - uśmiechnęła się mimo łez - Przepraszam cię za wszystko. Naprawdę przepraszam. - wzięła jego dłoń i pocałowała
- W porządku. To nie tylko twoja wina. - do sali weszli Harry i Hayley - Cześć. - uśmiechnął się lekko do nich
- Cześć, tato. - odezwał się Harry, trochę spokojniejszym tonem
- Trzymasz się jakoś? - spytał łamliwym głosem
- Tak, jest dobrze. - usiadł po drugiej stronie łóżka razem z Hayley. Nie kocha już jej? Pff. Nienawidzi? Pff. Jestem zazdrosna? O tak. Wściekła? Jeszcze bardziej
-  Rosalie? - popatrzyliśmy na siebie - Mam nadzieję, że u ciebie też  wszystko w porządku. - lekkim ruchem głowy i z grymasem na twarzy  wskazał na Hayley i Harry'ego, zaśmiałam się cicho
- Tak, w porządku. - nie chcę okazywać tego, że jestem na niego wściekła, ani nie chcę robić awantur
-  Dobrze trafił. - uśmiechnęłam się z charakterystycznym westchnieniem.  Damian mimo bólu, jaki w nim siedzi potrafi się jeszcze uśmiechnąć. Potrafi podnieść na  duchu. Często patrzy na Victorię, zatracają się we własnych oczach.  Myślę, że jest jeszcze nadzieja, żeby ich miłość na nowo rozkwitnie. Ona  trzyma jego rękę i od czasu do czasu przybliża do ust. Są dla siebie stworzeni. W pewnej chwili do sali wszedł Theo, chyba biegł, bo ciężko  oddycha
- Przepraszam za spóźnienie, były korki. - usiadł niedaleko mnie na drugim łóżku szpitalnym
- Theo, masz wyczucie. - uśmiechnął się lekko

Theo's P. O. V.

Co  tutaj robi ta suka? Kto ją tutaj zaprosił? Skąd się o tym dowiedziała?  Nigdy jej nie lubiłem. Wkurwia mnie. Dlaczego Harry siedzi obok niej, a  nie obok Rosalie? Związek też chce spieprzyć? Jeśli rozstaną się, to  później niech nie przyłazi do mnie. Na miejscu Rosalie dawno kopnąłbym  go w siedzenie
- Miałem kupić kwiaty, ale nie chciałem się spóźnić. - wzruszyłem jednym ramieniem
- Przyznaj, że ci pieniędzy było szkoda. - podziwiam Damiana. Mężczyzna, dobry ojciec ...
- Dobra, wolałem wydać na coś innego. - zaśmiał się na miarę swoich sił
-  Skąpiec. - skomentował krótko - Wszystkich pytałem, co u nich, ale  ciebie nie spytam. Nie ma kwiatów, nie ma życzliwości. - wszyscy cicho  się zaśmiali. Zawsze atmosfera przy Damianie jest spokojna, można  pożartować. Szczerze, to z chęcią sam osobiście skopałbym James'owi dupę. Należy mu się. Nie dość, że uczepił się Rosalie, to jeszcze  dobiera się do rodziny Harry'ego
- Przepraszam, ale muszę wiedzieć. - wszyscy popatrzyli na mnie, ale Damian sam dokończył
-  Chcesz wiedzieć jak to się stało? - skinąłem lekko głową, na pewno w  Harry'm krew się gotuje, nigdy nie umie pohamować swoich nerwów i  zawsze wszystko potrafi spieprzyć - Siedziałem w swoim biurze i podpisywałem  różne papiery. Wtedy James wpadł jak oparzony i zaczął coś mówić, że  zemsta zawsze smakuje najlepiej, gdy się posunie za daleko. Wstałem ze  swojego miejsca, powiedziałem mu, żeby się stąd wynosił. Dostał szału i  ... skończyło się na tym, że musieli mnie przywieść tutaj. - Victoria  schowała twarz w dłonie, jest załamana
- Damian .. Ja miałam z James'em romans. - brunetka w końcu odważyła się do tego przyznać, zdziwił mnie jej nagły wybuch emocji - To wszystko moja wina. Uwiódł mnie.
-  Nie mogę cię za to winić. - wszyscy popatrzyliśmy na niego ze zdziwieniem- Nie  jesteśmy już małżeństwem, więc masz prawo do wszystkiego. Po rozwodzie  widziałem, że byłaś roztrzęsiona, James pewnie to wykorzystał.
- Przepraszam.
- Zrobiłaś to pod wpływem emocji. Nie przepraszaj.
-  Ale powinnam. - no dobra, szkoda mi się jej zrobiło. Jest atrakcyjną  kobietą, więc nie dziwię się nikomu, jeśli myśli o niej pod kontem seksualnym.

Rosalie's P. O. V.

