26.02.2014

Rozdział 1. "Wrócił"

Właśnie kierowałam się do domu. Spotkanie u mojej przyjaciółki Pearl troszeczkę się przedłużyło. Od kiedy tylko pamiętam, przesiadywałam u niej długie godziny, więc to normalne, że wracam o tej porze. Na moją niekorzyść zaczął padać deszcz. Kolejnym przejawem mojego nieszczęścia było to, że nie miałam przy sobie parasola. Początkowo małe kropelki deszczu zmieniły się w duże kulki wody, które z dużą siłą spadały na chodnik powodując głośne chlapnięcia. Połowa ludzi, którzy przemierzali teraz miasto pędzili w kierunku swoich domów. Z dachów spływała woda, do kanałów także. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej ulewy. W Londynie często padało, ale nie aż tak. Założyłam kaptur na głowę w nadziei, że moje włosy nie będą takie mokre i nie będę musiała ich suszyć. Spuściłam swój wzrok na chodnik. Nie patrzyłam przed siebie. Może ten deszcz był spowodowany tym, że dzisiaj było wyjątkowo duszno? Nie wiem. Mogłam obejrzeć pogodę na dzisiejszy wieczór, przynajmniej zabrałabym parasolkę. Nie chciałam się użalać nad sobą, chciałam jak najszybciej znaleźć się w ciepłym i przyjemnym domu. Teraz najbardziej potrzebowałam jakiegoś ciepłego, puchatego koca i gorącej czekolady. Uwielbiam ją. Zawsze, kiedy tylko jest zimno, albo źle się czuję, potrafię wypić kilka kubków. Często udawałam, że jestem zbyt zmęczona i ktoś mnie w tym wyręczał. Podobnie było jak miałam jakieś 5. lat, udawałam, że śpię, żeby rodzice zanieśli mnie do łóżka. Wszystko wtedy wydawało się takie proste. Wystarczyło, że udawałam śpiącą i już mnie nie budzono. Teraz, gdy zasnę w samochodzie, to sama muszę dotaszczyć się do domu. Teraz jestem za ciężka. Mimo, że uwielbiam wrzesień, to czasami mam go dosyć. Przez moją nieuwagę wpadłam na kogoś. Woda na chodniku spowodowałam, że upadłabym, gdyby nie czyjeś silne ręce. Osoba stojąca przede mną w porę mnie złapała, inaczej leżałabym teraz mokra i potłuczona na ziemi. Coś chyba wypadło z mojej kieszeni i odbiło się o chodnik z charakterystycznym dźwiękiem. Popatrzyłam na twarz wybawcy. Trzymał mnie w swoich objęciach jakiś chłopak o nieskazitelnych zielonych tęczówkach. Jego brązowe, kręcone włosy pod wpływem wody stały się mokre i lekko opadały na jego twarz. Policzki zostały zaatakowane przez jasny odcień czerwieni, zapewne przez niską temperaturę. Pełne, malinowe usta zachęcały do wspólnej bliskości. Wpatrzony był we mnie, jakbym zahipnotyzowała go swoimi oczami. Przez chwilę poczułam, że i ja zatracam się w jego zielonych oczach
- Przepraszam, zagapiłam się i .. - chłopak, który trzymał mnie w swoich objęciach zachichotał. Zrobiło mi się trochę głupio. Chłopak wyprostował się przez co ustałam o własnych nogach. Teraz mogłam się mu lepiej przyjrzeć. To nie był zwykły chłopak. Głośno przełknęłam ślinę, a moje oczy powiększyły swoje rozmiary. Na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. Doskonale wiem, kim on jest. Ten chłopak siedział w więzieniu. Teraz wrócił. Nikt nigdy nie wiedział za co. Może właśnie przede mną stoi morderca, albo co gorsza gwałciciel, który zostawia swoje ofiary porzucone na chodniku? Powoli i z przerażeniem zaczęłam się cofać. Oblizał swoje wargi, jakby zaraz miał coś powiedzieć, jednak nie zrobił tego. Kiedy tylko uformowałam między nami duży dystans, odwróciłam się i szybko odbiegłam. Nie musiałam się odwracać, żeby zorientować się, że na jego twarzy zagościł większy uśmiech, spowodowany moim strachem wobec jego osoby.