Nagle zadzwonił mój telefon.  Szybko wyjęłam go z kieszeni, przeprosiłam i wyszłam z sali. Dzwoni ten  sam numer, który napisał do mnie SMS-a, gdy byłam ostatnio z Pearl,  James
- Czego chcesz? - nie widzę jego twarzy, więc nie boję się go. Odważna przez telefon ...
- Słońce, gdzie jesteś, proszę powiedz mi. - troskliwy głos wydostał się z jego ust
- Jesteś nienormalny. Zemsta ci się udała. - warknęłam, mam go dosyć
- Oh, to dopiero początek. Zniszczę całe jego życie. - powiedział niemiłym tonem
- Dlaczego nie zostawisz go w spokoju?
-  Przez niego wyszedłem na idiotę. Jestem lepiej zbudowany, a pobił mnie  taki facet, jak on. Nie uważasz, że to upokorzenie zostanie na całe  życie?
- To czemu się nie przeprowadzisz?
- Bo zemstę dokonuje się  powoli, z bólem. To początek, Rosalie. - rozłączył połączenie. Teraz to  we mnie emocje buzują. Nienawidzę go za wszystko, co zrobił. Jest  potworem i na pewno sam o tym wie. Chciałam wrócić do sali, ale wyszedł z  niej Harry. Jest wkurzony, jego mina mówi sama za siebie
- Masz pojęcie, że to mogło mu zaszkodzić? - warknął niemiłym tonem
- Przecież to nie moja wina. - odparłam podobnym głosem, co on
- A myślisz, że moja? Mogłaś wyciszyć ten cholerny telefon.
- Rozumiem, że jesteś wkurzony, ale nie musisz się wyżywać na mnie, to nie moja wina.
- Bo niby moja?! - wysyczał przez zaciśnięte zęby
- A myślisz, że moja? Nie szukaj sposobu, żeby uspokoić nerwy.
- Uważasz, że szukam? Przynajmniej Hayley siedzi cicho i tylko próbuje mnie jakoś uspokoić.
-  Tak, Hayley? A kto był przy tobie? Kto cię nie wykorzystał? Kto nie  zabawił twoimi uczuciami? Teraz tak móisz?! A kto ją 'podobno'  nienawidzi?!
- Nie szukaj wymówek.
- Ja szukam? Zastanów się w ogóle, co mówisz! Wyżywasz się na mnie, chociaż ja nic nie zawiniłam!
-  Przynajmniej ona jest przy mnie, nic nie mówi i do cholery to nie przez  nią James wykorzystuje szanse, żeby się do mnie zbliżyć! - warknął.  Zacisnęłam usta w cienką kreseczkę, do oczu napłynęły łzy. Popatrzył na mnie nieco spokojniejszym wzrokiem - Rosalie,  Rosalie przepraszam. - próbuje się do mnie zbliżyć, ale uniosłam ręce,  by mu to uniemożliwić
- Daj sobie spokój. - odwróciłam się na pięcie i  ruszyłam do wyjścia. Poczułam jego dłoń na moim nadgarstku, ale  pociągnęłam za nią mocno oraz wyszarpnęłam się z jego uścisku.

Wściekły  i wytrącony z równowagi chłopak jedzie do domu swojego wroga. Mocno  zaciska palce wokół  kierownicy, mocniej naciska pedał gazu. W oczach  pali się ogień. Stracił najważniejsze dla niego osoby. Ojca, Rosalie,  matkę, starego przyjaciela. Wszystko przez niego, osoby do której  jedzie. Nerwowo skręca w każdą drogę. Stara się opanować słabe nerwy.  Siła rośnie w jego mięśniach. Ostatnia kłótnia z miłością doprowadziła  go do szału. Żałuje tego. Chce to naprawić, jednak wie, że wszystko  zepsuł, miłość może nie dać kolejnej szansy. Nie ma pojęcia, że  dziewczyna przez niego płacze, odchodzi od zmysłów. Rozpacz, wściekłość,  zdenerwowanie.
Wysiada z samochodu, mocno trzaska drzwiami. Kieruje  się do drzwi. Bez pukania wpada do budynku. James wita go z bezczelnym  uśmieszkiem na twarzy
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Co cię tu  sprowadza? - jad wydostaje się z jego ust. Chłopak nie wytrzymuje. Siła,  którą trzyma w sobie z zawrotną szybkością celuje w ciało mężczyzny.  Nie zwraca uwagi na to, że znów robi z siebie kogoś, kogo chciał za wszelką cenę się pozbyć. Ciosami masakruje jego ciało. Krew sączy się z nosa, warg. Siniaki  tworzą się na ciele. Mężczyzna zostaje powalony na ziemię. W pewnej chwili słychać  syrenę policyjną. Po chwili do budynku wbiega dwóch policjantów.  Zatrzymują chłopaka. Przyciskają do ściany, by bezpiecznie założyć mu  kajdanki. Siłą wynoszą z budynku i wpychają do radiowozu.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
_________________________________________
 Co myślicie o tym rozdziale? Co się dalej stanie?
Jeśli chcecie, możecie dodawać się do obserwatorów tego bloga. Na samym dole można to zrobić :)
Układ = 12 komentarzy :)

Obserwatorzy