Jestem wyczerpana, ale biegnę dalej. Znajduję się już na ulicy, w której mieszkam. Nie jestem tak bardzo sprawna fizycznie w efekcie czego zabrakło mi powietrza w płucach, zatrzymałam się i  dłońmi oparłam się o swoje uda. Zaraz oddech rozerwie mi płuca, przy okazji gardło. Wdech, wydech, wdech i wydech. Dasz radę, Rosalie. Muszę się uspokoić. Po dłuższej chwili wyprostowałam swój kręgosłup. Przymknęłam swoje oczy, żeby jakoś spróbować uformować rozszalały oddech. Otaczała mnie całkowita cisza, ani żywej duszy. Deszcz nadal padał, ale powoli słabł. Spokój przerwał mi znajomy dźwięk silnika samochodowego. Otworzyłam oczy, by zobaczyć skąd on dochodzi. Mama wróciła z pracy, właśnie parkuje samochód na podjeździe. Wzięłam się w garść, nie mogę tak stać jak słup i moknąć jeszcze w dodatku. Mama powoli wysiadła z auta, nie kierowała się od razu do domu tylko do bagażnika, pewnie zrobiła zakupy. Weszłam przez furtkę, szczerze mówiąc nie chcę mi się nosić zakupów, więc pójdę od razu do domu, wiem, cudowna ze mnie córka. Chciałam już wyjmować kluczyki, ale szybko zorientowałam się, że ich nie mam. Dłońmi szukałam ich po wszystkich kieszeniach. Posprawdzałam wszystkie, tylne, przednie, kieszenie od bluzy. Cholera nie mam ich! Co jak wypadły mi z kieszeni? Co jeżeli on je wziął sobie?! Ponownie zaczęłam ciężko oddychać. W każdej chwili może tu przyjść i wyczyścić cały dom do zera. Może mnie nie zna, może okaże się tak dobroduszny, że odda kluczyki do biura rzeczy znalezionych? Nie, to głupi pomysł, na pewno tego nie zrobi, na pewno nie on. Bezsilnie opadłam na ziemię, ręką nerwowo przeczesywałam włosy. Obydwie dłonie trzęsły mi się, jakbym przed chwilą dostała ataku padaczki albo gdybym została tak przestraszona, jakbym uciekała z więzienia i ktoś by mnie gonił.
- Rosalie ? Rosalie stało się coś ? - moja rodzicielka zdążyła już przyjść, w dłoniach miała dwie reklamówki z zakupami i swoją torebkę. Ustała przede mną. Moja mama jest dość wysoką brunetką, trochę wyższa ode mnie, zawsze górowała nade mną wzrostem. Często na jej ustach pojawia się krwisto czerwona lub malinowa szminka. Oczy zazwyczaj podkreśla tuszem do rzęs, kredką i cieniem. Patrzyła na mnie z troską przepełnioną bólem, kiedy patrzyła na swoją cierpiącą córkę
- Tak, wszystko w porządku. - wyjąkałam. Nic nie jest w porządku, właśnie zgubiłam kluczyki od domu i może je mieć chłopak, który mógłby mnie w każdej chwili okraść, zabić czy zgwałcić. Podniosłam się w końcu z ziemi, przecież nie mogę tak tutaj siedzieć jak jakaś idiotka. Wzięłam od niej jedną reklamówkę, ona w tym czasie wyjęła swoje kluczyki i otworzyła drzwi. Nadal nie mogłam opanować emocji, w mojej głowie pojawiały się coraz to nowe czarne scenariusze. Może przyjść w nocy, pozabijać nas, okraść. Chciałabym je mieć znów z powrotem. Weszłam zaraz za nią do domu, nogą zamknęłam drewnianą powłokę i szybkim krokiem poszłam za mamą do kuchni. Odłożyłam reklamówkę z zakupami i poszłam do salonu po jakąś gazetę. Mama od zawsze uwielbiała jasne kolory i duże przestrzenie wypełnione meblami i innymi takimi pierdołami. Nasza kuchnia nie jest taka duża jak salon, ale mieściły się w niej wszystkie sprzęty kuchenne potrzebne do codziennego użytku. Salon od zawsze pozostawał jej ulubioną częścią i to właśnie on zajął jej najwięcej czasu. Na środku stoi wielka biała kanapa, niedaleko niej dwa fotele tego samego koloru, pod nimi rozciąga się również biały puchaty dywan, na którym lubię czasem posiedzieć. Na ścianach mieści się wiele naszych rodzinnych zdjęć, obrazów. Kominek zajmował swoje miejsce na bocznej ścianie niedaleko kanapy. Zawsze kocham usiąść na przeciwko niego, patrzeć w ogień i przy okazji się ogrzać. Nie mogło się też obyć bez telewizora, który swoje miejsce zajął przed kanapą. Sypialnia mojej mamy ulokowała się niedaleko salonu, korytarzem prosto i drzwi na lewo. Los tak chciał, że teraz dzieli ją ze swoim partnerem. Za często tam nie bywam, nawet nie miałabym co tam robić. Czasami tylko przychodzę tam, żeby z nią porozmawiać. Górę zajmuje łazienka, moja sypialnia i pomieszczenie, w którym mamy stół bilardowy. To tata od niepamiętnych czasów lubił grać w bilard, ale czas nie pozwolił, by w pełni się nim nacieszył. Zginął w wypadku samochodowym, ale nie mam zbytniej ochoty rozdrapywać starych ran.  Brakuje mi go, ale wiem, że nigdy go już nie odzyskam. Chciałabym, żeby tu był, jednak czasu nie cofnę. Teraz mam ojczyma, Jason'a. Nie jest zły, całkiem do zniesienia, ale to nie to samo, co tata. Dziwi mnie to, że jest od niej o 10. lat starszy. Czy nie powinien zajmować się kobietami w swoim wieku ? Co prawda każdy ma inny gust. Czasami wolałabym, żeby zniknął z naszego życia, ale kiedy widzę jaka mama jest przy nim szczęśliwa, to przełykam ból i cieszę się z ich szczęścia. Poznali się w pracy, pracują w tej samej firmie. Z Jason'em mogę porozmawiać na różne tematy, doradza mi troszeczkę w sprawach związanych z chłopcami. Nie mam co narzeka, bo nie jest tak źle. Inni ojczymowie często nie są znośni i nie dbają o dzieci swoich partnerek. Tak jak mówiłam, nie jest źle, ale nie jest też idealnie. Zdania na ten temat są podzielone. Akceptuję go, ale ... dobra, nie ważne, bo i tak nie mam tu dużo do powiedzenia.
- Rosalie, chodź, pomożesz mi rozstawić talerze i sztućce do kolacji. - ponownie skierowałam się do kuchni. Wyjęłam z szafki trzy talerze, trzy noże i trzy widelce. Wszystko idealnie ustawiłam na stole. Jason także powinien niedługo wrócić do domu. Obydwoje wracają albo wieczorami albo jeszcze później. Czasami całymi dniami i nocami siedzę sama w domu, bo wyjeżdżają w delegacje i nie ma ich jakiś tydzień albo czasami i miesiąc. Wtedy, kiedy najbardziej potrzebuję rozmowy lub kogoś obok. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, to na pewno Jason wrócił. Zapewne zdjął buty, płaszcza, swoją podręczną walizkę zostawił w korytarzu, a kluczyki odłożył na półkę. Zbytnio nie ucieszyłam się na jego widok, ale nie chciałam tego okazywać. Do salonu wszedł mężczyzna z brązowymi włosami i ciemną karnacją. Zawsze mu jej zazdrościłam. Był tego samego wzrostu, co mama. Czyli, że to ja jestem tutaj najniższa. Podobno małe jest piękne.
- Cześć. - przywitał się z mamą poprzez pocałunek. Jak tylko miał podejść do mnie uśmiechnęłam się drętwo i pomachałam lekko ręką. Usiadł przy stole, po czym i ja powtórzyłam jego czynność. Nasza rozmowa zbytnio się nie kleiła, nigdy nie rozmawialiśmy jak normalna rodzina. Wiem też, że na pewno nigdy tak nie będzie. Łokcie oparłam na blacie stołu, moja mina mówiła sama za siebie, nie byłam w zbytnio dobrym humorze. Martwiłam się tylko o moje kluczyki, które mogły wpaść w niepowołane ręce. Zapewne już wpadły. Zaczynam coraz bardziej się bać. Nie będę mogła zasnąć w nocy, może powiem, że zgubiłam je gdzieś w domu i wymienią zamki?
- Działo się dzisiaj coś ciekawego ? - zapytał Jason. Działo się, zgubiłam kluczyki do naszego domu! Nie chciałam nic odpowiadać, nie miałam ochoty na rozmowę. Mama zdążyła już odgrzać spaghetti, które zapewne dzisiaj kupiła. Nigdy nie ma czasu, żeby zrobić normalny obiad czy kolację, więc kupuje gotowe. Powoli mam tego dosyć, ale nie powinnam wybrzydzać.
- Dzisiaj w pracy Nathan przez nieuwagę przewrócił kubek z kawą i zalał wszystkie dokumenty. Jutro chyba też posiedzę dłużej w pracy i pomogę innym uporać się z odzyskaniem papierów. - mama podeszła do stołu z pachnącą kolacją. Kolejno nakładała na nasze talerze porcje makaronu z aromatycznym sosem
- Myślałem, że tylko u mnie dzieją się złe rzeczy. Dzisiaj Margaret wydrukowała złe papiery i wysłaliśmy je do innego biura. Teraz musimy czekać na zwrot i ponownie wysłać. Przez to opóźni się nasza praca i będziemy trochę daleko w tyle. -  zawinęłam na widelec porcje makaronu i szybko włożyłam ja do ust. Mimo, że bardziej smakowałoby mi robione, to te też nie jest takie złe.
- Jak się bawiłaś u Pearl? - zapytała mama. Przełknęłam zawartość moich ust i skierowałam swój wzrok na mamę
- Oglądałyśmy film. Rzucałyśmy się dla zabawy popcornem. - zachichotałam na samo to wspomnienie - Tak poza tym, to robiłyśmy to, co zawsze. - skłamałam. Często włóczymy się po mieście, albo bawimy się w klubach. Wiem, że to nie pasuje do mnie, ale czasami lubię dobrą zabawę i odrobinę szaleństwa przy użyciu alkoholu. Ponownie zamilkłam. Wolałam zająć się jedzeniem, niż rozmawianiem albo słuchaniem ich rozmów. Jednak zamiast jeść chyba raczej bawiłam się moim jedzeniem na talerzu
- Rosalie, wszystko w porządku ? - zapytała z troską mama
- Tak, jestem tylko trochę zmęczona. - odparłam. Jason wpatrywał się we mnie, jakby coś podejrzewał, albo starał się wykryć kłamstwo - Wiecie co ? Zgubiłam gdzieś w domu kluczyki i nie mogę ich od kilku dni znaleźć. - palnęłam największą głupotę na świecie. Przecież mogą mi dać inne kluczyki. Cholera, spojrzenie Jason'a czasami potrafi wszystko wykryć
- Ja mam dwa zapasowe, mogę ci jeden dać. - uśmiechnął się do mnie. Dziękuję bardzo, ale nie pomagasz.

Po skończonej kolacji udałam się do swojego pokoju. Dobrze zamknęłam za sobą drzwi, zawsze ceniłam swoją prywatność.  Z kieszeni wyjęłam portfel i telefon, po czym odłożyłam rzeczy na stolik nocny. Mój pokój jest duży, ale nie za bardzo. Łóżko stało naprzeciwko okna, obok niego rozciągał się sporej wielkości biały dywan. Ściany zostały pomalowane na odcień beżowy. Każdy mebel ma kolor jasnego brązu. Mam tu swoją oddzielną łazienkę połączoną z pokojem. Na ścianach powiesiłam wiele wspólnych zdjęć. Niedaleko łóżka, naprzeciwko drzwi od łazienki swoje miejsce ulokowała duża szafa z moimi ubraniami. W pobliżu okna znajdowała się nie zbyt duża komoda z bielizną, kosmetykami i innymi takimi rzeczami. Lubiłam przesiadywać tu całymi dniami samotnie i w ciszy. Lubię mieć spokój od całego świata. Chociaż więcej czasu nie ma mnie w domu. Byłam tak zmarnowana, że od razu położyłam się w ubraniach na łóżko. Chwyciłam telefon w dłonie, jest za wcześnie na sen. Chyba dawno nie wspominałam o tym chłopaku, z którym miałam dzisiaj styczność. Nie znam jego imienia ani nazwiska, nigdy o nie nie wypytywałam, nawet chyba zapomniałam. Wiele słyszałam o nim pod względem wyglądu i teraz go rozpoznałam. Moja przyjaciółka, Pearl dużo mi o nim opowiedziała. Podobno kiedyś siedział w więzieniu, ale za co, to nikt nie wie. Wszyscy się go boją, to chyba przez jego niebyt miłą aurę. Nie wygląda na porządnego, miłego i spokojnego chłopaka. Zwykle wolę się trzymać bezpieczeństwa, niż pakować w kłopoty. Jednak jest w nim coś .. coś pociągającego. Należy do tych przystojnych. Pewnie ma dziewczynę podobną do niego. Z tatuażami i kolczykami na twarzy. Chociaż on nie ma ani jednego kolczyka, pewnie ma tatuaże schowane pod ubraniami.  Postanowiłam wziąć prysznic, odświeżyć się. Wyjęłam z szafki czysty ręcznik, białą bluzkę na ramiączka i czarne szorty, po czym poszłam do łazienki. Jak zawsze zamknęłam je na klucz. Zdjęłam znoszone ubrania i wrzuciłam je do kosza na brudne rzeczy. Całkowicie naga weszłam pod prysznic. Puściłam ciepłą wodę, która po chwili otuliła mnie przyjemnym ciepłem. Chwyciłam w dłonie ulubiony żel pod prysznic, wylałam małą ilość i okrężnymi ruchami myłam swoje ciało. Resztki piany spłukałam wodą. Nienawidziłam wychodzić spod prysznica, ale nie mogę tak stać wieczność i marnować wodę. Po wyjściu przeszły mnie dreszcze spowodowane nieprzyjemnym zimnem. Wytarłam krople wody z ciała. Założyłam czyste ubrania i powróciłam do pokoju. Nadal za wcześnie na sen. Jednak położę się, może wcześniej zasnę.

4 komentarze:

  1. Świetnie się zaczyna, myślę że to opowiadanie może stać się jednym z moich ulubionych. :) Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy komentarz " czytam" wystarczy? Bo czasem ciężko opisać co takie opowiadanie robi i jak wpływa i uzależnia. Może brzemię jak psychopatka, ale cóż. Podoba mi się <3 ~ Pat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie, nawet to mnie cieszy i wiem, że praca nie idzie na marne ;)

      Usuń

Obserwatorzy